David Frenkiel i Luise Vindahl: Zielono i zdrowo (The Green Kitchen) – recenzja.
Po książki kucharskie sięgam sporadycznie, a jeśli już do tego dochodzi, zależy mi przede wszystkim na tym, by były to publikacje, które w jak najwyższym stopniu pozostają w zgodzie z moją filozofią gotowania, podejściem do składników i zasadami obowiązującymi w kuchni. „Zielono & zdrowo” to tytuł, który okazał się spełniać te oczekiwania.
Nieczęsto zdarza się, że po przestudiowaniu takiej książki mam ochotę przetestować zdecydowaną większość (ba, prawie wszystkie!) dań, a jeszcze rzadziej odpowiada mi pełna koncepcja przepisu podana przez autora. Zazwyczaj muszę dostosować ją do swoich potrzeb, coś zmienić, bywa, że radykalnie, pozostawiając w ostatecznym rozrachunku tylko bardzo ogólny pomysł. Nie ma w tym zresztą niczego złego, do tego samego zachęcam także czytelników mojej książki, ponieważ jestem zdania, że sam pomysł na danie, który umożliwia odbiorcy łatwe rozwinięcie go zgodnie z indywidualną filozofią gotowania i upodobaniami smakowymi jest równie (może nawet bardziej?) wartościowy niż przepis do wykorzystania od A do Z.
„The Green Kitchen” to dla mnie swoiste odkrycie, ponieważ Luise Vindahl i David Frenkiel prezentują podejście do gotowania, które jest mi naprawdę bliskie; zaproponowali cały szereg potraw, które odpowiadają mi właściwie w 100%. A do tego, kiedy czytam wstęp do książki autorstwa Davida i widzę zdania w rodzaju: „Nie mamy idealnie wysprzątanego domu, ale przepadamy za pełnowartościowym jedzeniem” mam wrażenie, jakbym czytał o nas:-). Prawda jest taka, że pod tym i pod wieloma innymi stwierdzeniami z pełnym przekonaniem mógłbym się podpisać.
I wbrew pozorom nie chodzi tylko o fakt, że blisko 90% przepisów jest tu bezglutenowych, ale przede wszystkim o wykorzystanie składników (owoców, warzyw, nasion czy kasz) w sposób wyraźnie świadomy, pomysłowy, a jednocześnie naturalny. Od razu widać, że autorzy nastawieni są na zbilansowaną, zdrową dietę, wolną od gotowców i przetworzonych produktów o składach, które dosłownie jeżą włos na głowie. Być może znaczenie ma tu też ich skandynawskie pochodzenie z filozofią życia blisko powiązanego z naturą i rozwiniętą potrzebą świadomego sięgania po naturalne i wysokiej jakości składniki.
Nie jestem weganinem i zasadniczo nie widzę sensu w poddawaniu się niektórym ograniczeniom związanym z tą dietą, takimi jak choćby wykluczanie miodu. Znacznie bliższa jest mi natomiast stanowiąca tu myśl przewodnią kuchnia wegetariańska (choć pojawiają się także przepisy wegańskie albo takie, które weganie łatwo zaadaptują na swoje potrzeby), która bazuje na roślinach, ale jednocześnie nie rezygnuje z jaj, miodu, czy nabiału. Co więcej, widać, że nie jest to książka komponowana na siłę czy krojona pod z góry założoną tezę. Nie miałem okazji poznać bloga, którego prowadzą autorzy – para zarówno w kuchni, jak i w miłości – ale odnoszę wrażenie, że przepisy z „Zielono & zdrowo” rzeczywiście oddają ich podejście do gotowania, a szczerość – w przeciwieństwie do planowania książki na zasadzie, ‚co się dobrze sprzeda/co jest modne’ w danym momencie – ma tu dla mnie kluczowe znaczenie.
Równie kluczowa jest rzecz oczywista – przepisy mają się sprawdzać, potrawy mają się udawać, a ich opis musi odpowiadać rzeczywistości. Jak to działa w praktyce? Na początek przetestowałem trzy przepisy z książki: ‚Placuszki bez mąki z bananami i kokosem’ (PRZEPIS), ‚Makaron z cukinii z marynowanymi grzybami’ (PRZEPIS) oraz ‚Sucharki wieloziarniste z pomarańczowym całusem’ (PRZEPIS).
Każda z tych potraw / przekąsek udała się bardzo dobrze i była naprawdę świetna, choć nie obeszło się bez drobnych, chwilami zaskakujących, nieścisłości. W przypadku placuszków, w mojej ocenie z podanych proporcji nie sposób uzyskać 10 placków; ja – niczym wzorowy przodownik pracy wyrobiłem 200% normy (!) i usmażyłem ich 21! Do tego, wnioskując z podanej w przepisie średnicy patelni i ilości wysmażonych placków, można założyć, że moje placki były nieco większe, a więc po dopasowaniu ich do rozmiarów przyrządzonych przez autorów, powinienem otrzymać ich jeszcze więcej. Tak czy owak, były pyszne, a dobrego nigdy za wiele, czy nie tak?
Drobna niezgodność wkradła się również do przepisu na makaron z cukinii. Bardzo gęsta pasta z nerkowców, uzyskana z podanych proporcji miałaby sens przy użyciu zwykłego mącznego gotowanego makaronu, kiedy niewielka ilość wody pozostałej po jego gotowaniu odpowiednio by ją rozcieńczyła, dzięki czemu orzechowa pasta przeobraziłaby się w sos. W przypadku zawartego w książce przepisu na surowy makaron z cukinii trzeba było poradzić sobie inaczej (szczegóły znajdziesz w PRZEPISIE). Najważniejsze jednak, że opisane sytuacje nie stanowią problemów (o ile w ogóle w przypadku np. nadmiaru smacznych placków można mówić o problemie;-), z którymi nie poradzi sobie nawet początkujący domowy kucharz. Jakby nie było, gotując zawsze należy zachować czujność i reagować na okoliczności. W przeciwnym razie w kuchni byłoby nudno:-)
Generalnie, „Zielono & zdrowo” ma tylko jeden poważniejszy feler – brak spisu treści. Indeks nie jest wystarczająco pomocny, a nazwy rozdziałów w rodzaju „Lekkie posiłki” czy „Na drogę” są zbyt ogólnikowe i wcale nie ułatwiają szybkiego wyszukiwania. Nie pozostaje zatem nic innego, jak zaznaczyć karteczkami wybrane do sprawdzenia przepisy, co zresztą sam praktykuję. Ilość karteczek dodatkowo sugeruje później, którą książkę warto zdjąć z półki.
Poza tym, książkę – pięknie wydaną, okraszoną apetycznymi zdjęciami, a przede wszystkim wypełnioną przepisami, które od razu chciałoby się zrobić – aż przyjemnie wziąć do ręki.
Zielono & zdrowo zachowuje również komplet standardów atrakcyjnie wydanej i wytrzymałej publikacji kucharskiej, która powinna dobrze służyć przez lata. Ma odpowiedni format, przyjazny i czytelny layout, twardą oprawę, jest szyta (nie klejona). Każdemu przepisowi towarzyszą zdjęcia, które – muszę przyznać – bardzo mi odpowiadają, przede wszystkim przez ich naturalność i brak tak irytującego (i tak częstego) przestylizowania. Są ładne i apetyczne, ale nie sztucznie odpicowane. Doceniam brak przeładowania dodatkami, zbędnymi ozdobami i nadmiernie upstrzonym tłem – tu fotografie koncentrują się na potrawie. Niektóre zdjęcia są niedoświetlone i nawet jeśli poddano je lekkiemu retuszowi, nie noszą śladów ingerencji Photoshopa. Jeśli dodać do tego wszystkiego rozsądną ilość umiejętnie dobranych, sympatycznych i ciepłych fotografii lifestylowych (ogród, pory roku, rodzina, etc.), całość robi naprawdę świetne i niezwykle pozytywne wrażenie.
Kolekcjonuję nałogowo różne fajne rzeczy, ale książki kucharskie nie mieszczą się w tym katalogu. Mam ich może ok. 50, powtykane w różnych miejscach i o zdecydowanej większości na co dzień nie pamiętam. Jest tak pewnie dlatego, że nie widzę sensu tworzenia kolekcji książek kulinarnych idących w setki czy nawet tysiące sztuk, których zazwyczaj głównym zadaniem jest wypełnianie przestrzeni i gromadzenie kurzu. Posiadać a użytkować – to zasadnicza różnica, bo przecież książka kucharska to nie muzealny eksponat. Na szczęście taki los „Zielono & zdrowo” nie grozi. Dawno nie trafiłem na książkę tak zgodną z moim stylem i podejściem do gotowania. Podejrzewam, że na kolejną przyjdzie mi trochę poczekać. Polecam – gdybym jej nie kupił, chciałbym dostać ją w świątecznym prezencie:-)
David Frenkiel i Luise Vindahl – The Green Kitchen (Zielono & zdrowo)
Wyd. Buchmann, 2015
245 stron, okładka twarda
Polecam też drugą część niedawno wydaną Green Kitchen Travels, przepisy inspirowane podróżami no i blog jest świetny. A w podobnej stylistyce My New Roots (książka i blog) czy Amy Chaplin At Home with Whole Food Kitchen.
Dzięki za rekomendacje:-)
Dziękuję za recenzję, kupiłam książkę i jestem zachwycona!
Świetna recenzja
Książka jeszcze lepsza:-)