Gdzie jeść w Madrycie?
Madryt to pod każdym względem świetne i klimatyczne miasto. Zupełnie inne niż Barcelona, ale tak samo jak ona wciągające i pełne uroku.
Nieco ponad tydzień na zwiedzanie Madrytu to zdecydowanie za mało, szczególnie jeżeli jednocześnie realizuje się taki mega-projekt :-) Wróciliśmy do domu z ogromnym poczuciem niedosytu, dlatego nie ma wątpliwości, że przylecimy tu ponownie.
Poniżej lista adresów, która odpowie Wam na pytanie, gdzie najlepiej jeść w Madrycie – mimo krótkiego pobytu większość z tych miejsc sprawdziliśmy kilkukrotnie (Yakitoro, Mercado, Museo del Jamon, San Gines, Amorino), a przy kolejnej okazji z przyjemnością znów je odwiedzimy. Smacznego!
StreetXO
Za StreetXO stoi Dabiz (aka David) Muñoz – młody (rocznik 1980) Chef, który jest zarazem najmłodszym hiszpańskim laureatem trzech gwiazdek Michelin:
Gwiazdkowy lokal Muñoza, na który też w końcu przyjdzie (nasza) pora, to DiverXO, a StreetXO to szalony wariant alternatywny i zarazem jeden z najpopularniejszych lokali w Madrycie, do którego codziennie ustawiają się długie kolejki.
Najkrócej rzecz ujmując, StreetXO to haute cuisine w wersji streetfood. Zdecydowanie warto tu przyjść i doświadczyć konceptu Muñoza na własnej skórze. Spróbowaliśmy wszystkich dań bezglutenowych dostępnych w karcie, do tego butelka wina, a rachunek wyniósł ok. 90 EUR. To ok. 5 razy mniej niż koszt menu degustacyjnego dla 2 osób w DiverXO. Pełna recenzja StreetXO -> TUTAJ.
Kilka krótkich filmów z tego niesamowicie energetycznego miejsca (!): ZOBACZ
Gdzie: Calle de Serrano 52 (7 piętro El Corte Ingles)
Yakitoro by Chicote
Pod tym szyldem działają w Madrycie dwie restauracje należące do Chefa Alberto Chicote, prowadzącego też m.in. hiszpańską edycję Top Chefa. Yakitoro łączy w jedno japoński koncept restauracyjny i doskonałe hiszpańskie tapas.
Lokal wychodzi naprzeciw alergikom wszelkiej maści – prócz standardowego menu dostępna jest też pełna lista dań z oznaczeniami zawartości kilkunastu alergenów.
Odwiedziliśmy dwukrotnie Yakitoro przy Calle Reina 41 i spróbowaliśmy prawie wszystkich dań oznaczonych jako glutenfree. Świetne miejsce pod każdym względem – jedzenie, atmosfera, obsługa, lokalizacja. Pełna recenzja TUTAJ.
Btw, kolejny, najnowszy lokal Chicote to Puerta al Sol. Nam tym razem nie wystarczyło na niego czasu, ale warto mieć ten adres na uwadze.
Koszt kolacji dla 2 osób z butelką wina to ok. 60 EUR.
Gdzie:
– Calle Reina 41, oraz
– Paseo de la Castellana 130
Mercado de San Miguel
Będąc w Madrycie, nie można nie zjeść na Mercado de San Miguel. Targ ten jest znacznie mniejszy i bardziej kameralny niż np. Mercado da Ribeira w Lizbonie z jego rozbudowaną częścią restauracyjną, czy nawet La Boqueria w Barcelonie, ale na wybór miejsc serwujących jedzenie nie można narzekać.
Mercado de San Miguel zlokalizowany jest w najpopularniejszej części miasta – przy Plaza de San Miguel, nieopodal Plaza Mayor. Mieści się w charakterystycznym zabytkowym budynku o żelaznej konstrukcji. Tradycyjnych targowych stoisk jest tu raczej niewiele, klasyczny warzywny stragan – tylko jeden, dominują natomiast bary z tapas i winem, kawiarnie, etc. Hala targowa tętni życiem od rana do późnej nocy – pełno tu zarówno lokalsów, jak i turystów.
Warto zaglądać na Mercado o każdej porze. Jako że mieszkaliśmy niespełna 100 m od targu, codziennie rano wpadaliśmy tu na kawę i po zakupy, a czasem na wino i jedzenie.
Polecamy:
– Wina: sprzedawane w kilku punktach (na kieliszki lub butelki); najlepiej zacząć od zakupu wina, później dobrać tapas, znaleźć gdzieś wolne miejsce i jeść :-) Obsługa targu – tak samo jak w Lizbonie – sprawnie i na bieżąco sprząta po biesiadnikach naczynia i kieliszki,
– Cafe del Art: kawiarnia w portugalskim stylu, z portugalskimi winami i słodyczami, bardzo dobre espresso i americano, do którego warto zamówić porto – mają butelki z Quinta do Noval, więc warto pilnować, żeby podali właśnie to :-) Kieliszek porto kosztuje 4 EUR, espresso 1,50 EUR, americano 2,20 EUR,
– Boquerones i anchois: sprzedawane na wagę i serwowane na papierowych tackach (cena porcji ze zdjęcia – ok. 9-10 EUR),
– Pimientos de Padron: to zawsze trzeba zjeść, kiedy jest okazja (cena 2 porcji ze zdjęcia – 16 EUR),
– Tortillas de patatas: (nie wszystkie są glutenfree, dlatego warto o to pytać przed zamówieniem; cena 2 porcji – 10 EUR),
– Paella, szczególnie mocno oliwna paella negra z atramentem z kałamarnicy i paella de marisco – z lekko gumowatymi owocami morza (mała porcja – 4 EUR, duża – 7 EUR).
Jedząc na targu, jedno warto mieć na uwadze: na San Miguel wyjątkowo łatwo wydaje się kasę. Porcje są małe (to przecież tapas), a zamówienia lecą. Tu pimientos de Padron, tam boquerones, anchois, znów boquerones, ostrygi, porcja oliwek, porcja sera, jeden kieliszek wina, drugi, trzeci… I nagle masz minus 70-80 EUR, najedzony jesteś umiarkowanie, a do tego jesz przecież najczęściej stojąc przy kontuarze, ponieważ wieczorem o wolne miejsce przy barowych stolikach nie jest łatwo.
Bez dwóch zdań warto stołować się w tym miejscu, poczuć atmosferę targu, nacieszyć się południową bezpośredniością, tym jedynym w swoim rodzaju gwarnym tłumem, napić się wina, ale na pewno nie codziennie – restauracje to jednak bardziej sensowna opcja, z lepszą relacją komfortu i jakości oferty do ceny. Bardziej szczegółowy opis targu wkrótce.
El Huerto de Lucas
Ogród Łukasza. To organiczna restauracja, bar, sklep bio/eko i warzywny targ w jednym. Bardzo fajne miejsce z ekologicznym przesłaniem. Menu i podkładki pod talerze wytwarzane są z recyclingowanego papieru, wszędzie sporo roślin, które zwisają nawet spod sufitu, drewniane stoliki i krzesła, a w sklepie można kupić sporo fajnych rzeczy, np. organiczny wytrawny hiszpański cydr.
Menu ponad podziałami łączy różne współczesne trendy. Jest tu i hiszpańskie mięso z organicznych hodowli, i dania dla wegan czy bezglutenowców, i bardzo dobre organiczne wina. Gdybyśmy mieli więcej czasu, na pewno przyszlibyśmy tu jeszcze raz. Choćby po to, żeby sprawdzić, jak smakuje ich wersja spaghetti z surowej cukinii z nerkowcami (moja – TUTAJ). Obsługa super, potrawy ładnie podane. Co ciekawe, przy składaniu zamówienia kelner zasugerował, żebyśmy na początek zrezygnowali z jednego z dań i ewentualnie zamówili je później, ponieważ porcje są duże (!) To raczej nietypowa restauracyjna strategia. Za kolację dla 2 osób z butelką organicznego wina zapłaciliśmy nieco ponad 50 EUR. Pełna recenzja – TUTAJ.
Gdzie: Calle San Lucas 13
Museo del Jamon
Nazwa mówi sama za siebie. W Muzeum Szynki najważniejszy jest Jamon. Nie warto w tym miejscu oszczędzać :-). Kto nie zrobi tu zakupów albo nie zje chociaż raz, sporo straci. Już szynki za 86 EUR/kg są wybitne.
Gdzie: m.in. Calle Mayor 7
Chocolatería San Ginés
San Gines funkcjonuje 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku. To najbardziej kultowa czekoladziarnia w Madrycie. Rozpoczęła działalność w 1894 roku jako La Buñolería – churrería de San Ginés. Od początku specjalizuje się w churros i porras podawanych w towarzystwie gorącej czekolady. Churros i porras (to te grubaśne) są glutenfull, ale to bez znaczenia, ponieważ warto tu przyjść nawet dla samej pitnej czekolady (Caliente), która jest naprawdę znakomita. Największy tłok panuje w głównym lokalu, który działa non stop, ale w ciągu dnia wystarczy wejść do sąsiedniego pomieszczenia San Gines (tuż obok), by bez problemu i bez kolejki znaleźć wolny stolik. Tak czy owak, kolejką – wystającą przeważnie na ulicę – też nie warto się przejmować – bowiem ekipa San Gines uwija się jak w ukropie i błyskawicznie obsługuje kolejne zamówienia. Czekoladowa machina nie zatrzymuje się nawet na chwilę.
Ceny:
– filiżanka Caliente – 2,60 EUR
– espresso 1,90 EUR
Gdzie: Pasadizo de San Gines 5
Gelateria Amorino
I znów Amorino. Był Paryż, Lizbona, Barcelona, musi być i Madryt :-) To słynna sieć lodziarni z deserami bardzo dobrej jakości, z naturalnych składników. Swą słabość do Amorino w The Masters at Home zdradza nawet Ferran Adria (elBulli). W menu najbardziej godne polecenia są sorbety, w tym przede wszystkim dwa smaki (organiczne) – gorzka czekolada i sycylijska pomarańcza. A do tego m.in. kremowe lody pistacjowe, sorbet limonkowy i sporo innych ;-) Serwują też czekoladę Caliente, ale w porównaniu z tą z San Gines czekolada w Amorino wypada przeciętnie.
Ceny – różne w zależności od wielkości porcji, które można zamawiać w kartonowych kubkach (glutenfree) albo w waflu. Porcje ze zdjęcia to 2 x 4,60 EUR.
Czekolada Caliente kosztuje 3,50 EUR za porcję i smakuje średnio (za słodka).
Gdzie: Calle Mayor 40
Na ulicy (m.in. przy Gran Via i Calle Mayor):
– Pieczone kasztany
– Bataty pieczone w folii
Dodatkowo, warto wspomnieć jeszcze dwa miejsca, które mogą ucieszyć niejednego bezgluta, chociaż nas nie ucieszyły wcale ;-)
Pierwsze z nich to Celicioso (przy Calle Barquillo 19), która jest ponoć bezglutenową gwiazdą Madrytu. Pierwsze, co rzuca się tu w oczy, to ogrom niezdrowo kolorowych ciastek, ale… co kto lubi. Wewnątrz tłum ludzi, więc coś chyba jest na rzeczy. Bardzo nie dla nas, ale może dla Was?
A drugie – Maestro Churrero przy Plaza Jacinto Benavente. To przeciętna czekoladziarnio-kawiarnia z jeszcze bardziej przeciętnymi bezglutenowymi churros i dość arogancką obsługą. Można tu przyjść z ciekawości, ale jeden raz w zupełności wystarczy. Zamiast jeść słabe bezglutenowe churros (suche i bez smaku), lepiej po prostu nie jeść ich wcale. Czekolada i kawa jest tu OK, ale szału nie ma.
Za 2 x pitna czekolada Caliente, 2 x kawa i porcję churros zapłaciliśmy 12,50 EUR.
Przyznaję, że myśląc o tym, gdzie chciałabym się znaleźć w Hiszpanii, nigdy nie pomyślałam o Madrycie, ale Państwo przedstawili go tak, że mam ochotę się spakować i zapolować na jakiś tani bilet:) Nie dość, że piękne miasto, to jeszcze tak pełne pysznego jedzenia:) Nie miałam świadomości tego, co tu zobaczyłam.
Jak ja wam zazdroszczę! Narobiliście mi ogromnego apetytu na Madryt a sam tam jeszcze nie byłem.Szkoda że nie mogę tak często podróżować jak wy. Mam z tobą FIK-u wiele wspólnego, sam gdy tylko mogę gdzieś wyjechać to poza podziwianiem pięknych miejsc, krajobrazów zawsze staram się spróbować lokalnych przysmaków, można powiedzieć że jestem spożywczym turystą. Miejscowe specjały i obowiązkowo butelki wina zawsze wracają ze mną do Polski. Ostatnio odwiedziłem Portugalię m.in. Porto i Lizbonę i także waszym śladem odwiedziłem kilka świetnych restauracji i oczywiście lokalne targi, udałem się także po waszej rekomendacji do wine baru Vinologii w Porto. Wcześniej byłem w Stambule-tam to dopiero można się najeść i to wprost na ulicy. Tamtejszy street food jest po prostu nieziemski! Sam od niedawna prowadzę bloga http://www.winozesmakiem.net.pl na którym opisuję moje kulinarne eksperymenty i staram się przekonać do częstszego sięgania po wino, nie tylko od święta, gdyż winem możemy cieszyć się także na co dzień, może ono towarzyszyć naszym codziennym posiłkom.Wino to moja wielka pasja, sam ukończyłem międzynarodowe kursy WSET łącznie z pomyślnie zdanymi egzaminami, chciałbym związać z tą dziedziną moje życie zawodowe. Sorry, trochę się rozpisałem, z niecierpliwością czekam na dalsze recenzje restauracji, które odwiedziliście w Madrycie:). Już wiem gdzie w najbliższym czasie muszę się pojawić – Madryt!
Ty zazdrościsz nam Madrytu, my zazdrościmy Ci Stambułu – równowaga w przyrodzie musi być:-)
Madryt jest świetny. Nie warto przejmować się „artykułami” w sieci o tym, jaki to Madryt jest nijaki w zestawieniu z Sewillą czy Barceloną, albo jaka to nudna, wielka stolica, w której nie ma nic ciekawego poza monumentalną architekturą. Otóż jest:-) Naszym zdaniem Madryt jest niesamowicie klimatyczny, ma mnóstwo do zaoferowania i wciąga jak czarna dziura od pierwszego dnia. By odkryć najlepsze oblicze miasta (zawsze, nie tylko tu), trzeba się na nie po prostu otworzyć (!)
Bardzo nam miło, że wpisy FiKa posłużyły Ci w Porto jako przewodnik, o to przecież w nich chodzi:-) Na samo wspomnienie Porto i Vinologii jakoś tak ciężej na duszy, chciałoby się być tam znowu. Nasza fascynacja winem to (tylko i aż) pasja, doświadczenie i miłość szczera;-), więc gdyby kiedyś jakiś nasz tekst o winie wymagał uzupełnienia czy coś, to daj znać. Wkrótce pojawi się wpis o winach z Sardynii – jeśli podróżujesz pod kątem wina, wpisz sobie tę wyspę w obowiązkowy grafik. Pod tym – i pod każdym innym względem – jest wyjątkowa.
Z pewnością odwiedzę Sardynię, już dawno o niej myślałem, ale najbliższy wyjazd mam zaplanowany na Sycylię. Ale o Sardynii nie zapomnę ☺️
Sycylia to też świetny wybór!:-)
Hiszpania jak zawsze apetyczna:)
Moj wyjazd do Madrytu poltora roku temu wspominam jako jeden wielki festiwal pysznego jedzenia. :) Z tego weekendu bylo malo fotek, za to wiele szczescie. Pimientos de padron <3
Ja najbardziej lubię iść uliczkami i zaglądać ludziom w talerze. Jeśli coś mi się spodoba i zainteresuje, sprawdzam czy jest wolny stolik, siadam i jem:)
Ja zawsze zaczynam od boquerones, powinni mnie nimi witać już na Barajas, najlepiej jeszcze w samolocie po wylądowaniu! :P
Już sobie ostrzę żeby na Yakitoro, zrecenzowałeś to miejsce tak, że po prostu nie można go ominąć!
:-) smacznego!
Mam takie same spostrzeżenia a propos Miguela – super klimat, ale finalnie jedzenie tam wychodzi drożej niż w restauracji. Tak czy owak, przynajmniej jeden wieczór warto zarezerwować:)
Potwierdzam, do StreetXo Munoza trzeba iść, przeżycie jedyne w swoim rodzaju. Super artykuł!
Przyda się. ?
Mega przewodnik, stokrotne dzięki :D
Świetny zestaw:) planujesz taki sam wpis o Turynie?
Tak, soon!