Targ w Ponta Delgada – Mercado da Graça.
Targ w Ponta Delgada
Za co tak lubimy portugalskie targi? Za wszystko, a zwłaszcza za autentyczność. Co do zasady, mercados portugueses wciąż nie poddają się komercji, dzięki czemu w niczym nie przypominają ani przestronnych odrestaurowanych hal, przeobrażanych w mniejsze lub większe centra gastronomiczne z barami, restauracyjkami i kawiarniami czynnymi do późnej nocy, ani elegancko zmodernizowanych targów z artystycznie aranżowanymi straganami. Mercado da Ribeira w Lizbonie potraktujmy jako wyjątek, który tylko potwierdza regułę, choć nawet tam przestrzeń targowa nie łączy się z przestrzenią gastro. Sąsiaduje z nią, owszem, ale działa wg innych reguł i własnego grafiku. Hale targowe w stylu największego krytego targu we Włoszech, obiektywnie pięknego Mercato di San Benedetto w Cagliari czy hipsterskiego Mercado de San Miguel w Madrycie, Mercado Lonja del Barranco w Sewilli, Mercat de la Boqueria i Mercat de Santa Caterina w Barcelonie albo San Martin i La Bretxa w San Sebastian z tradycyjnymi targowiskami w starym stylu – takimi, jakie działają jeszcze w Porto, Tavirze, Sisteron, Trianie czy Turynie – nie mają dziś wiele wspólnego. I choć targi w wersji premium doceniamy jak wszyscy, bo trudno odmówić im licznych zalet, fajnie czasem zanurzyć się w takim tyglu jak Mercado da Graça w Ponta Delgada. Pięknie prowincjonalnym, trochę obskurnym i zapyziałym, ani ładnym, ani brzydkim, po prostu prawdziwym. Ze stosami pustych skrzynek po owocach i warzywach, z alejkami wyściełanymi resztkami rozdeptanej zieleniny, a szczególnie z tą jedyną w swoim rodzaju atmosferą umiarkowanie kontrolowanego chaosu, w którym koniec końców każdy jakoś się odnajdzie.
Czytaj też:
- Azory – zestaw praktycznych informacji w jednym wpisie
- Wszystko, co chcesz wiedzieć o trekkingu na Azorach
- Lagoa do Fogo – zamiast wjechać, wejdź
- Co jeść na Azorach?
- Co warto przywieźć z Azorów?
- Dlaczego turysta to zło, czyli Azory i ich zmory
- Quinta da Jardinete – winnica na Sao Miguel
- Jak zapakować wina do samolotu?
Ponta Delgada
Targ w Ponta Delgada jest największym targowiskiem nie tylko Sao Miguel, ale i całych Azorów. Wystarczy odwiedzić Mercado da Graça w czwartek, piątek lub sobotę, a jednocześnie zajrzeć do kilku supermarketów w Ponta Delgada i w innych częściach wyspy, by przekonać się na własnej skórze, że da Graça to tak naprawdę jedyne miejsce na wyspie, gdzie bez problemu można kupić prawdziwe, pyszne jedzenie. Supermarkety zaopatrzone są naprawdę marnie, a alternatywę dla targu stanowią właściwie tylko frutarie, czyli małe lokalne warzywniaki, których ilość na wyspie nie rzuca na kolana. Poza tym, działa kilka spożywczych mini delikatesów (w tym O Rei dos Queijos, O Principe dos Queijos), w których najlepiej kupować m.in. lokalne azorskie wina i sery ze wszystkich wysp archipelagu.
Dostęp do targu i lokalnej żywności był może nie najważniejszym, ale jednak jednym z istotnych powodów, dla których na cały urlop na Sao Miguel wynajęliśmy lokum właśnie w Ponta Delgada, stolicy Azorów. Zresztą, stolica to wielkie słowo – Ponta Delgada jest małym, ładnym miastem zamieszkałym przez ok. 45 000 mieszkańców (dla porównania, populacja Sao Miguel liczy ok. 150 000 osób, całego archipelagu – 250 000, a np. najmniejszą wysepkę Azorów – Corvo – zamieszkuje na stałe ok. 500 osób). Choć przylecieliśmy na Sao Miguel głównie dla trekkingu i zielonych krajobrazów, zależało nam też na tym, by bez problemu móc robić codzienne zakupy, a wieczorem, po powrocie ze szlaku pójść na fajną kolację, napić się dobrego wina i niekoniecznie dzień w dzień jeść w tym samym lokalu. Sao Miguel jest wprawdzie największą wyspą archipelagu Azorów, ale jednocześnie trudno uznać ją za wyspę dużą. Jeżeli wynajmiesz auto – a bez własnych czterech kółek trudno tu m.in. o sensowny trekking, ponieważ docierać do punktów startowych szlaków trzeba wcześnie, a schodzi się z nich późno – szybko zauważysz, że przemieszczenie się z jednego krańca wyspy na drugi zajmuje bardzo mało czasu. Sao Miguel w najszerszym punkcie liczy ok. 85 km, a w najwęższym nie więcej niż 20 km, co oznacza, że w jeden dzień można przejść na drugi brzeg Sao Miguel i wrócić z powrotem. Wniosek? Na tak kompaktowej wyspie możesz zamieszkać gdziekolwiek. Nie ma znaczenia, czy wybierzesz urokliwe Mosteiros, senne Sete Cidades, buzujące Furnas czy tak często krytykowane w necie Ponta Delgada, ponieważ z każdego miejsca na wyspie szybko dotrzesz do dowolnego innego punktu. A o tym, że Ponta Delgada jest fajne i ma sporo uroku, napiszemy już w następnym wpisie.
Ten przemiły Pan sprzedający truskawki mówi, że jego stara kasa jest forbidden, ale po dziadku, więc fuck the rules i używa jak gdyby nigdy nic ?? Owoce sprzedaje wspaniałe ?
Mercado da Graça
Wracając do Mercado da Graça, z domu na targ mieliśmy do przejścia ledwie 2 kilometry, więc praktycznie wszystkie zakupy robiliśmy tam. Warzywa, owoce, przyprawy, herbaty, sery, wina, miody (więcej konkretów znajdziesz tutaj). Od różnorodności aż bolały oczy. Targ, może za wyjątkiem pierwszych dni tygodnia (poniedziałek i wtorek), od rana tętni życiem. Jest gwarnie, tłoczno i bardzo kolorowo. Lokalsi, jak turyści (których nie ma wielu) krążą między straganami obwieszeni torbami, ale to przyjezdni ogniskują uwagę sprzedających. Kiedy sprzedawca zidentyfikuje turystę – a do tego nie trzeba się nawet odzywać – zagaduje, częstuje, opowiada, dorzuca gratisy, czasem namawia nawet do wzięcia kilku pięknych kalafiorów za free, bo akurat zwija stragan i zostało mu trochę towaru, czyli: sprzedaje, z zachowaniem kompletu reguł skutecznego targowego PR-u :-)
Z mercado da Graça nie tylko nie da się wyjść z pustymi rękoma, ale wręcz nie należy tego robić. Produkty są świetnej jakości. Nie zawsze piękne, ale za to zawsze pełne smaku. Azorskie ananasy – małe i wspaniałe, wiadomo (więcej o nich tutaj). Portugalskie truskawki, tak samo. Z polskimi raczej nie mogą się równać (no bo które mogą), ale w sezonie smakują naprawdę znakomicie, są wielkie, soczyste i słodkie. A Portugalczycy są ze swych truskawek autentycznie dumni, więc przy okazji można pokazać, że doceniamy ich lokalny smakołyk. Nieśplik – poobijany jak cydrowe jabłko i soczysty jak marzenie. Wymieniać można by długo.
Mimo kilku wizyt na targu ani razu nie trafiliśmy na targ rybny w pełnej krasie, dlatego nie ma zdjęć, ale fish market jest i działa. Często widzieliśmy natomiast, jak wysłannicy okolicznych restauracji odbierają z da Graça dostawy świeżych produktów. O tym, gdzie warto jeść na Sao Miguel, będzie już niebawem.
W bezpośrednim sąsiedztwie targu, w budynku hali targowej działa też butik O Rei dos Queijos, o którym więcej przeczytasz w tym wpisie. To najlepsza miejscówka do zakupu lokalnych serów (jakie sery? – podpowiedź tutaj) i win pochodzących ze wszystkich wysp archipelagu. Obsługa w O Rei jest mega przyjazna, hiper cierpliwa i bardzo pomocna, asortyment – oszałamiający, a kłębiące się tam tłumy – trudne do zniesienia. Najlepiej zajrzeć do sklepu tuż po otwarciu albo na chwilę przed zamknięciem, wtedy zdecydowanie rosną szanse na zakupy w normalnych warunkach.
Podsumowując, ktoś, kto nie czuje targowego klimatu, powie „targ, jak targ, bez szału, nie ma czym się podniecać”. Dla jednych nie ma, dla innych jest ;-) Dla nas, targowych maniaków, to jedno z tych miejsc w Ponta, które zdecydowanie warto odwiedzić.
Mercado da Graça
Rua do Mercado 15, Ponta Delgada
Targ jest czynny od poniedziałku do soboty
Na targu działa nawet ujęcie bieżącej wody, w postaci kranu z prysznicem. Nie pytajcie dlaczego ;-) Ważne, że można tu umyć świeżo kupione owoce i od razu zjeść. Sprawdzone. Wzorem innych „targowiczów” przepłukaliśmy tu kilogram truskawek, wchłonęliśmy je w pięknych okolicznościach przyrody w Palais Sant’Ana w Ponta i czuliśmy się po tym tak samo dobrze, jak zwykle, więc woda nadaje się do spożycia.
O rany boskie! Po obejrzeniu tych zdjęć zdałam sobie w pełni sprawę, jak ja tęsknię za wiosną! Od kwietnia na targu w mojej okolicy dzieją się już coraz piękniejsze rzeczy, przybywa kolorów, produktów, kupujących. Jeszcze tylko 3 miesiące i skończą się moje katusze. Niech to szybko zleci, inaczej zwariuję;). Które zdjęcie mnie urzekło? Te wielkie koślawe marchewki są po prostu wspaniałe. Miłość:) pozdrawiam serdecznie i byle do wiosny:)
ja jestem targowym maniakiem, więc doskonale rozumiem, mąż zawsze mnie popędza, no bo ile można snuć się po zwykłym targu? a dla mnie wszystkie targi są niezwykłe, i zagraniczne, i polskie
Dzięki za ten cudny wirtualny spacer pośród tych wszystkich wspaniałości! Teraz jeszcze bardziej tęsknię za wiosną. Wtedy polskie targi też zaczynają wyglądać coraz lepiej:)
:-) też mam już dość tej jesiennej zimy albo zimowej jesieni, byle do wiosny!