Metallica i blog kulinarny? Ten wpis będzie pierwszym w nowej kategorii – Facet poza kuchnią

Trafiać tu będą teksty na różne niekulinarne tematy – jakie konkretnie, czas pokaże. Na pewno nie znajdziecie tu w każdym razie moich zdjęć w piżamie, nie dowiecie się, czy używam kremu pod oczy, jakiej marki odżywkę do włosów uważam za najlepszą ani do której chodzę siłowni. Chociaż, może kiedyś, kto wie… ;-)

Poniższa recenzja została odrzucona przez moją macierzystą redakcję, z uwagi na rzekomo zbyt wysoki poziom krytycyzmu. Szczerość nie jest dziś w cenie.

RECENZJA

Neil Daniels dołączył do, i tak niemałego już, grona autorów zajmujących się Metalliką. Czy można jeszcze napisać na jej temat coś nowego i czy świat rzeczywiście potrzebuje kolejnej książki o tym zespole?

Pamiętam, jak za dawnych szkolnych lat mój licealny nauczyciel polskiego prowadził donkichotowską krucjatę przeciw pojawiającym się w księgarniach streszczeniom lektur (zwanym wówczas, może teraz też, brykami), które wielu mniej ambitnym uczniom skutecznie zastępowały kontakt z pełnym wydaniem tej czy tamtej powieści. Swoją drogą, miał facet rację, bo rzeczywiście poziom tych „wydawnictw” nie był najwyższych lotów. Dlaczego jednak o tym wspominam? Ano dlatego, że przez całą lekturę „Metallica. Wczesne lata i rozkwit metalu” nawet na chwilę nie opuściło mnie wrażenie, że obcuję z takim właśnie, pobieżnym, tylko zarysowującym wątki streszczeniem, całkiem wykastrowanym z dramaturgii i pisanym pozbawionym polotu stylem, właściwym raczej hasłom na Wikipedii aniżeli książce, bądź co bądź, biograficznej.

Oczywiście, Neil Daniels od razu zastrzega, że „Metallica. Wczesne lata i rozkwit metalu” nie jest biografią, tylko historią, „która kryje się za początkowym okresem działalności Metalliki”, próbą pokazania „jak fundamentalne są cztery pierwsze albumy, nie tylko dla dyskografii Metalliki, ale również dla całego gatunku, jakim jest metal.” Jednocześnie jednak autor, z niemałą pewnością siebie zauważa, że to „jedyna książka, która szczegółowo opisuje najistotniejszy okres jego (tj. zespołu) historii – czas i miejsce, w którym wszystko się zaczęło.” Szkoda, że spośród tych trzech cytatów, tylko pierwszy odpowiada rzeczywistości.

Wystarczy sięgnąć do kilku najświeższych na polskim rynku biografii kapeli, autorstwa Joela McIvera i Micka Walla, by szybko przekonać się, że początkowy okres historii zespołu wcale nie został przedstawiony w „Metallica…” tak szczegółowo, jak się to autorowi wydaje. Książka nie zawiera żadnej nowej informacji biograficznej, bo przecież za takie nie można uznać na przykład opowieści o pielgrzymce Larsa Ulricha do Anglii na koncert Diamond Head czy też o genezie nazwy zespołu (która zresztą przedstawiona została tu w tak skrótowy sposób, że nie wynika z niej nawet wprost, iż pomysłodawcą szyldu był w istocie Ron Quintana). Co więcej, autor przedstawia fakty w sposób nie dość, że skrótowy, to jeszcze momentami rażąco pobieżny i bałaganiarski, nie starając się nawet powiązać ich ze sobą. Ponadto, wciśnięte w treść książki biograficzne noty o muzykach i niektórych zespołach są telegraficzne jak hasła w encyklopedii. Danielsowi zabrakło niestety umiejętności poprowadzenia ciekawej opowieści, i stanowi to kluczową wadę jego dzieła.

Swoje robią też utrudniająca lekturę składnia, nieścisłości i niezręczne sformułowania, które jednak trzeba przypisać tłumaczowi. Z książki możemy dowiedzieć się na przykład, że Devil’s Tuning Fork to symbol Iron Maiden (zamiast Judas Priest), Joe Satriani był mistrzem gry na podstrunnicy (prawdopodobnie zbyt dosłownie przetłumaczone pojęcie fretboard master), zaś w składzie szkolnego zespołu Cliffa Burtona EZ-Street, znaleźli się (uwaga, bo to rewolucyjna informacja!) „Mike Bordin z Faith no More, Ozzy Osbourne, który miał swój solowy projekt oraz Big Jim Martin również z Faith no More”.

Zapewne Neil Daniels zdawał sobie sprawę, że na temat Metalliki napisano już właściwie wszystko, dlatego całkiem słusznie spróbował podejść do tematu od nieco innej strony. Niestety, nie powiódł mu się zamiar przedstawienia muzyki amerykańskiej formacji na szerszym tle. Informacje o wpływie kapel z nurtu NWOBHM (w szczególności Diamond Head), jak również Venom czy Mercyful Fate na Ulricha i spółkę znajdują się w niemal każdym innym źródle, a Daniels na dobrą sprawę ograniczył się tylko do umieszczenia w książce wspomnianych biograficznych notek, ewentualnie cytatu z jakiejś wypowiedzi.

Jeszcze gorzej przedstawia się kwestia ukazania wpływu Metalliki na metalową scenę. Prócz ogólnikowych i sztampowych stwierdzeń w rodzaju „Metallica w sensie dosłownym zmieniła oblicze metalu”, trudno znaleźć tu jakieś konkrety. Za konkret nie może przecież uchodzić wypunktowanie w treści kilku innych kapel, działających w Bay Area, ani tym bardziej Załącznik II, szumnie nazwany „Amerykański thrash metal – przegląd twórczości”, który arbitralnie grupuje zespoły w ligi (gdyby ktoś pytał – Testament do liga druga, a Death Angel trzecia, co to w ogóle za pomysł?), i w którym zabrakło między innymi Overkill.

Recenzując „Enter Night” Micka Walla wspomniałem, że kolejna pozycja traktująca o tym zespole powinna być wolna od niedociągnięć, wnosić więcej nowych, nieznanych wcześniej faktów, pozwolić spojrzeć pod innym kątem na amerykańską legendę, czy wreszcie – zmierzyć się z próbą wyjaśnienia fenomenu Metalliki. Neil Daniels miał pomysł, spróbował podjąć się tego zadania, ale zabrakło mu zaangażowania, wnikliwości, wyjścia poza schematy myślenia o thrash metalu i roli Metalliki dla rozwoju tego gatunku (nieszczęsne, powtarzane jak mantra pojęcie „Big 4”), wreszcie –  last but not least – literackiego talentu.

Neil Daniels – Metallica. Wczesne lata i rozkwit metalu
Wydawnictwo Anakonda
Tłumaczenie: Anna Czyżewska
224 strony, okładka twarda