Iglesias – Masua – Pan di Zucchero.
Nie jest łatwo zwiedzać Sardynię bez samochodu, ale… do upartych świat należy ;-) Z punktu startowego (Cagliari) w ciągu 2 tygodni wybraliśmy się na trzy wycieczki. Dziś o pierwszej z nich, której celem było Iglesias i słynna wynurzająca się z morza skała Pan di Zucchero (Concali su Terràinu). W następnej kolejności pojawi się wpis m.in. o Oristano.
Iglesias to nieduże miasto i zarazem gmina Sardynii, w prowincji Carbonia-Iglesias. Jest mniej więcej wielkości Zakopanego, zamieszkuje je niespełna 30 000 ludzików.
Najbardziej godna uwagi jest tu Starówka, dlatego warto przespacerować się zabytkowymi uliczkami i nacieszyć oczy widokami typowymi dla małych włoskich miasteczek. Stare, nadgryzione zębem czasu kamienice, wąskie uliczki tu i ówdzie upstrzone suszącym się praniem, staruszkowie wyglądający przez okna albo rozprawiający z sąsiadami przy kolorowych drzwiach z łuszczącą się farbą… Dla Włochów to wszystko to codzienność, a dla nas urlopowa sceneria, której nigdy dość – nieważne, ile razy odwiedziło się wcześniej ten piękny kraj.
Architektura współczesnej miejskiej części Iglesias również może zwracać uwagę i zapadać w pamięć ;-)
Iglesias do XIII wieku pozostawało pod panowaniem Cagliari, po którym nastał czas władztwa Pizy. Pod panowaniem Pizy Iglesias wyrosło na jeden z głównych ośrodków górniczych Sardynii, z kopalniami węgla i minerałów. Widać to wciąż (niestety) aż nadto wyraźnie np. w okolicach Masua oraz Pan di Zucchero – głównego celu naszej jednodniowej wyprawy, o czym więcej za chwilę.
Z Iglesias do Pan di Zucchero (ok. 22 km) najprościej dojechać (bez samochodu) autobusem, wybierając kurs do wioski Masua. Bilet kosztuje 2,90 EUR od osoby, można go kupić u kierowcy. Przystanek autobusowy ulokowany jest na wprost dworca kolejowego w Iglesias – nie można go nie zauważyć. Autobusy do Masua – w zależności od pory dnia – odjeżdżają mniej więcej co godzinę / dwie godziny / trzy godziny, a grafik uwzględnia także szkolne gimbusy ;-) Można nimi podróżować tak samo, jak pozostałymi autobusami kursowymi – cena biletu bez zmian.
W ten sposób dojeżdżamy do Masua – małej podupadłej wioski nad morzem, która w pierwszej połowie października 2016 sprawiała wrażenie absolutnie opuszczonej.
Budynki pozamykane na cztery spusty, z oknami zabitymi deskami, żadnych śladów życia, umowny przystanek z gatunku in the middle of nowhere… Ale nic to, grunt, że Pan di Zucchero widać na horyzoncie, co oznacza, że udało się dotrzeć do celu.
Z przystanku do plaży (Spiaggia di Masua / Spiaggia di Portu Cauli) trzeba przemieścić się na piechotę (ok. 3-4 km), mijając po drodze m.in. nieczynną kopalnię (Miniera di Masua).
Kopalnia w tak pięknym miejscu, w bezpośrednim sąsiedztwie sielankowych krajobrazów to niespodziewany zgrzyt, jeśli chodzi o oczekiwane wrażenia, a zarazem jeszcze jeden przygnębiający przykład braku szacunku człowieka do natury :-( Oraz dowód ekologicznej nieodpowiedzialności. Łatwo jest zryć ziemię, wyeksploatować, zasyfić i zniszczyć krajobraz, zbyt trudno natomiast zadać sobie przynajmniej po tym wszystkim trochę trudu i – jeśli nawet nie usunąć – to przynajmniej ograniczyć ślady tej destrukcyjnej działalności. Po co? Choćby dla potomności. Wielka szkoda, że tak to dziś wygląda.
Dla porównania – wrażeń i podziwiania uroków wyjątkowych klifów w Étretat nie zakłócają podobne obrazki.
Plaża jest maleńka, przyjemnie schowana między skałami i (w październiku) w miarę pusta. Nieopodal jest też bar, punkty sprzedaży lodów, etc. czyli z grubsza wszystko to, czego typowy plażowicz potrzebuje do szczęścia.
Powrót z Masua był nieco bardziej emocjonujący z uwagi na niepewność, czy autobus w ogóle przyjedzie. Na przystanku pustki, żadnego rozkładu jazdy, nic. Tylko nasza potrzeba powrotu do świata żywych i uporczywe podtrzymywanie nadziei, że w końcu jednak przyjedzie, bo przecież na pewno nie jest jeszcze aż tak późno, żeby okazało się, że uciekł nam ostatni powrotny transport ;-) Po blisko godzinie oczekiwania bus przyjechał i zawiózł nas z powrotem do Iglesias.
Zdecydowanie lepiej udawać się w takie miejsca autem, ale jak widać, kto chce – może dotrzeć na koniec świata także bez czterech kółek ;-)
Bilet autobusowy z Iglesias do Masua (ok. 22 km) – 2,90 EUR od osoby.
Bilet kolejowy z Cagliari do Iglesias (ok. 55 km) kosztuje niespełna 5 EUR od osoby (pociąg bez miejscówek, 2 klasa – bilet kupuje się na dany dzień i można wykorzystać go na przejazd w wybraną stronę o dowolnej godzinie dostępnej w rozkładzie jazdy).
Czytaj też:
- Gdzie na kawę, lody i ciastka w Cagliari
- Gdzie jeść w Cagliari: Su Tzilleri e su Doge – restauracja w nurcie slow food (recenzja)
- Gdzie jeść w Cagliari: Antico Caffe 1855, La Tavernetta del gusto, Frontemare
- Gdzie jeść w Cagliari: Antica Cagliari
- Mercato di San Benedetto – największy targ Cagliari
- Co przywieźć z Sardynii
- Sery z Sardynii
- Cagliari – Castello
Jak słonecznie ☀️☀️☀️ Taki październik to ja rozumiem ?
Dzień dobry, wysłałam email z pytaniem/ o namiar na Państwa nocleg w Cagliari, będę wdzięczna bardzo za odpowiedź.
Już wysłana, pozdrawiam
Też byłem :D ale w sezonie letnim (lipiec) i niestety plaża wyglądała wtedy trochę inaczej, jakby pełniej;)
:-)
Gdzie mieszkaliście podczas urlopu?
W Cagliari https://www.facetikuchnia.com.pl/index.php/cagliari-castello-sardynia/
Przynajmniej w fikowych postach można nasycić oczy pięknym słońcem i letnimi widokami. Za moim – i pewnie nie tylko moim – oknenm rozgrywa się istny pogodowy dramat. Jest 28 kwietnia i pada śnieg :((((((((((((((( zimowe pozdrowienia ze Srebrnej Góry!
Staram się jak mogę. U mnie z kolei koszmarna ulewa :/
Simply excellent!
Byłem tam, pięknie :D
A my właśnie przez brak samochodu tu nie dotarliśmy. Teraz widzę, że poddaliśmy się zbyt łatwo! ?
Fajny zakątek