Nie spodziewałem się tłumów, jednak warszawski koncert Vista Chino pokazał, że muzyka Kyuss wciąż cieszy się w naszym kraju niemałym sentymentem.

(…) Malkontenci już w związku z premierą debiutanckiego albumu Vista Chino „Peace” marudzili, że Fevery to nie Josh Homme (jakże błyskotliwe uwagi, warto jednak pamiętać, że Homme AD 2013 to nie Homme AD 1993, niestety), ale nie widzę w tym większego sensu, bo Bruno naprawdę daje radę. I robi to już od czasów, gdy towarzyszył frontmanowi w jego projekcie Garcia plays Kyuss. Sam Garcia, za każdym razem, gdy widzę go na scenie, śpiewa coraz gorzej i z coraz większym wysiłkiem, ale mimo wszystko wciąż dość dobrze potrafi sobie z tym poradzić, więc większych zgrzytów nie było. Co ciekawe, znacznie lepiej idzie mu wokalnie z repertuarem Kyuss; materiał z „Peace” chwilami był dla niego wyzwaniem. Za to Bjork, który przecież niemało naśpiewał się w życiu, zgrabnie połączył grę na perkusji i śpiew w otwierającym bisy „Planets 1&2”.

Vista Chino_7

Vista Chino_5

Vista Chino_4

Vista Chino_3

Vista Chino_2

Skoro mowa o repertuarze, obyło się bez niespodzianek. Kompozycje z „Peace” swobodnie mieszały się z megahitami Kyuss, wręcz owacyjnie witane przez publiczność. Mike Dean przez cały set przebywał w swym czterostrunowym, wewnętrznym świecie, za to szalejącemu „tłumkowi” z tajemniczym uśmiechem Mona Lisy cały czas przyglądał się Fevery. Garcia jak zwykle nie spoufalał się z widzami, ale sprawiał wrażenie bardzo ukontentowanego z takiego przyjęcia, a pod koniec setu wręcz pokraśniały z zadowolenia przybijał piątki z pierwszym rzędem publiki. Świat się kończy! A Kyuss lives…

Pełny tekst relacji i galerię zdjęć znajdziesz na TEJ STRONIE.

Vista Chino_1

Tekst: FiK
Foto: FiK-owa (zdjęcia zostały wykonane sprzętem Canon)

Vista Chino_6