Tajniki suszenia żywności – czy i dlaczego warto mieć dehydrator?
Nad zakupem dehydratora zastanawiam się od dłuższego czasu. Każdy, kto przegląda zagraniczne blogi o kuchni RAW (szczególnie brytyjskie, australijskie i amerykańskie, nie tylko wegańskie) z pewnością wielokrotnie miał okazję przekonać się o licznych możliwych zastosowaniach tego sprzętu. Można w nim ususzyć nie tylko owoce czy warzywa na roślinny puder (PRZEPISY), zioła, orzechy, zrobić chrupkie pieczywo czy suszoną żurawinę albo rodzynki bez cukru, chipsy i tak dalej, ale też np. przyrządzić naleśnik bez smażenia czy pieczenia – m.in. taką przekąskę, przyrządzaną właśnie w dehydratorze, można zamówić też np. w lokalu Machina Organika we Wrocławiu, który bazuje na kuchni roślinnej (ZOBACZ).
Dehydratory nie są tanie, dlatego zakup naprawdę dobrego sprzętu warto wcześniej przemyśleć, by dokonać satysfakcjonującego wyboru. Może w tym pomóc nowa książka wydana przez Galaktykę pt. Tajniki suszenia żywności. Jej zawartość koncentruje się na złożonej tematyce domowego suszenia jedzenia.
Z części przepisów wypełniających książkę można skorzystać także bez posiadania dehydratora, posiłkując się zwykłym piekarnikiem. Przekonałem się o tym w praktyce, susząc w piecu maliny, brzoskwinie, czy morele albo wypiekając kromki chrupkiego pieczywa. Na dłuższą metę może być to jednak nieco uciążliwe. Dehydrator pozwala suszyć właściwie dowolne produkty w większej ilości, a z uwagi na to, że proces suszenia przebiega w dość niskich temperaturach i w rezultacie trwa dłużej niż klasyczne pieczenie używanie w tym celu domowego piekarnika może okazać się niepraktyczne.
Zarówno same dehydratory, jak i strony internetowe oraz książki kulinarne traktujące o sposobach przetwarzania w nich jedzenia świetnie wpisują się w trend pod tytułem zdrowe odżywianie i kulinarna samowystarczalność.
Główna zaleta domowego suszenia to przede wszystkim – tak jak przy gotowaniu – nie tylko satysfakcja, ale też większa kontrola nad jakością gotowego produktu. Możesz używać świeżych, sezonowych składników i suszyć je w większych ilościach za jednym podejściem, bez sztucznych dodatków w rodzaju konserwantów czy barwników. A jeśli dysponujesz warzywami i owocami z własnego ogrodu czy działki, dehydrator wydaje się urządzeniem wręcz obowiązkowym, które nie jeden raz udowodni swoją użyteczność.
Choć dehydratory pojawiają się zwykle w pomysłach na dania i przekąski wegańskie (z warzyw, owoców, nasion, orzechów), bez laktozy, bez glutenu, etc., książka nie zamyka się w tych ramach. Poza klasycznymi przepisami na vegan-dania z dehydratora, można znaleźć tam też m.in. przepisy na suszone mięso, ryby, a nawet przekąski dla zwierzaków.
Jako że trafiło do nas kilka egzemplarzy ww. książki, FiK ma dla Was mały konkurs. Zadanie jest bardzo proste: w komentarzu pod tym postem napisz, co byś ususzył/-a i dlaczego? ;-)
Spośród wszystkich dodanych odpowiedzi wybierzemy i nagrodzimy 3. Laureaci otrzymają po jednym egzemplarzu książki Michelle Keogh Tajniki suszenia żywności.
Dodając komentarz pod wpisem na blogu, nie przejmuj się komunikatem o spamie. Żaden komentarz nie zginie i po zaaprobowaniu zostanie opublikowany na stronie. Konkurs trwa od dziś, tj. od 24 października do 10 listopada br. do północy.
Książka ukazała się nakładem Wyd. Galaktyka we wrześniu 2016 roku.
***
WYNIKI KONKURSU
Dziękujemy wszystkim za udział, zaangażowanie i dodane odpowiedzi!
Książki otrzymują:
Sylwia (komentarz z 5 listopada 2016)
Jacek (komentarz z 1 listopada 2016)
Małgosia (komentarz z 5 listopada 2016)
Gratulujemy:-) z laureatami skontaktujemy się via e-mail.
***
Oj, najchętniej lody, bo bardzo jestem ciekawa takiego smaku :), a tak poważnie to sezonowe owoce jak truskawki, jagody, poziomki, żeby zimą móc się rozkoszować smakami lata zimą :)
Najchętniej ususzyłabym wołowinę.. wszystkie wersje sklepowej są bogate w zbędne dodatki (takie jak konserwanty, cukier itp.).
Taka wołowina to chyba najlepsza przekąska podczas długich wycieczek górskich czy po prostu w trakcie wyjazdów kiedy nie wiadomo czy uda się zdobyć coś do jedzenia.
(Owoce i warzywa zawsze się znajdą, gorzej z dobrej jakości mięsem)
ps. taka wołowina to oczywiście najlepsza przekąska po dobrej gorzkiej czekoladzie <3
Ja najchętniej ususzyłabym oliwki. Suszone oliwki mają niepowtrzalny smak, są trudno dostępnym produktem, a doskonale komponują się do sałatek i są wyśmienitą przekąską.
W Polsce trudniej dostępne są oliwki świeże;-) Suszone są, może nie w każdym markecie, ale nie ma problemów z zakupem. Tak czy owak, domowe zawsze lepsze:-)
Ususzyłabym owoce, mango, liczi, arbuz, figa, brzoskwinia, morela, pomidor, każdy który wpadłby w moje ręce, kocham owoce, dla mnie suszone owoce to znakomita przekąska gdy jestem po za domem a dopada mnie głód lub ochota na coś słodkiego.
Ponieważ nie jadam jedzenia wysoko przetworzonego, to miałbym zawsze pod ręką zdrowa przekąskę.
Moja suszarka do grzybów suszy z małymi przerwami cały rok.Suszy wszystko:dzikie zioła,owoce/dzikie/,czasami grzyby,”cukierki”z dżemów i chlebki rav/surowe/.Niestety jest już wysłużona i bez programatora temperatury,który jest ważny przy odżywianiu na surowo.Przymierzam się do zakupu dehydratora i już mam mnóstwo pomysłów na jego wykorzystanie,oprócz w/w.
słodycze na bazie banana z dodatkiem orzechów z odrobiną chilli,kiełkowaną grykę-do pochrupania lub dodatku do koktailu …….
Najchętniej suszyłabym owoce: gruszki, mango, truskawki, banany, ananas uwielbiam jednak w sklepach sa bardzo drogie imię zawsze mozna sobie na nie pozwolić. Maja rowniez niezdrowe dodatki a w domowych warunkach mozna ich uniknąć. Suszone warzywa tez sa ciekawe np: pomidory, zioła, grzyby, seler.
Od pewnego czasu intensywnie myślę nad zakupem dehydratora, głównie dlatego, że mieszkam w domu z ogrodem i dużym sadem :)
Niestety zamrażarka już w pierwszych tygodniach sezonu buntuje się, gdy próbuję wcisnąć jeszcze choćby małą torebeczkę świeżych ziół.
Mam mnóstwo pomysłów na suszenie. Zaczęłabym oczywiście od mięs, głównie wołowiny, którą uwielbiam w takiej postaci.
Nie mniejszą ochotę mam też na zdrowe chipsy, zarówno na słono, ostro jak i słodko: z batatów, jarmużu, marchewki… no i przede wszystkim z jabłek z cynamonem (nareszcie mogłabym zagospodarować wszystkie jabłka z mojego sadu) i koniecznie chipsy brzoskwiniowe! Ostatnio jadłam też chipsy truskawkowe i się zakochałam!
Do zagospodarowania mam też pomidory z własnej hodowli, także suszone swojskie – to by było coś! Mogłabym je później do oliwy wrzucić i przyprawić czosnkiem … mmm… poezja.
Następnie ususzyłabym razem wszelkie warzywa „rosołowe” po czym zmielone i z dodatkiem drożdży nieaktywnych i przypraw, używałabym jako zdrowej przyprawy typu „vegeta”.
Kolejno procesowi poddałabym zioła wszelakie… rozmaryn, tymianek, miętę, szałwię, lubczyk, czosnek niedźwiedzi… i grzyby.
A na koniec coś ekstra: kwiaty jadalne!
Oprócz „pospolitych” płatków hibiskusa i róży wysuszyłabym fiołki, jaśmin (do zielonej herbatki idealny), bratki, chabry i nasturcje.
Ej dobra, przyznaję się, że w kwestii suszenia jestem… całkowicie świeża! Moja wyobraźnia do tej pory ograniczała się do suszonych ziół, grzybów i rodzynków. Twój post uchylił mi powieki a liczę, że książka otworzy je na całą szerokość.
Najbardziej chciałabym spróbować suszonego arbuza. Kocham jego smak i zapach ale wiadomo, że te, które można kupić na jesień czy w zimie nie dorastają do pięt tym letnim. Nie umiem sobie nawet wyobrazić jak będzie smakować suszony owoc, który w większości składa się z wody! Zapowiada się kumulacja słodyczy i lata w jednym cienkim listku!
Kiedyś dostałam w prezencie domowej roboty „wegetę”, czyli po prostu ususzona włoszczyzna z dodatkiem kurkumy, ziela angielskiego, lubczyku i pietruszki. Dodawana do potraw sprawia, że smakują jeszcze lepiej. Chciałabym móc sama robić sobie na bieżąco taką przyprawę.
Oprócz tego ususzyłabym śliwki. Takie zerwane prosto z drzewa. Pycha! Wiesz jak trudno jest kupić w normalnym sklepie suszone śliwki bez konserwantów?
Ja bym na pewno suszyła mango i morele bo uwielbiam je ususzone :) , pomidory też – bardzo przydatne! no i obowiązkowo wołowinkę dla mojego czworonoga :) . Jako że lubię eksperymenty to po lekturze wymienionej książki na pewno znalazło by się na mojej liście o wiele więcej pomysłów….
Co chcialabym ususzyc? Chyba latwiej byloby napisac, czego nie. Od okolo 3 lat jestem surowa weganka, do tej pory radzilam sobie z grzejnikami, a latem, przy upalach suszylam na balkonie.
Niestety, te rozwiazania nie zawsze siw sprawdzaly, sporo pomidorow mi sie zepsulo.
Marzy mi sie dehydrator, w ktorym moglabym suszyc wszystko, co mi wpadnie w rece. Np. truskawki albo poziomki, mango moje ukochane, banany na tony (jestem uzalezniona), jablka, gruszki, sliwki, rodzynki, pomidory, papryke, ach, na sama mysl az mi w sie w glowie kreci.
Wlasna suszona cebula, wlasny czosnek, grzyby, no i obowiazkowy kalafior, ktorego w sezonie pochlaniam przynajmniej 1 duzego dziennie. Taki czesciowo podsuszony z sola i oliwa smakuje niemal jak ugotowany. Suszone czipsy z jarmuzu, topinamburu czy batatow! Suszona pietruszka, mega! Albo zmiksowana z nerkowcami, z gruszka i cynamonem i kardamonem i ususzona w formie placuszkow. Nalesniki z bananow! Pierozki jablkowe albo wytrawne z burakow. Pizza surowa, tarty wszelkiej masci.
Wszystkie warzywa, ktore nie nadaja sie na surowo, albo ktore na surowo mi nie smakuja, a ktore namietnie kisze, jak np. brokul czy fasolka szparagowa albo bob.
Mamunciu! Co za tortury tak sobie wszystko wyobrazac, wszystkie soki zoladkowe mi oszalaly. Dehydratorze przybywaj!
Ja bym pewnie suszyła wszystkiego na sprobowanie. Ale najbardziej to całe słoje pysznych męciutkich ósemek z jabłek :-) wprost uwielbiam takie „chipsy” i tę ich wciągająco-uzaleęniającą słodycz połączoną z mięsistą strukturą :-) Mniam!
Wołowinę. Widziałam w sklepie kowbojską suszoną wołowinę. Cena? Niebotyczna. Cudownie byłoby zrobić taką samą.
Jako miłośnik Winnetou oczywiście wołowinę z ziołami, ryby, pigwę, wszystkie owoce jakie wpadną mi w ręce…
Jako zwolenniczka żywności nieprzetworzonej i zdrowej (czyli najchętniej domowej ;)), a także osoba tracąca zdrowy rozsądek na targu warzywnym ;), kupiłam ok. 2 miesięcy temu dehydrator. Byłam pewna, że będę go używać cały czas – od standardowego suszenia owoców i pomidorów, poprzez pulpę orzechową po mlekach roślinnych (na mąkę), aż po domowe krakersy i niesłodzone owocowe żelki… Niestety okazało się, że suszenie wygląda prosto w teorii, a moje zwariowane pomysły nie idą w parze z umiejętnościami…
Pierwsze ususzone przeze mnie jabłka były suche jak wiór, z kolei następne śliwki nie doschły w środku i po tygodniu pojawiła się na nich pleśń. Mimo niepowodzeń próbuję dalej, jabłka w końcu opanowałam ;). W marzeniach raczę się domowymi niesłodzonymi żelkami ze zmiksowanych owoców (teraz, w sezonie jesiennym, marzą mi się jabłkowo-gruszkowe z cynamonem, zamiast klasycznej szarlotki). I jeszcze krakersy z różnych ziaren, siemienia lnianego i domowej kiszonej kapusty – tak doprawionej i pysznej, że nie potrzeba dodatkowych przypraw. Takie krakersy to doskonała, zdrowa alternatywa dla kupnych chlebów. Ale i do nich, i do żelków nie znalazłam jeszcze dobrych proporcji albo suszę w złej temperaturze i efekty, chociaż bardzo smaczne, nie nadają się na wrzucenie na Instagram ;) ani dłuższe przechowywanie – a w takim właśnie celu kupiłam dehydrator (tzn. w celu przechowywania, nie wrzucania zdjęć na Instagram, oczywiście ;)).
Podsumowując: niezbędny sprzęt i dobre chęci już mam, ale podręcznik suszenia byłby dla mnie źródłem wiedzy i nowych inspiracji, a tego nigdy dość. Pozdrawiam serdecznie.
Prościej byłoby mi napisać, czego bym nie dehydrowała :). Dehydrator przydałby się mi na co dzień – np. teraz, kiedy można kupić świeże orzechy laskowe i włoskie w łupinach, tak młode, że jeszcze wilgotne – są pyszne i w bardziej przystępnej cenie niż zazwyczaj, ale szybko pleśnieją. A wysuszone utrzymałyby się dłużej, zrobiłabym zapas chociaż do świąt.
W dehydratorze robiłabym też… jogurt. Może nie dosłownie suszyła (chociaż… w sumie? Np. żelki owocowo-jogurtowe!), ale dobre dehydratory mają możliwość ustawiania bardzo niskich temperatur i regulowany czas pracy. Latem wystarczy mi parapet, ale w zimie nasz klimat nie sprzyja produkcji domowego jogurtu… I dzięki dehydratorowi już nie zdarzyłoby mi się zapomnieć o postawionym jogurcie i zastać następnego dnia małą kiszoną powódź ;).
A jak na śniadanie jogurt, to przydałoby się jeszcze cos do pochrupania ;). Trochę suszonych owoców i „granola” z surowej gryki. Ponieważ nie przepadam za przesłodzonymi, ociekającymi olejem „zdrowymi” (nawet domowymi) granolami, do sklejenia ziaren w chrupkie kąski użyłabym domowego puree jabłkowego (lub po prostu zmiksowanego jabłka) i ewentualnie zmiksowanych suszonych śliwek. Do tego trochę różnych ziaren i orzechów, cynamon, odrobina gałki – i mamy idealną granolę w temacie jesienno-świątecznym. Pyszną, nieprzesłodzoną, bez straty wartości odżywczych przy prażeniu orzechów i bez nadmiaru tłuszczu (orzechy w zupełności starczą).
Odpowiedź jest jedna: wołowina! Ta paczkowana nie odpowiada mi ani cenowo, ani składowo, ani – szczerze mówiąc – smakowo. Bardzo chciałbym ususzyć własną i choć dehydratora nie mam, spróbuję to zrobić w piekarniku.
Bym zaczela od ususzenia jablek i gruszek a potem banana..powod..bo uwielbiam a domowe najlepsze…plus jak moje dziecie troszke podrosnie moglabym robic mu suszone warzywka i zastapic je chipsami ?
Co będę suszyć? Owocowe wegańskie i bezcukrowe batoniki z dodatkiem nasion, pestek i orzechów. I musy owocowe na wegańskie bezmączne placki i naleśniki. Czytałam gdzieś nawet, że batoniki można zrobić też warzywne, choć warzywa trzeba wcześniej ugotować, więc batony nie będą RAW. W każdym razie na tyle intryguje mnie ten pomysł, że muszę go w końcu wypróbować.
A ja to bym ususzyła śliwki. Wiem, jestem straaaasznie nieorginalna ponieważ rynek jest już nimi przesycony. Można nawet znaleźć takie bez konserwantów i cukru.. ale ja po prostu KOCHAM ŚLIWKI! Przyznaję się, jestem po uszy zakochana i to już od dawna. Wpadłam … jak śliwka w kompot (sic!). No cóż, ale czyż nie na tym to polega by suszyć to na co mamy ochotę, to co chcemy zjeść. To sam proces ma nam dawać przyjemność, a efekt w postaci pyszności do schrupania ma być dodatkiem? (nie wierzę, że to napisałam. Ja!? Wybitny łakomczuch?)
Chętnie spróbowałabym się zmierzyć z przepisem na pizzę z kalafiora opracowanym przez autorkę kanału Youtube: Raw. Vegan. Not Gross, która użyła właśnie dehydratora do jej przyrządzenia. Bo urządzenie to nie służy tylko i wyłącznie do „typowego” suszenia, ale i gotowania. Pozwala ono przygotować posiłki zgodnie z filozofią raw, przy zachowaniu składników odżywczych.
Suszylabym z wielka przyjemnością to, co koniec koncow kończy najczęściej w zamrazarce! Zioła z balkonowych doniczek zostałyby drugie życie tym razem bez udziału wody ;) Pojedyncze plasterki cytryny czy pomarańczy, pojedyncze papryczka chili których nie zuzylam na czas, mnóstwo owocow które co roku zbieram w ogródku np. Porzeczki, agrest, maliny. Winogrona od teściowej które najczęściej kończą w dymionie mogłyby awansować do funkcji rodzynek i koniecznie zdecydowanie i nieodwołalnie lubczyk – moja milosc :) I kiedy tak pisze ten komentarz to dochodze do wniosku ze suszenie to bardzo dobry pomysl na resztki jest :-)
Ja ususzyłabym jogurt. Rozprowadzony na arkuszu do suszenia lub nawet zwykłej folii spożywczej po wysuszeniu przypomina toffi, tyle że ma zdecydowanie bardziej intensywny kolor. Jakby ktoś chciał wypróbować, podaję też przepis: żeby zrobić batoniki jogurtowe wystarczy zmiksować jogurt naturalny razem ze składnikiem, który nada mu smaku – mogą to być truskawki, maliny, jagody lub po prostu zioła, na przykład liście mięty. Po wysuszeniu masy można ją zrolować i pokroić w plastry o grubości 1 cm, a następnie ponownie suszyć mini-roladki przez 1 godzinę. Ponowne suszenie dokładniej osusza brzegi roladek i zapobiega ich zlepianiu w czasie przechowywania. Polecam, smakuje wybornie :)
Marzy mi się przyrządzanie w dehydratorze suszonych naleśników i innych vegan, raw, glutenfree smakołyków. DEhydrator mam wynegocjowany jako prezent na gwiazdkę (wypasiony, za ponad 2000 PLN, więc mam nadzieję, że spełni wszystkie moje oczekiwania). Fajnie, że na polskim rynku też ukazują się takie książki, do niedawna temat suszenia czegoś innego niż grzyby albo owoce na chipsy był u nas nieobecny. Najwyższa pora otworzyć się na nowe. Książka bardzo mi się podoba, jeśli nie wygram, na pewno sobie kupię :)
ususzyłabym to co rośnie u mnie na działeczce i co uwielbiają moje dwa szkraby (9miesięczyny synek i 5-letnia córka) poziomki, jeżyny, winogrona, gruszki, pietruszkę, buraczki, brukiew, seler, kalarepkę i rybki np. karpia, dorsza czy okonia (to co mężulek złowi) córka jeszcze podpowiada żeby napisać stokrotkę, bratka, różę i tulipana – jej ulubione kwiatki :)
Zastanawiam się czego bym nie próbował ususzyć jako, że bardzo lubię eksperymentować :) Niemniej jednak z pewnością na szczycie listy produktów do ususzenia znalazłyby się wszelkiego rodzaju borówki, jagody i oczywiście żurawina. Spróbowałbym też z wołowiną. Kiedyś zostałem poczęstowany takim przysmakiem i był naprawdę wyśmienity, super byłoby umieć przyrządzić coś takiego samemu. A z racji tego, że dużo podróżuje autem suszone produkty byłyby doskonałą alternatywą na zdrowsze przekąski w trakcie jazdy :) Pozdrawiam
Mięsko :-) Ususzyłabym pierś z kaczki. A może jeszcze pierś z gęsi ? Dlaczego nie :-) I dorsza – smak z Portugalii… I owoce – różne: jabłka, gruszki, śliwki, ale też mango, kiwi, ananas
Hej ?
Od jakiegoś czasu interesuję się preperingiem więc zainteresowały mnie też metody przechowywania żywności. Z korzyścią dla rodziny nauczyłam się robić przetwory, piec chleb, robić domowe sery. Z suszeniem jeszcze nie eksperymentowałam, ale słyszałam, że ususzyć można nawet ziemniaki. Chciała bym ususzyć winogrona na rodzynki bo moja córeczka bardzo lubi, bardziej nawet niż słodycze. ?
Mając tak inspirującą lekturę kulinarną- wypróbowałabym wszystkiego :-) Każdej z receptur! Dotychczas suszyłam zioła, winogrona, żurawinę, plasterki jabłka, jarmuż, seler korzenny i pomidorki moje ukochane, które jak co roku lądują w oliwie. Tajemna wiedza z Tejże książki pozwoliłaby mi na suszenie tego, co dziś wydaje mi się mało realne :-) Dlatego skromnie poproszę o jeden egzemplarz dla mnie :-) Pozdrawiam serdecznie :-)
Mięsko z indyka, perliczki czy gęsi? -czemu nie! Sery- rzecz jasna! Owoce ze sadu za domem- obowiązkowo! Warzywa z własnego warzywniaka- niezaprzeczalnie wszystkie! Zioła które zalegają skrzynki na werandzie- bezapelacyjnie! Poznać wszystkie tajniki suszenia- w mój must have się zmienia :-) Michelle Keogh Tajniki suszenia żywności- genialny sposób na zdrowe wszystko, czym obdarza nie Matka Natura :-) Poproszę :-)
Każdego dnia sięgam po suszone owoce, warzywa, czy zioła. Chętnie szykuję je samodzielnie- bo lubię wiedzieć, że jem zdrowe produkty. Lubię mieć pewność, że zdrowo karmię moją rodzinę, najbliższych. Wypróbowałabym owoce dzikiej róży, która hojnie obrodziła w tym roku i jeszcze piękni się na krzaczkach i … kwiaty miechunki, bo jej smak mnie zadziwia. Suszone pestki awokado czy moreli? Czemuż nie, tylko jak się prawidłowo suszy? By zachować to co jest najcenniejsze? Michelle Keogh – autor: „Tajniki suszenia żywności” najlepiej to wie :-) Bo każdy Facet w Kuchni miewa genialne pomysły, najlepsze projekty ma w głowie :-)
Pod wpływem tej książki szarpnąłem się na dehydrator, świetny sprzęt, polecam
Od kiedy kupiłem dehydrator, to też dużo suszę produktów na zimę. Mam działkę i dużo warzyw i owoców, których szkoda, żeby się zmarnowały, więc suszę ile mogę dla całej rodziny.