Charlie Leduff – Detroit. Sekcja zwłok Ameryki.

Detroit. Miasto upadłe, fascynujące ogromem swej klęski; romantyczne, choć bardziej chyba budzące grozę. Epickie – jak zauważa Charlie Leduff – i jakże hipsterskie, symboliczne oraz zawsze w awangardzie, niezależnie czy w drodze do sukcesu, czy klęski. Sekcja zwłok Detroit to zdaniem autora sekcja zwłok samej Ameryki. A jej świadkiem chce być przecież każdy.

To ciekawe, że nie ma nic bardziej fascynującego dla dążących do swoich małych sukcesów ludzi, niż przetaczający się przed oczami widok klęski, obserwowanie upadku, im bardziej bolesnego, im bardziej z wysoka, tym bardziej smakowitego. To są rzeczywiste emocje, które jeszcze przybierają na sile, gdy zdamy sobie sprawę, że to, co widzimy istnieje naprawdę. Że swego czasu jedno z najbogatszych miast Ameryki, miasto, które stworzyło amerykański styl życia, Pax Americana – jak pisze Leduff, „w którym narodziły się produkcja masowa, dobrze płatne posady robotnicze, kupowanie na własność domów i zaciąganie kredytów na masową skalę”, po prostu upadło. Nie tylko zbankrutowało, ten ekonomiczny termin nie może pochwalić się wystarczającym ładunkiem emocjonalnym, ale upadło. Możemy zobaczyć to na filmach na YouTube i licznych kontach na Instagramie, zapełnionych fotkami, pięknie podkręconymi odpowiednimi filtrami, ukazującymi malownicze rudery budynków, ponownie obejmowanych w posiadanie przez przyrodę oraz rdzewiejące truchła samochodów.

Detroit_02

Są i filmy hollywoodzkie, opowiadające o życiu w slumsach 8 Mila, Gran Torino z konfliktami na tle rasowym i miastem opuszczonym przez białych mieszkańców, jest wreszcie Jim Jarmusch, który w „Tylko kochankowie przeżyją” pięknie, poetycko wręcz oprowadza swych wampirzych bohaterów po opuszczonym mieście, którego jednym z symboli jest zamieniony w parking Michigan Theater. Ale Detroit to przecież niszczejące, opuszczone biblioteki, szkoły, gmachy publiczne, fabryki, posterunki policji, przychodnie, teatry, hotele i tysiące domów mieszkalnych. Budynki w stylu art deco, projektowane przez znanych architektów, zachowujące wciąż resztki świetności, choć wyglądające jak relikty przeszłości w nowej, post apokaliptycznej rzeczywistości. Właśnie w ten świat zabiera czytelnika Charlie Leduff.

„Detroit. Sekcja zwłok Ameryki” to ten typ reportażu, w którym autor sytuuje się w roli jednego z bohaterów opowieści, właściwie na równej pozycji z bohaterem zbiorowym, tytułowym miastem i niektórymi z jego mieszkańców. Tym sposobem, wątki autobiograficzne mieszają się tu z opisami kilku dziennikarskich spraw, którymi zajmuje się pracujący w The Detroit News Leduff, oraz z historyczno-społeczno-ekonomicznym tłem sukcesu oraz klęski największego miasta stanu Michigan.

Takie podejście do tematu ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony historia rodzinna z niskopłatną pracą, narkotykowym nałogiem, a wreszcie tragiczną śmiercią w tle idealnie wpisuje się w pozbawiony nadziei scenariusz, który Detroit pisze dla większości swych mieszkańców. Do tego nadaje opowieści osobisty rys, w pewnym sensie uwiarygodniający opis upadłego miasta, ale również niejako wzmacniający mandat Leduffa do zajęcia się właśnie tą tematyką, w przeciwieństwie do piętnowanych przez autora dziennikarzy, którzy do Detroit wpadają na chwilę tylko po to, by na szybko zrobić jakiś sensacyjny materiał.

Detroit_03

Z drugiej strony, chwilami można odnieść wrażenie, że autor nazbyt często światła reflektorów kieruje na siebie samego, przedstawiając się (na równi z gloryfikowanymi strażakami) jako kierowanego poczuciem misji ostatniego sprawiedliwego; jedynego, któremu naprawdę zależy na tym, aby napiętnować panoszącą się w mieście korupcję i nieudolność władz. Osobiste wątki zaczynają więc niekiedy przesłaniać tytułowy temat, choć trzeba przyznać, że Leduff połączył wszystkie te tematy bardzo sprawnie, wychodząc ze skądinąd słusznego założenia, iż sytuację w Detroit lepiej nakreślić przy pomocy kilku jednostkowych przypadków zaczerpniętych z życia, w tym z historii własnej rodziny, niż opierając się jedynie na beznamiętnych obserwacjach i suchych historycznych faktach.

W „Detroit. Sekcji zwłok Ameryki” spotkamy więc między innymi znużonych i przytłoczonych ekonomicznymi problemami strażaków. Herosów w podartych ubraniach i dziurawych butach, którzy toczą beznadziejną walkę z plagą podpaleń pustostanów, walkę, w której ceną bywa nawet śmierć. Spotkamy skorumpowanych urzędników, szare eminencje z półświatka i władze policji starające się zamieść niektóre sprawy pod dywan, a także zwykłych mieszkańców. Takich jak na przykład Martha Barnett, której nie stać na pogrzeb, więc trzyma prochy swojej zastrzelonej wnuczki w mosiężnej urnie upchniętej w bieliźniarce. Wreszcie, bohaterem jest samo Detroit, skażone grzechem pierworodnym powstałym już u zarania rozwijającego się przemysłu samochodowego; wyludniające się i zamieszkałe przez „mężczyzn o bezczynnych rękach”, opanowane przez przestępczość, straszące tysiącami pustych budynków, umęczone pożarami, konfliktami rasowymi i chciwością jego włodarzy, w którym umiera się bezimiennie w szybie windy albo bezsensownie, jako przypadkowa ofiara gangsterskich porachunków.

Charlie Leduff przygotował naprawdę mocną książkę, momentami poruszającą na tyle, że aż trudno uwierzyć, że Detroit naprawdę leży na terenie amerykańskiego supermocarstwa. Mimo wszystko nie jest to opowieść do końca skażona pesymizmem. Ludzie żyją jak potrafią, starając się nie poddawać i zachować godność. „Można mieć nadzieję, że Detroit ponownie znajdzie się na przedzie, gdy droga znów będzie prowadziła ku dobremu” – pisze autor, niejako wyprzedzając fakty. W grudniu 2014 roku (książka ukazała się w Stanach w 2013 roku i została wznowiona na początku 2014 r.) Detroit oficjalnie wyszło ze stanu bankructwa. Zaczęto wdrażać reformy, których celem jest restrukturyzacja długu oraz ponowne zagospodarowanie centrum miasta poprzez przyciąganie – za pomocą atrakcyjnych ofert – biznesu i mieszkańców z innych miast Ameryki. Zajęto się – miejmy nadzieję, że nie tylko w statystykach – przestępczością i pustostanami. Kto wie, może jeszcze za wcześnie na sekcję, a plotki o śmierci pacjenta okazały się jednak przedwczesne?