Pistoię, nieopodal której stacjonowaliśmy podczas naszych toskańskich wojaży, dzieli od pięknej Lukki tylko pół godziny jazdy autostradą, ale cały urok udanych wakacji polega przecież na tym, by zawędrować czasem także w boczne i, w tym przypadku bardzo górskie, drogi.
Zadanie mieliśmy o tyle ułatwione, że mieszkaliśmy w małej mieścinie, by nie powiedzieć, osadzie ulokowanej w górach na północ od Pistoi. Położona na wysokości ok. 950 metrów n.p.m. CasaMarconi okazała się tak niewielka i dobrze ukryta, że nie tylko nie znalazła jej nasza nawigacja, ale nawet nie można jej było odnaleźć na mapie. Tu mała uwaga – Navigon we Włoszech sprawdza się nieszczególnie, a na pewno zdecydowanie gorzej niż np. w Niemczech (co nie dziwi, w końcu to ich dzieło), Holandii czy Francji. Właściwie, sprawdza się tak fatalnie, że kilka razy mieliśmy ochotę wyrzucić go przez okno. Nic dziwnego, że wszyscy znani nam Włosi, wspomagają się podczas podróży nawigacjami TomTom. Choć CasaMarconi położona jest jakieś 17 kilometrów od Pistoi, dotarcie tam zajmuje trochę czasu (szczególnie po zmroku), bowiem droga jest stroma i bardzo, bardzo kręta, a zadania nie ułatwiają pędzące z naprzeciwka i na złamanie karku auta oswojonych z terenem miejscowych.
A Casa di Filippo, czyli nasza toskańska baza w CasaMarconi, mieści trzy apartamenty, urządzone na trzech poziomach budynku. Nasz składał się z pokoju dziennego połączonego z kuchnią, wygodnej sypialni i całkiem sporej łazienki. Kuchnia wyposażona była w lodówkę, kuchenkę elektryczną, mikrofalówkę i zmywarkę. Można było spokojnie coś ugotować i codziennie wczesnym rankiem korzystaliśmy z tej możliwości. Dla leniwców lub zmęczonych życiem, na terenie posesji znajdował się też mały basen, codziennie czyszczony i w pełni zdatny do użytku. Żyć nie umierać :)
Więcej zdjęć i informacji o tym miejscu, w tym dane kontaktowe do właścicieli, na wypadek gdyby ktoś chciał spędzić w tym miejscu urlop, znajdziecie poniżej (mieszkaliśmy na I piętrze, w datach mieszczących się wg cennika w „mid season”)
Pistoia, siłą rzeczy, była naszym punktem orientacyjnym, a zarazem najczęstszym miejscem startowym bliższych i dalszych wypraw, co wcale – jak to zwykle bywa – nie przełożyło się na wzrost częstotliwości odwiedzin w tym mieście, do którego wpadliśmy na chwilę tylko raz, przy okazji.
Pistoia, której korzenie sięgają jeszcze czasów rzymskich, ma swój niewątpliwy urok, także dlatego, że nie trafia tam zbyt wielu turystów, ale nie da się jej porównać na przykład z Lukką. Warto wybrać się tam jednak na spacer, nie tylko po Piazza del Duomo, na którym wieczorem chmary dzieciaków grają – jakżeby inaczej – w piłkę nożną. Widać było, że typowo piłkarskie zachowania, takie jak np. odpowiednio teatralne wznoszenie rąk ku górze po strzeleniu gola, a nawet rajd dookoła „boiska” z zarzuconą na głowę koszulką, miały już opanowane ;-)
Dobrze przejść się także dość mocno zaniedbanymi uliczkami, od czasu do czasu natrafiając na rozsiane tu i ówdzie zabytki, takie jak San Giovanni Fuorcivitas (kościół św. Jana)
Jego charakterystyczna „paskowana” elewacja, podobnie jak w przypadku położonych przy Piazza del Duomo ośmiobocznego baptysterium, czy Cattedrale di San Zeno (Katedra św. Zenona), bardzo przypomina wiele budowli zlokalizowanych we Florencji.
Po Pistoi, pora na wypad w drugą stronę. Położoną najbliżej naszego „bunkra” miejscowością zaopatrzoną w sklep była maleńka Prunetta, z obowiązkowym kościółkiem i szeregiem przytulonych do siebie kamiennych domków, położonych tuż przy drodze.
Często przejeżdżaliśmy tamtędy samochodem, a pewnego późnego wieczoru udaliśmy się do Prunetty pieszo i w całkowitej ciemności, by spróbować pizzy w tamtejszej pizzerii – tak małej i lokalnej, jak to tylko możliwe. Bez auta, żeby bez stresu móc napić się wina ;-) Bar był lekko obskurny, ale pizze pieczone na żywo w wielkim kamiennym piecu wyjeżdżały zeń znakomite (więcej o pizzy z Prunetty – TUTAJ).
I pomyśleć, że miasteczko to liczy tylko ok. 400 mieszkańców.
Przemieszczając się dalej…
…i powoli zmierzając do doliny zatrzymujemy się na chwilę w Popiglio, położnym w gminie Piteglio. Popiglio jest niewiele większe od Prunetty i w podobnym stylu zabudowane, ale można przespacerować się tu małą, bardzo urokliwą średniowieczną uliczką, prowadzącą na tyły położonych przy drodze budynków.
Jedziemy dalej w stronę Lukki. Podążamy za kierunkowskazami, ponieważ – w co naprawdę trudno uwierzyć – nasz „niezawodny” Navigon nie potrafił Lukki zlokalizować (WTF?!). Co ciekawe, bez trudu znalazł za to na przykład położone po drodze Bagni di Lucca, gdzie z okolicznych źródeł termalnych (od których osada wzięła nazwę) mieli korzystać już Etruskowie. Widać, od tego czasu inżynierowie Navigona nie zaktualizowali map ;)
Zatrzymujemy się na kawę w Ponte a Serraglio, położonym właśnie w gminie Bagni di Lucca.
Kawiarnia mieściła się na małym ryneczku, a po przekątnej zlokalizowana była restaurację o bardzo wyszukanej nazwie Bar Italia.
Zabawne, że gdy tamtejsi goście zamawiali na deser lody, kelnerki przechodziły kilkanaście kroków do „naszej” kawiarni i przynosiły je właśnie stamtąd. Nie trzeba chyba wspominać, że choć to niewielka mieścina, ekspres do kawy gabarytami przypominał mały autobus, a kawa była – jak to we Włoszech – doskonała.
Ponte a Serraglio
Po drodze zaliczamy jeszcze jeden przystanek, ale nie sposób nie zatrzymać się chociaż na chwilę przy Ponte della Maddalena.
Kamienny most, datowany na przełom XI i XII wieku, który poddano renowacji w wieku XIV, zwraca uwagę wyjątkową architekturą z charakterystycznym „garbem” . Jakby tego było mało, pomiędzy przęsłami mostu, usytuowanymi już na brzegu po drugiej stronie rzeki prowadzą wciąż używane tory, którymi kursują pociągi.
Wreszcie docieramy do pamiętającej czasy Etrusków Lukki.
To niebywale piękne, bardzo klimatyczne miasto, którego najstarsza część otoczona jest kamiennym murem, stanowi absolutny MUST SEE podczas zwiedzania Toskanii. Naszym zdaniem – jeśli ktoś np. z uwagi na długość urlopu zmuszony jest dokonać wyboru – zdecydowanie lepiej zrezygnować nawet ze zwiedzania Florencji, w której liczba turystów na metr kwadratowy przekracza wszelkie normy przyzwoitości i skutecznie utrudnia czerpanie turystycznej przyjemności z jej niewątpliwych przecież uroków. Z Lukką jest inaczej, bo – nie wiedzieć czemu – mimo wciąż urlopowego okresu i pięknej letniej aury nie doświadczyliśmy tam większego tłumu zwiedzających.
Miejsca do parkowania samochodu najlepiej poszukać tu w mieście poza murami (odpłatnych miejsc nie brakuje, a ceny nie są wygórowane). Na teren starego miasta można dostać się przez jedną z bram. Korzystamy z Porta Santa Maria…
…i od razu trafiamy na punkt informacyjny, w którym można wyposażyć się w mapę Lukki. Zdecydowanie jest tu czym wypełnić czas, można przespacerować się deptakiem wzdłuż muru albo od razu niespiesznie zapuścić się w urocze uliczki.
Poniżej sklep z pamiątkami dla emerytowanych turystów ;-)
Kręcąc się po mieście na luzie przez cały dzień można sporo zobaczyć, ale najlepiej (wtedy, gdy nie doskwiera nikomu deficyt czasu) zarezerwować na Lukkę kilka dni, minimum dwa. To samo dotyczy zresztą innych miast, w tym rzecz jasna Sieny i Florencji, o których więcej w kolejnym wpisie.
Torre Guinigi:
Widok z Torre Guinigi (bilet wstępu: 4 EUR per capita):
Bananowiec:
FiK pomykający po mieście ;-)
Fajne delikatesy. Dobre sery, prosciutto i inne mięsne smakołyki, wina, makarony, etc. Dla turystów, ale można dobrze się zaopatrzyć.
Basilica di San Frediano
Piazza Anfiteatro
Duomo di San Martino
Chiesa di S.Michele in Foro:
Forza Italia! ;-)
Aż mi się zachciało na wakacje pojechać… wstawianie takich zdjęć o tej porze roku powinno być karalne!
Jesteśmy tak zapracowani, że teksty „wyjazdowe” trafiają tu z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Very sorry ;-)
Piękna relacja! :)
Miło obejrzeć takie słoneczne zdjęcia, kiedy pogoda za oknem jest fatalna. Jeszcze tylko kieliszek toskańskiego wina i można się delektować urokami Italii…
Super wakacje, tylko pozazdrościć. Ja też w tym roku planuję Toskanię, mam nadzieję, że pogoda będzie równie piękna jak na Twoich zdjęciach :)
Ciekawy opis, wysłałem na priv pytanie o tę miejscówkę na wytęsknionym że tak to ujmę mało elegancko „zadupiu”. Z góry dzięki za odpowiedź ;-)
Cudowna wycieczka :)
Super!
Jak ja tęsknię za Toskanią, byłam tam tak dawno temu…
Cudowna podróż i piękne zdjęcia
Też tak chcę…
Lubie czytać Twój blog, pozdrawiam
A ja już czekam na wpisy z Lizbony!
Uwielbiam Toskanię, za każdym razem gdy tam jestem, marzę o tym, by zostać w tym cudnym miejscu forever
:)
Kurde, jak ja potrzebuję wakacji
Opisane tak, że aż chce się tam być! Czekam na Porto! :P
Toskania marzy mi się od dawna, a Twój wpis chyba przekonał mnie ostatecznie do wyprawy samochodem. Mega widoki :D
Toskanię zdecydowanie najlepiej zwiedzać samochodem, masz pełną wolność wyboru miejsc, które chcesz odwiedzić. I możesz przywieźć więcej wina!;-)
czytając Twojego posta przeniosłam się tam na chwilę, toskania jest piękna
Jak cudnie!
W zdjęciach można się zakochać:)
Witaj, cudowny wpis z pięknymi zdjęciami, wybieram się niebawem na urlop w te same okolice:) pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję, życzę niezapomnianych wakacji!:-)
:)
:D :D
Wstałam dziś wcześnie (jak na mnie) rano, bo miałam się uczyć, a teraz siedzę i czytam Wasze posty z podróży… Super to wszystko opisane, a zdjęcia takie że chciałoby się rzucić obowiązki, wypłacić wszystko co uzbierało się na koncie i ruszyć przed siebie. Świat czeka, świat wzywa. Fajnie, że macie tyle podróżniczej pasji, życzę mnóstwa nowych wyjazdów, super wrażeń i mam nadzieję, że choć część z nich zostanie tu opisana, uściski FiKi :)
Wysłałem email w sprawie mieszkania wakacyjnego, będę wdzięczny za odpowiedź, pozdrawiam serdecznie
Odpowiedź już w drodze:-) pozdrawiam
Piękne fotki
Pistoia jest cudowna, mieszkałam tam 2 lata :)
Pięknie widzicie świat
Włochy są przecudne
Cudnie!
Toskania to mój ulubiony region, ma wyjątkowy klimat:)
Ja przez te trzęsienia ziemi we Włoszech trochę mam obawy teraz jechać tam np. na wakacje :/
Czekam na więcej postów z Sardynii, opis targu jest przepiękny :D
Dziękujemy:-) Nowe już wkrótce!
Dziękuję Panu za przepis na castagnaccio. Przypomniała mi się Lukka. Placek jest pyszny, dokładnie taki smak jaki zapamiętałam z tamtych wakacji. Słyszałam jeszcze o wersji z ricottą, chociaż takiej nie jadłam. Ale gdyby była szansa na przepis, byłoby świetnie, bo założę się, że castagnaccio z serkiem w Pana wykonaniu byłby równie pyszny. Ja czekam;) pozdrawiam, Lena
Castagnaccio z ricottą mam w planach:-) pozdrawiam
Bardzo miło wspominam.
Lukka jest brzydkim, szarym i brudnym miastem. Nieciekawym, do Florencji się nie umywa, a Sienie do pięt nie dorasta. Do zwiedzania/oglądania place i kościoły. Głównie kościoły, jeden w drugii takie same. Jak ktos chce zwiedzc kościoły to niech sie uda do Krakowa – wiecej, kazdy inny i taniej.
Lukka moze byc interesujaca dla historyka sztuki, znawcy/ eksperta od arcbitektury.
Jezeli chodzi o kulinaria to tez kiepsko, wiekszosc restauracji barow i kawiarni w cwentrum czyli tam gdzie przecietny turysta sie zaplacze, to lokale jak z deptaku w Makarkiej w Chorwacji. Chłam dla turystow, zeby zjesc cos w miare przyzwoitego, trzeba wyjsc na obrzeza centrum pod mury obronne, gdzie wiekszosc turystow przychodzi juz po posilku i nie wchodzi do restauracji.
Generalnie specjalnie do Lukki nie warto sie wybierac, a przy okazji przejazdem tez nie koniecznie.
piękne okolice:)
Czy możecie polecić mi jakieś fajne miejsce do zatrzymania się na urlopie w Toskanii? Najlepiej jakiś dom do wynajęcia albo apartament, na mniej więcej tydzień. Będę bardzo wdzięczna, pozdrawiam, Lena
Fajne wakacje, planuję ten kierunek w lipcu
Siemano, może ktoś polecić kolagen z tołpygi?Potrzebuję takiego do smarowania na ciało, ze względów sportowych.
Lukka jest mega!