Ufomammut & Usnea w Firleju.
Nowa płyta, kolejna trasa i jeszcze jeden koncert w Polsce. Prawie wszystko po staremu. Z małym prywatnym jubileuszem.
Zespół grał już u nas wielokrotnie, nie ulega jednak wątpliwości, że to właśnie Wrocław jest tym szczególnym miastem, w którym zawsze działo się najwięcej i najlepiej. To właśnie tu, w 2009 roku w Firleju w ramach śp. Asymmetry Festival, Ufomammut po raz pierwszy zawitał do naszego kraju, dając doskonały występ. Tutaj – ponownie w ramach Asy, choć w innej lokalizacji – zespół zagrał w 2013 roku potężny, zapewne najlepszy (w Polsce) koncert, podczas którego ostatecznie udowodnił, że jest siłą, z którą trzeba się liczyć. Wreszcie, po raz kolejny wpadł do Firleja promując świetny, ostatni album zatytułowany 8 i grając jeden z najlepszych gigów od dłuższego czasu. Nasz prywatny jubileusz również związany jest z moim rodzinnym Wrockiem – to właśnie tu widzieliśmy Ufomammut po raz pierwszy. I także tu po raz… dwudziesty.
Usnea
Zanim jednak Włosi zainstalowali się na dobrze znanej już sobie scenie Firleja, wieczór otworzyli kumple z trasy koncertowej. Amerykańscy podopieczni Relapse z Usnea we wrześniu br. wydali swój trzeci album Portals into Futility. Doom metal w wykonaniu zespołu – zwłaszcza w porównaniu z gwiazdą wieczoru, jest znacznie bardziej melancholijny, a mocniejsze fragmenty przeplatają się z łagodniejszymi, niemal post-rockowymi wyciszeniami. Publiczność pozostała raczej statyczna, ale ogólnie występ zabrzmiał naprawdę nieźle.
Ufomammut
Po kilkunastu minutach problemów ze sprzętem Ufomammut wyruszył w muzyczną podróż, z każdą kolejną chwilą nabierając mocy. „8” to album wypełniony surowymi dźwiękami. Z perspektywy historii zespołu, najmocniejszymi od wielu lat. Nic więc dziwnego, że całość znakomicie sprawdziła się na żywo. Nie bez znaczenia pozostawał też fakt, że nowa płyta nagrana została od początku do końca na żywo. Trio miało więc świetnie ograny materiał i tę cenną pewność siebie, podbudowaną dodatkowo coraz bardziej imponującym koncertowym dorobkiem, wyraźnie widać było na scenie. Podobnie, jak miało to miejsce przy kolejnych krążkach od czasów Eve, kapela wykonała „8” w całości. To bardzo dobra strategia, szczególnie dla tej części publiczności, która nie miała wcześniej okazji zapoznać się z nowym materiałem.
Set zabrzmiał potężnie i z mocnym bujającym groove oraz częstszymi niż zwykle, niemal krzyczanymi partiami wokalnymi. Zachowując ciężar i kosmiczną atmosferę, zespół dodał do swych kompozycji więcej niemal rockowej motoryki, pozostawiając nawet chwilę na gitarowe zabawy Poi. Przy okazji, Poia odłożył na kołek ogranego Gibsona SG i sięgnął po instrument włoskiej marki Jailbreak Guitars. Wykończony na biało model, nazwany UfoVixen, oparty jest na klasycznym metalowym kształcie Gibsona Flying V. Wyposażony został w komplet przetworników The One zaprojektowanych przez Johana Lundgrena, który zaopatruje w swoje wyroby m.in. firmę Hagstrom. Wśród użytkowników tych pickupów można wymienić Ghost, At The Gates, Meshuggah czy The Haunted. Kto wie, może to również jeden z powodów takiego brzmienia?
Kolejny koncert w Firleju jak zwykle przełożył się na bardzo udany wieczór. Nie tylko ze względu na jubileusz.