Jamie Oliver – Gotuj zdrowo dla całej rodziny.
Dziś – 26 października 2016 r. – polską premierę ma najnowszy tytuł Jamie Olivera – Gotuj zdrowo dla całej rodziny.
Zdaniem JO dobre rodzinne gotowanie powinno koncentrować się na jedzeniu, które daje przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa, jest proste w przygotowaniu, poprawia nastrój i będzie satysfakcjonować wszystkich domowników. Bywa, że osiągnąć taki rezultat nie jest łatwo, ale Jamie twierdzi, że na wszystko jest sposób i dokłada jeszcze jeden warunek: zdrowie.
Jak gotować, by uszczęśliwić rodzinę, a jednocześnie podawać jej potrawy nie tylko smaczne, ale też lekkie, zdrowe i zbilansowane pod względem wartości odżywczych? Jamie przekonuje, że jego książka rozwiąże wszystkie te problemy. Warto sprawdzić, czy ma rację ;-)
Dodatkowo, mały konkurs:
Zadanie jest bardzo proste: w komentarzu pod tym postem napisz, jaka potrawa lub deser najmocniej kojarzy Ci się z dzieciństwem?
Spośród wszystkich dodanych odpowiedzi wybierzemy i nagrodzimy 3. Laureaci otrzymają po jednym egzemplarzu książki J. Olivera – Gotuj zdrowo dla całej rodziny.
Dodając komentarz pod wpisem na blogu, nie przejmuj się komunikatem o spamie. Żaden komentarz nie zginie i po zaaprobowaniu zostanie opublikowany na stronie. Konkurs trwa od dziś, tj. od 26 października do 10 listopada br. do północy.
Książka ukazała się nakładem wyd. Insignis (2016).
***
WYNIKI KONKURSU
Dziękujemy wszystkim za udział, zaangażowanie i dodane odpowiedzi!
Książki otrzymują:
Katarzyna (komentarz z 5 listopada 2016)
Eliza (komentarz z 1 listopada 2016)
Urszula (komentarz z 2 listopada 2016)
Gratulujemy:-) z laureatami skontaktujemy się via e-mail.
***
Chyba najbardziej pamiętam proste jedzenie-kisiel żurawinowy,który uwielbiałam oraz smażone ziemniaczki z cebulką w wykonaniu mojego ojca.Najlepsze były te brązowe czyli dobrze wysmażone :) No i pieczony kurczak z prodiża! Rarytas.Cóż,dzisiaj preferuję zupełnie inną kuchnię ;) Pozdrawiam!
Z dzieciństwem najbardziej kojarzy mi się znienawidzona przeze mnie i moje rodzeństwo kasza manna na mleku z syropem. Fuuuj! Już chyba wtedy czułam, że gluten nie jest dla mnie. Mama w pewnym momencie zrozumiała, że nigdy nie pokochamy tego dania, więc zaczęła nam robić domowe galaretki owocowe. Ten smak pamiętam do dzisiaj i wiele razy próbuję go odtwarzać na nowo.
Z dzieciństwem najbardziej kojarzy mi się ciasto drożdżowe mojej babci. Takie z rodzynami i kruszonką na wierzchu. Idealnie wilgotne, najlepsze na ciepło ze szklanka mleka! Pamiętam ten zapach jakby to było dzisiaj. Uwielbiałam z dziadkiem zjadać się tym ciachem.
Z dzieciństwem kojarzy mi sie babka ziemniaczana, która robiliśmy wspólnie rodzinnie. Kiedyś rodzice nie posiadali maszynki do tankowania ziemniaków wiec trzeba było robić to ręcznie. A babkę piekliśmy nie w piekarniku a w prodziżu :) i pamietam to obserwowanie z góry przezvmslutka szybkę czy juz skórka jest upieczona i chrupiąca ;) ehhhh aż sie rozmarzyłam :)
A mi z dzieciństwem kojarzą się kolacje z dziadkami na wsi: truskawki ze śmietaną i cukrem, do tego chałka (zwana przez mojego dziadka „warkoczówką”) i mleko prosto od krowy z metalowego kubka. Mleko takie naprawdę prosto od krowy, jeszcze ciepłe, przecedzone tylko przez gazę. Chodziłam po nie do sąsiadki, kiedy zaczynała doić krowy tak po prostu na łące, ręcznie. Pamiętam wieczorną rosę na łące, cykanie świerszczy i kumkanie żab. Wszystkie nieodłączne elementy :)
100% dzieciństwa – chleb smażony z cukrem :) i nic na to nie poradzę :)
Co mi się kojarzy z dzieciństwem??? mam i negatywne i pozytywne skojarzenia…negatywne to znienawidzona zupa mleczna podawana w przedszkolu :( na mysl o tym, ze będe musiała ją zjeść dostawałam rozstroju żołądka ;) a pozyytwne to na pewno mega przepyszne kotleciki mielone z baraniny robione przez moją mamę :) i do tego surówka z białej kapusty…po prostu bajka…do dziś pamiętam ten charakterystyczny smak
Dla mnie to byla mega prosta rzecz – kromka angielki(bulka paryska) z masłem a do tego kubeczek poziomek zebranych prosto z działkowego krzaczka ze śmietanà i cukrem. Taki podwieczorek serwowali mi dziadkowie podczas wakacji na ich dzialce:)
ciasto makaronowe smażone na piecu i jeszcze chleb na patelni z masłem posypany cukrem.. zgłodniałam o tak nieprzyzwoitej porze :)
U mnie zdecydowanie będą to kopytka, polane masłem i smażoną w maśle bułką tartą, posypane cukrem i cynamonem. Niezbyt wyszukane, ale to jedna z nielicznych potraw, które nasza mama umiała sama zrobić. Tym bardziej odległe wspomnienie, że i z glutenem i cukrem pożegnaliśmy się juz definitywnie. Na szczęście cynamon dalej cieszy jak dawniej, a chyba możliwość zakupu prawdziwego cejlońskiego czyni go bardziej aromatycznym.
Gruszki z sosem waniliowym. Deser babci
najbardziej z dzieciństwem kojarzy mi domowe babcine jedzenie- smak barszczu, pierogów czy domowy pieczony chleb z miodem z własnej pasieki. A na śniadanie koniecznie kasza manna na mleku czy kluski lane :)
Trzy potrawy takie bardzo moje a raczej „nasze”
Maciane (smażon-duszone ziemniaki z cebulką które maczałam łyżką w siadły mleku), Kanapki kapitańskie ( Kroma chleba dużo masła kawałki czosnku i sól) i kogiel-mogiel który nie wyszedł mi na dobre ale pyszny był :)
Smak dzieciństwa oczywiście, to wspomnienie mojej Babci! Pamiętam ten zapach, gdy stawała w drzwiach wielką torbą pełną pyz. Po radości z przybycia Babci porywałem jedną z pyz i zjadałem „na sucho”. Oczywiście te kupne nie umywają się. Pyza babcina była kilka razy większa, wyjątkowo puszysta i pochłaniała każdą ilość sosu z kaczki.
Żałuję, że babci nie ma już z nami, ale żałuję też tego, że nie zdążyła nam przekazać tej genialnej umiejętności, a smak tych pyz pozostał jedynie pięknym wspomnieniem z dzieciństwa.
1. racuch z jabłkiem
2. kogel-mogel
3. chleb ze śmietana i cukrem
4. pieczone jabłka prababci !!! ;)
Ale się mi na wspomnienia teraz zebrało!
Moje dzieciństwo opierało się na 4 niezmiennych przepisach:
1. racuch z jabłkiem
2. kogel-mogel
3. chleb ze śmietana i cukrem
4. pieczone jabłka prababci !!! ;)
Ale się mi na wspomnienia teraz zebrało!
U mnie są dwa smaki dzieciństwa – jabłka w cieście oproszone cukrem pudrem. I ta magiczna chwila przed gdy Mama wycinała ogryzek jabłka specjalną wycinaczką. Oraz kisiel z mleczkiem waniliowym, które kręcił Tata. Zawsze czekało na kisiel na lodówce poza zasięgiem dziecięcych rączek :-)
Zdecydowanie pierogi z truskawkami, jagodami, paczki smażone przez babcie i barszcz ukraiński.
Bułka kanapkowa z masłem, z pokrojonymi na plasterki truskawkami, całość posypana cukrem. W tle włączone radio z audycją Lato z radiem.
Ugotowane i jeszcze gorące kartofle dziadek układał na blasze kuchni. Jednym szybkim ruchem miażdżył je dłonią i podpiekał z obu stron aż powstanie chrupiąca skórka. Absolutnie niepowtarzalny smak? Smak nie do odtworzenia w naszych nowoczesnych kuchniach?
Placki na przekąskę. Danie główne to botwinka ale nie taka zwyczajna. Botwinka wiadomo zupa z młodych buraczków z liśćmi i łodyżkami zabielana śmietaną. Do tego kartofle gotowane osobno i podawane osobno z koperkiem i skwarkami ze słoniny?
Był też deser. Babcine ciasto drożdżowe pieczone w prodiżu wg tajnej receptury?
To się nie wróci…
Z dzieciństwem najbardziej kojarzy mi się zupa brukwiowa na gęsich szyjach do dziś jest moją ulubioną zupą. Jedliśmy ją od listopada do wiosny – babcia zawsze umiała przechować brukwie do wiosny. mniami :)
Z dzieciństwem najbardziej kojarzy mi się smażony chleb moczony w jajku, makaron z ketchupem oranżada w proszku
Karmelki domowej roboty. ? Idealny deser dla masochisty, jak to teraz wpominam. Nie dość, że lubiły się przypalić, to po wylaniu na talerz (mimo, że grubo nasmarowany tłuszczem!) przyklejały się do niego i za nic nie chciały się oderwać! Czasem to talerz kapitulował pierwszy. A jak już się ten karmel oderwało i ułamało kawałek ostry jak brzytwa, trzeba było pamiętać tylko o jednym – nie gryźć! Groziło połamaniem zębów! ?
Szyszki z ryżu preparowanego i krówek które przygotowywał dla mnie mój tata :)
Smak dzieciństwa to bliny ze śmietaną mojej babci. Niestety smak nie do powtórzenia. Babcia wszystko robiła z głowy, a ja byłam za mała, żeby zapamiętać, jak babcia to robiła. A drugi smak to podsmażane placki ziemniaczane ze śmieraną z patelni :) ech… rozmarzyłam się :)
Dla mnie smak dzieciństwa to placki ziemniaczane. Chociaż byłam wtedy niejadkiem, wsuwałam je aż mi się uszy trzęsły, bo były wyjątkowe: robione zwykle w soboty, przy udziale całej rodziny. Ponieważ rodzice cieszyli się, że znaleźli cokolwiek, na co nie grymasiłam, szybko stały się częstym weekendowym rytuałem. Z czasem klasyczne placki z cukrem ewoluowały. Dziś tajemnicą ich przepisu – doskonalonego przez lata – są odlanie na sitku i użycie „suchej” skrobi oraz dodanie cebuli i odrobiny żółtego sera. Nigdy żadne inne danie, choćby najbardziej wykwintne, nie będzie smakowało tak dobrze i „bezpiecznie” jak te wspólnie robione placki!
Smak mojego dzieciństwa to „parowańce” nadziewane jagodami (przynajmniej tak nazywała je moja babcia) przepyszne o niepowtarzalnym smaku (wiem co mówię bo próbowałam juz nie raz zrobic cos co bedzie przypominało choc troche…do dzis bez skutku, moze facet i kuchnia pomogą odzyskać ich smak?) do dziś pamietam to oczekiwanie pod kuchnią razem z rodzeństwem zadawaliśmy po raz setny to pytanie „a długo jeszcze?”
Pierogi z serem, które robiła moja babcia (nigdy nie zrobiłam tak samo dobrych) i pieczone ziemniaki na płycie pieca prze mojego dziadka (gotowane poprzedniego dnia a potem wspaniale przypiekane na płycie, cudo!)
Mus z koła mogła i porzeczek ubijany w ogródku babci to była mieszanka zawsze z bratem blagalismy żeby nam to przyrządzono. JAdłam to tylko jako dziecko chyba musze do tego wrócić latem :)
Moje smakowe danie dzieciństwa to takie drożdżowe placki, szybkie i przepyszne z dżemem malinowym! Oooo…mmmm … jak dawno ich nie jadłam….
Jak czytam powyższe komentarze, to uśmiecham się do siebie, bo kilka wymienionych tu przysmaków wpisuje się też w moje dzieciństwo :) Przykładowo placek z ciasta makaronowego opiekany na piecu – przecież to było lepsze niż wszystkie dzisiejsze pity, mace i langosze razem wzięte.
Ja w mojej pamięci rozsmakowuje się właśnie dżemem mojej mamy z dyni i jabłek – hit wszystkich przetworów. Dynia jako smaczne, ale nie ukrywajmy mdłe tło, podrasowana była kwaśnymi jabłkami i odrobiną cukru. Taki dżem lądował później na kanapkach, ciastach, ale przeważnie bezpośrednio ze słoika do buzi, jako najlepszy deser :)
Pamiętam jeszcze niepowtarzalny smak zup mojej babci. Bez względu na rodzaj, każda miała fantastyczny, nie do podrobienia posmak. Później babcia zdradziła tajemnice, że do zup zawsze dodawała zasmażkę! Jednak pomimo wskazówek nie udało nam się odtworzyć na talerzu tego wspomnienia – myślę, że babcia miała jeszcze jakąś małą tajemnicę.
Z pobytów u dziadków pamiętam jeszcze słynne na całą wieś ;) pajdy chleba z domową śmietaną, grubo posypane cukrem. Pamiętam jak z rodzeństwem porywaliśmy taką pajdę, wybiegaliśmy na pole, aby tam na piwnicznej górce zajadać się tym smakołykiem.
A ulubionym napojem była babcina oranżada! Do szklanki lało się domowego soku i….. :D …. i podchodziło się z taką szklanką do kranu, a kran przytykało się palcem i wlewało wzburzoną wodę, w taki sposób aby powstała piana. I oczywiście, co dziadek podkreślał, babcia miała fach w ręku „bicia piany”, bo potrafiła zrobić takiego puchu na połowę szklanki ;) Ach… wspomnienia!
Dzieciństwo to sam gluten i cukier :)
1. Kaszka manna na mleku z tartym jabłkiem lub sokiem malinowym.
2. Knedle ze śliwkami.
3. Budyń i kisiel podane w jednej salaterce. Na dnie warstwa budyniu, a na nim kisiel, czasem z dodatkiem owoców.
4. Pyzy (pampuchy), ale takie drożdżowe na parze, nie mylić z tymi ziemniaczanymi, z grubą warstwą zimnego masła i cukrem.
Plus minus 30 lat temu o tej porze roku w moim domu królował zapach, a raczej smrodek kiszonej w kotłowni kapusty. W beczce pod kamieniem energicznie fermentowala, a z tego moja najlepiej na swiecie gotujaca mama tworzyła dla 5 swoich córek KUCIU MUCIU, czyli papkę z gotowanej kapusty kiszonej z ubitymi ziemniakami, z kminkiem i cebula na bogato. Biegnąc na małopolskie „pole” buty przebieralysmy przy kapuscianych fermentach, ale dla kuciu muciu warto bylo to przecierpiec!
Mnie z dzieciństwem kojarzą się pierogi z kapustą i grzybami lepione wspólnie z całą rodziną na święta bożego narodzenia .To są takie magiczne chwile i smaki których się nie zapomina.
Pamiętam jak miałem około 8 lat, podczas wizyty u babci na wsi podano mi zupę koloru brązowego z dodatkiem śliwek, jabłek oraz świeżych ziół- zwaną czerniną. W zupie znajdowały się kluski ziemniaczane. Posmak kwaskowy powodował, że nie bardzo mi to wszystko smakowało. Do dziś pamiętam aromat zupy. Na drugie danie dostałem kaczą nóżkę, a na niej przywiązany flaczkami żołądek. Powiedziano mi, że to jest opętanko. Nie wiedziałem, jak jeść tę potrawę. Z pomocą mamy uporałem się z tym daniem. Przez wiele lat szukałem podobnego jedzenia w przydrożnych zajazdach oferujących regionalne potrawy. Kilka razy zamówiłem czerninę, ale smaku z dzieciństwa nigdy nie spotkałem. Zawsze brakowało mi w zupie tej śliwki oraz świeżych ziół z ogródka babci.
Z dzieciństwem nie kojarzy mi się konkretna potrawa. Tym, co przywołuje wspomnienia i sprawia, że od razu się uśmiecham, jest zapach obieranych warzyw – marchewki, pietruszki, selera… To najpiękniejszy zapach na świecie, zapach domu i babci gotującej najlepszą zupę.
P.S. właśnie sobie uświadomiłam, dlaczego po kilku latach przerwy wróciłam do gotowania zup.
Z dzieciństwem najbardziej kojarzą mi się ziemniaki pieczone w ognisku. <3 Kto mieszkał na wsi, albo miał tam babcię lub dziadka, z pewnością wie, o jaki to smak chodzi. Jedliśmy je często niedopieczone, lekko zwęglone, ale co tam! Z masłem, solą – no niebo w gębie!
U mnie takim daniem jest zupa z kurek, tą wspaniałą zupą karmiła mnie babcia. To jedyne wspomnienie, które można fizycznie odtworzyć…
pozdrawiam
Stan wojenny, w sklepach tyle co nic, czekolada z Pewexu od wielkiego święta. Aby zaspokoić naszą dziecięcą tęsknotę za czekoladą, mama robiła polewę „czekoladową”, dodawała mleko w proszku i z tej masy kręciła kulki, które później lądowały w zamrażalniku na 15min. A potem? Potem, to była prawdziwa uczta :) Mimo, że teraz słodkości do wyboru i koloru, nadal wracam do tamtych chwil i czasem skuszę się na zrobienie podobnych smakołyków.
Sorbety z Komandorskiej (lodziarnia we Wrocławiu – jakby kto nie wiedział) – to z jedzenia poza domem.
W domu: wszelka przypalenizna z ciast, którą rodzicielka zeskrobywała i chciała wyrzucić, a ja namiętnie to zjadałam. A z samych ciast sernik: mokry, tłusty, słodki głównie od bakalii (zwłaszcza skórki pomarańczowej i pigwy własnoręcznie smażonych przez rodzicielkę), bez żadnego spodu i wierzchu. Po prostu sama masa serowa.
Z dzieciństwem najbardziej kojarzą mi się naleśniki… ale nie byle jakie! Może zwykłe, ale jakże niezwykłe i pyszne… Naleśniki z roztopionym, solonym masłem! Brzmi dziwnie? Z pewnością. A jak smakuje? Wyśmienicie! Jak wszyscy wiemy, proste jedzenie jest najlepsze, jeśli przygotowane jest z sercem oraz z wysokiej jakości produktów. Dlatego naleśniki KONIECZNIE musiały być z pełnotłustego mleka i wiejskich, świeżych jaj. Przy jedzeniu maczało się je w pysznym, polskim, roztopionym masełku doprawionym do smaku solą. Mimo swojej prostoty, smakowały wyśmienicie i z pewnością wpisywały się w kategorię tzw. comfort food. Czyli: „jak je zjesz, od razu czujesz się jak w domu” :) Wiem, bo do tej pory często je jadam (nie tylko ze względów sentymentalnych:)!
Zapiekany ryż z jabłkami oraz budyń domowej roboty mojej babci.
Kiedy okazało się że muszę zrezygnować z mleka krowie wydawało mi się, że nie będę miała okazji już zjeść tego drugiego. Na pomoc przyszedł:
budyń na mleku kokosowym, który tworzy się z mąką kasztanową (zamiast ziemniaczanej). Jest słodki od mąki więc nie trzeba go już dodatkowo dosładzać, chociaż nigdy nie zaszkodzi dorzucić kilku daktyli :)
Mi z dzieciństwem kojarzy sie prawdziwy, domowy makaron do niedzielnego rosołu produkcji babci oraz niezastapione kanapki ze świerzego chleba z wiejską smietaną i cukrem! Mmmm to są wspomnienia!
KREMÓWKI! Dlaczego, skoro jadłam je tylko raz w życiu? Otóż bajka mojego dzieciństwa był Shrek i to co zapamiętałam to właśnie te kremowki o których zawsze marzyłam..nie chciałam ich zjeść ot tak – szukałam specjalnej okazji. Padło na zakończenie pierwszej klasy podstawówki i wtedy właśnie ich skosztowałam :3
Z dzieciństwem kojarzy mi się zupa, prawie zupa gotowana przez moja babcię, która obie z siostra uwielbiałyśmy jeść. To zupa Nic, mleko i jaka, żółtko z mlekiem z z białek piana kładziona łyżką, była pysznaaaa. Ach już nigdy nie zjem tak dobrej zupy jak ta, która robiła babunia.
Okres dzieciństwa zakończyłam stosunkowo niedawno ale juz teraz mam takie potrawy ktorych smak kojarzy mi się z beztroską i kochającymi mnie ludzmi.
Pierwszy z nich to kasza manna z jagodami własnoręcznie zbieranymi przez moją babcię.
Druga to jablecznik który tylko babcia potrafiła tak zrobic ze aż trudno było się oderwac a przepisu nikt nie zna bo jak zawsze robiony ,,na oko”
A trzeci to świeże rogaliki z twarozkiem i nutellą jedzone zawsze po pobraniu krwi oczywiscie w towarzystwie kakao!
Będę oryginalna, uwielbiałam kożuchy z mleka :-D
Kromka chleba, ktory zostal upieczony w piecu kaflowym u mojej babci na wsi ze swieza smietana, zrobiona recznie przez gospodarza, ktory mial krowy. :)
Oooo !!!! ? super że takie pytanie!! Oczywiście kogel-mogel…kogel-mogel i jeszcze raz kogel-mogel ? Dzieki za przypomnienie ? bo córka zapytała co to jest ? i jutro obiecałem jej zrobić ?
Smaki mojego dzieciństwa…
1. Kisiel żurawinowy robiony przez moją Mamę
2. Shepards pie robiony przez Babcię i kiełbaski z piekarnika na kolację kiedy nocowałam u Babci
To będzie prozaiczne, ale z dzieciństwem najbardziej kojarzy mi się zupa owocowa mojej mamy. Podawana na ciepło i na zimno. Z domowej roboty makaronem, owoce z naszego sadu, jagody z pobliskiego lasu… wszystkie samodzielnie zbierane. Gęsta, czasami wygladała jak kisiel z makaronem :) Byłam niejadkiem, więc wszyscy byli zadowoleni jak wcinałam zupę z owocami i naleśniki babci z prawdziwym wiejskim twarogiem, smażone na tradycyjnej piecokuchni. To moje dwie topowe potrawy z dzieciństwa.
Smak dzieciństwa to kaszka manna z masłem, cukrem i cynamonem. Najlepszą po dziś dzień robi tata:)
Z dzieciństwem kojarzy mi sie ni to deser ni obiad czyli ryż z musem jabłkowym, cynamonem, polany śmietanka z cukrem waniliowym :)
No i oczywiście nieśmiertelna przekąska miedzy posiłkami jeśli sie zgłodniało czyli chleb z masłem i cukrem :-D
Moja ulubiona potrawa z dzieciństwa jest nietypowa. Jest to rosół gotowany na króliku z dużą ilością czosnku i mleka, podawany z plackami zrobionymi wyłącznie z mąki i jajek. To danie gotowała moja babcia. Mieszkamy w Małopolsce, ale nie jest to potrawa typowa dla tego regionu. Nie wiemy skąd ona pochodzi. Wiele osób nie dowierza, że takie połączenie może być smaczne, a naprawdę jest obłędne! Tak właśnie smakuje moje dzieciństwo!
Lekko słona zupa mleczna z domowym makaronem i ziemniakami (nie spotkałem tego nigdzie poza Zamojszczyzną), chleb ze śmietaną i cukrem, kogel-mogel. I lody z prawdziwej śmietany…
Mieszkałam na Śląsku i tradycyjnym sobotnim obiadem byłżurek śląski na zakwasie, który przygotowywała mama (skórka razowego chleba, trochę mąki żurkowej, czosnek).
Bardzo dobrze wspominam wigilijną zupę rybną, wywar rosołowy z karpia, do tego starta marchewka, kasza manna i grzanki robione na maśle, podbierane przed ich oficjalnym podaniem ;)
Stanowczo ryż na mleku z jabłkiem z przedszkola. Moja mam musiała chodzić do pań kucharek po przepis, bo jej nie były takie dobre. I szczerze do dzisiaj nie jadłam tak dobrego ;)
Zupa wiśniowa! z makaronem. Niezapomniany smak i aromat :) można jeść całym rokiem- ze świeżych owoców lub tych ze sloika. Wszystkie te owocowe sloiki to tez wspomnienie dzieciństwa :)
1.kopytka (inaczej leniwe pierogi z serem, polane masełkiem i posypane cukrem <3)
2. Pampuchy z przedszkola podane z sosem truskawkowym i śmietanką <3!!! Do dziś czuję ich zapach i pamiętam ich smak :)
3. Zupa ogórkowa mojej mamy :)
Dla mnie smak dzieciństwa to zupa mleczna serwowana przez babcię, która nazywała ją Królewską. Była to zupa mleczna z kaszą gryczaną, do dziś pamiętam jej nietypowy smak, lekko słony od kaszy i słodkawy od mleka. Babcia posiada w repertuarze więcej tego typu zup, była jeszcze Książęca z kaszą jęczmienną i Rycerska z makaronem i ziemniakami. Jednak to Królewska była moją ulubioną. ?
Do dziś pamiętam też smak prawdziwego zsiadłego mleka, takiego które kroiłam nożem, a na wierzchu zbierała się żółta, słodka śmietana. Mogłam zjeść każdą ilość takiego mleka, najlepiej z młodymi ziemniakami odgrzanymi na patelni i obficie doprawionymi pieprzem i solą.
Moje żywieniowe wspomnienia z dzieciństwa są dwojakie – te związane z domem są zawsze dobre, a złe to smaki szkolnych obiadków ;).
Nawet potrawy, które w dzieciństwie mi nie smakowały, budzą we mnie pozytywne skojarzenia, gdy są związane z domem. Jest tak np. z plackami ziemniaczanymi, za którymi w mojej rodzinie przepadają wszyscy poza mną i które zawsze były serwowane „na specjalną okazję” ;). Moja mama i babcia jadły placki z kwaśną śmietaną (prawdziwą, świeżą, mieszkaliśmy na wsi), a mój brat zwijał je w rulon i zanurzał w cukiernicy :P. A ja ich zawsze nie cierpiałam i nie znoszę do dziś – a mimo to, kiedy zjeżdżamy się do domu np. na święta, to właśnie ja zazwyczaj proponuję, żeby zrobić placki. Wszystkie najlepsze chwile dzieciństwa jakoś się wiążą z tym (wątpliwym) „specjałem”, stąd chyba taka moja dziwna do nich słabość ;)…
Złe wspomnienia – szkolne jajka w sosie chrzanowym z obwódkami tak czarnymi, że nazwa „żółtko” zakrawała na ironię. I cotygodniowy obowiązkowy specjał, czyli spaghetti bez nazwy znane też jako „obiad [z] tygodnia” lub „sztuka z mięsa” :P. Skład sosu zależał od tego, jakie resztki z poprzednich dni zostały. Także bywało np. spaghetti z parówkami, marchewką, groszkiem i kiszoną kapustą albo prawie bolognese z sosem pomidorowym, mięsem, ryżem i kapustą (to musiało być po gołąbkach ;)).
Chociaż kuchnia mojej mamy i babci nie była szczególnie wyszukana ani zdrowa (taka typowo polska – dużo mąki, cukru, tłuste i zabielane sosy itd.), to wszystkie wspomnienia z nią związane są pozytywne. I chociaż teraz nie zjadłabym prawie żadnego z klasycznych smaków dzieciństwa (nie jem białego cukru, glutenu ani nabiału), jestem im wdzięczna za pokazanie mi, że nic nie smakuje tak dobrze, jak jedzenie przygotowane samemu.
Pyzy na parze z sosem jagodowym!
– dziecięce wspomnienie letniego szaleństwa, gdzie doskonałość smaku miesza się z chęcią przygody zdobycia świata :)
Jestem, statystyki, niestety, z pokolenia kiedy w sklepie można było znaleźć wiele produktow, kuszacych obco brzmiącymi nazwami i kolorowymi papierkami. Ja natomiast, bogatasza o dzisiejszą wiedzę dziękuję rodzicom za domową kuchnię. Za codziennie obiadki, cierpliwość i głowę pelną pomyslów na małego niejadka! I kuchnia babci, jak w każdym z nas, to wspomnienie budki na więcej kulinarnych emocji.. Tak jest też i u mnie. Pelną znienawidzonego dziś glutenu, cukru i nabiału… Pewnie sama dzisiaj miałabym opory, ale dziękuję, że wtedy mogłam beztrosko cieszyć się każdym kęsem. Leniwe ciężko mi dzisiaj zdecydować i wybrać jedną poprawę, która kojarzy się z dziecinstwem, opowiem może trochę więcej.. Krupnik, najzwyklejszy, z kaszą i tartą marchewką. Ta zupa zawsze budzila skrajne emocje – od nienawisci do milosci. Na szczęście, skończyło się milością :)) myśląc dziecinstwo’ widzę od razu również znienawidzoną kaszkę, ale po co mówić o czymś traumatycznym :)) lepiej przypomnieć o wieczornych ziemniaczkach podsmażanych z jajkiem sadzonym, kolacjach połączonych z seansami telewizyjnymi i oczekiwaniem na rodziców. Dzieciństwo to oczywiście leniwe, albo po prostu kopytka. Z roztopionym maselkiem i bułką tartą + toną cukru. Tak, to zdecydowanie jeden z bardziej wyrazistych smaków.. Bo ja prosta dziewczyna jestem! I tych smaków będę bronić na zawsze :))
Nie byłabym prawdziwym smakoszem – polakiem, gdybym nie wspominała o uszkach w barszczu wigilijnym. Tylko ja uważam go za takie sacrum, że nie odważę się go przygotować innego dnia niż wigilia?
Wyjdę na szaleńca, ale ja najbardziej pamiętam, że jadłam… kwiaty forsycji. Dziś już mi przeszło, jem tylko samodzielnie hodowane kwiaty dyni i cukinii, ale w wieku podstawówkowym, kiedy przychodziła wiosna, z koleżanką zrywałyśmy w ogrodzie kwiatki forsycji i zajadałyśmy się nimi w tajemnicy. Smak pamiętam, jakby to było wczoraj – kwaskowate, przyjemnie cierpkie, bez cienia goryczki, super smaczne. Może brakowało nam jakichś witamin, nie wiem;), a może to dziecięca ciekawość smaków, w każdym razie u mnie to forsycja i już. Placki ziemniaczane, naleśniki, domowe konfitury wyjadane ze słoika i tak dalej są na dalszych miejscach:)
Ja, stety, niestety, jestem z czasów kiedy w sklepach było już wiele produktów gotowych, kuszących kolorowymi opakowaniami i nieznanymi dotąd smakami.. ohh! Cóż to za raj dla wracających ze szkoły maluchów. Na szczęście, dzisiaj wiem co dobre i potrafię przejść obojętnie obok takich rarytasów, a to wszystko dzięki mojej cudownej rodzinie, dzięki ich wytrwałości i ciągłej chęci do kulinarnych eksperymentów (a nawet nie eksperymentów, ale poświęcaniu się, abyśmy mogli jeść naturalne, świeżo przygotowane produkty).
Od małego, jak zapewne większość, byłam raczona wszelkiej maści kaszkami.. na szczęście nie pamiętam dzisiaj ich smaku (to chyba syndrom wyrzucania tego co złe z pamięci.. a może właśnie było dobre?), a więc nie będę o nich mówić, jest tyle potraw, które wymagają uwagi!
Ciężko mi się zdecydować na jedną ponieważ smaki dzieciństwa są ze mną do dzisiaj.. wiele potraw w domu rodzinnym przygotowujemy nadal z receptur babci, a nawet i starszych :)) leniwe pierogi z masełkiem i bułką tartą, kilkanaście smaków pierogów z owocami czy domowy budyń śmietankowy lub ręcznie robiony makaron do niedzielnego rosołu, choć dzisiaj już nie dla mnie, na zawsze będą kojarzyć mi się z dzieciństwem. Przepis, który jest z nami „od zawsze” to niewątpliwie kruche cisto babci, tajnie strzeżony i przekazywany pokoleniom. Niesamowicie kruchy, na jajkach od szczęśliwych kurek z zza płotu i smalcu. Szarlotka, za którą powinno się płacić miliony, jedzona w pośpiechu ponieważ już koledzy czekają, a jeszcze lekcje nieodrobione…
Moje obecne „comford food” to tarta marchewka, jabłko i kiszona kapusta. Posypane cynamonem. Cudo! Nic więcej mi nie potrzeba.. bo ja prosta dziewczyna jestem :))
PS. tak, wiem.. byliśmy glutenowymi przestępcami. Ale kiedyś.. kiedyś to było cudowne :))
Topowe kulinarne wspomnienia z dzieciństwa mam trzy. Absolutny TOP 1 wszystkiego to… SUROWE ciasto na szarlotkę. Słodkie, mączne, pyszne. Sam gluten i cukier, uwielbiane przeze mnie zestawienie w tamtym czasie (a dziś glutenu nie jem wcale). Sama się dziś dziwię, że mi na to pozwalano, przez ryzyko salmonelli i tak dalej. Surowe jajka, surowa mąka, biały cukier albo cukier puder, masło. Ogólnie masakra, a dla mnie była to wtedy prosta droga do szczęścia. I naprawdę nie pamiętam, żeby bolał mnie po takich przekąskach brzuch :P
Drugie miejsce zajmują placki ziemniaczane z cukrem (dziś sobie tego nie wyobrażam, jem wyłącznie na słono.
Trzecie to domowy sernik babci, z którego najpierw robiłam breję pracowicie wydłubując rodzynki (do dziś nie lubię), a później pałaszowałam sam ser.
Zimowe popołudnie, kiedy śnieg najpiękniej rozjaśnia nasze szare ulice, czapka naciagnieta na uszy, rękawiczki (koniecznie dwupalczaste!) i rumience na buzi. Wchodzę do domu N. Ciemna i wilgotna sień (przez różnice temperatur) nie jest zbyt zachęcająca. 3 schodzi, 5 szybkich kroków i mogę popchnac drzwi do kuchni. A tam uderza mnie ciepło które bije od ceglanego pieca, blacha jest gorąca a czajnik gwizdze na moj widok. N. Od razu nakazuje zdjąć kurtkę i usiąść stołu na ktorym prócz kwiatow w doniczkach (piękne fiolki i bożonarodzeniowce) już czeka na mnie gorąca herbata i talerz. Na murku przy piecu położony garnek zapowiada prawdziwa ucztę! Jest wtorek! Dzień kiedy przyjeżdża Chlop (naprawdę przez duże Ch!) Z Serem I Mlekiem. To cotygodniowy rytuał który pamiętam od lat. I zawsze we wtorki przychodze do N na najlepszy na świecie ryż na mleku :) niby nic? Wiejskie mleko prosto od krowy które po zagotowaniu daje Kozuch wiekszy niż z barana ;) ryż tylko taki kupowany na wagę, piec opalany drzewem które co jakis czas pięknie strzela (to iglaste- mowi N.) na wierzch trochę cukru i można zajadac! To takie danie z dzieciństwa którego smak pamiętam do dziś. Składniki swoja droga ale to dla kogo gotujemy dodaje smaku nawet najprostszym daniom. I mimo ze N. Już nie ma, sień nadal jest ciemna i zimna a w kuchni pod blacha już nie trzaska drzewo do dziś pamiętam każdy szczegol wtorkowego ryżu na mleku. A Chlop co wtorek nadal przychodzi z Serem I Mlekiem. Tylko ze teraz przychodzi do mnie ;)
W pierwszych klasach podstawówki, codziennie po szkole szłam do dziadków. Tam oglądając zdarte VHSy z nagranymi Gumisiami i Looney Tunes lub grając z dziadkiem w karty czekałam, aż tata odbierze mnie po pracy. W międzyczasie zjadałam oczywiście obiad. Zarówno babcia jak i dziadek gotowali i mieli swoje specjalności. Sporo więc potraw i smaków kojarzy mi się z czasem spędzonym u nich w domu. Opiszę dwa z nich :)
U moich dziadków nigdy nie wyrzucało się chleba, czerstwy idealnie nadawał się na grzanki do grochówki lub na tzw smażony chlebek. Jadłam go zawsze, gdy do obiadu trzeba było poczekać a głód cisnął niemiłosiernie. Dziadek kroił kromki bardzo cieniutko, maczał w rozbełtanym jajku z mlekiem i smażył na smalcu. Podając mi go zawsze kroił go w „żołnierzyki” – kawałki wielkości kęsa.
Drugim daniem, które ubóstwiam do dziś jest barszcz czerwony. Barszcz jak barszcz, intensywnie buraczkowy kolor, zabielony śmietaną. Nic specjalnego. Specjalne było jego podanie. Babcia gotowane, utłuczone ziemniaki, formowała w kopczyk na środku talerza i zalewała go wokół zupą. Tworzyły one wyspę na morzu czerwonym. Sposób jedzenia też nie był byle jaki. Najpierw robiłam dołek w środku kopczyka aż zobaczyłam dno talerza. Potem wlewałam trochę barszczu, jakby wyspa miała jeziorko, a na koniec ziemniaki łączyłam z zupą, tak by na każdej nabranej łyżce był zarówno barszcz jak i ziemniaki.
Ah to były czasy!
Jestem akurat w takim wieku, że staram się stworzyć swój własny dom i wyjątkowe smaki dla mojej rodziny, ale jest jedna potrawa, którą potrafi zrobić tylko moja mama i nawet nie będę stawać w szranki ;) Moje dzieciństw to Zupa i nie pytajcie jaka, u nas w domu gotowało się tylko jeden rodzaj – warzywną. Wychowana na wiosce poznałam smak prawdziwych warzyw i swojego mięsa, oczywiście z dodatkiem swojskiej śmietanki. I taka właśnie zupa, ze wszystkim co obrodziło jest moim wspomnieniem dzieciństwa.
Moim daniem z dzieciństwa które zawsze mi robiła moja babcia są kluski parowane. Zawsze jadłam je z roztopionym masłem i cukrem. Babcia zawsze je parowała na materiale nad ciepłą woda z garnkiem. Dzięki temu idealnie były przyrządzone i nie był nigdy żadnych zbyt miękkich kawałków. Używała go również jak robiła twaróg domowej roboty.
Moja matka też takie robiła. I też z masłem i cukrem podawała. Czasem dla odmiany polewała sosem zrobionym z soku domowe produkcji i śmietany (ze sklepu). Nazwa oficjalna tego specjału: pampuchy, nazwa oficjalna stosowane przez moją matkę: kluchy na parze, nieoficjalnie zaś na to mówiła: kluchy na łachu ;-)
Moim najbardziej żywym i wciąż silnie zakorzenionym wspomnieniem z dzieciństwa są smażone przez Tatę naleśniki. Cienkie, fachowo francuskie, zawsze podawane na stół w hurtowych ilościach, najbardziej uwielbiane przeze mnie z powidłami śliwkowymi (też smażonymi przez Tatę) albo konfiturami malinowymi Mamy. Cudowny smak, którego sama nie potrafię dziś skopiować i choć mam już 35 lat wciąż – kiedy tylko odwiedzam moich rodziców – proszę o ich usmażenie. Z tego, co widzę w innych komentarzach, jednoznacznie wynika jedno: choć wielu z nas wychowało się w niełatwych czasach końcówki zapyziałego PRLu, ciepło wspominamy najprostsze smaki – pieczone ziemniaki, placki, naleśniki, chleb z cukrem. Co za tym stoi? Moim zdaniem, miłość, jaką bliscy wyrażali poprzez przygotowanie nam jedzenia. Uczmy tego samego nasze dzieci, niech mają świadomość jakie to ważne! Pozdrawiam, Martyna
Dzieciństwo… niby sielskie, anielskie. Jednak biedne momentami. I najbardziej pamiętam pomidorową z koncentratu, koniecznie z ryżem. łyżkę można było w niej postawić. I chleb posmarowany koncentratem pomidorowym. Pycha!
Świątecznie zawsze był sernik. Sernik z rosą. Patrzyłam czy wyjdzie, czy tym razem się nie udało.
Mamie się zawsze udawało.
Teraz jestem już dorosła, sama tworzę rodzinę i karmię moich towarzyszy życia – Syna i Męża. Staram się, aby Młody miał jak najlepsze wspomnienia z dzieciństwa i póki co prym u niego wjedzie galaretka. Prosty smak,a ile radości.
W dzieciństwie byłam największym niejadkiem w całej rodzinie. Nie lubiłam jeść. Wszystkie uroczystości z suto zastawionym stołem powodowały wielką rozpacz. Rodzina na siłę częstowała mnie schabowymi, mielonymi, pieczonym kurczakiem, kaczką nadziewaną jabłkami :(. Szczególnie zapamiętałam imieniny u cioci Heleny. Uparłam się, że nie zjem mięsa, gdyż lubię tylko słodycze. Ciocia obiecała mi, że przyniesie deser, jeśli zjem kawałek mięsa. Zgodziłam się. Wreszcie nadszedł czas na słodkość. Ciocia poczęstowała mnie salcesonem! Rozpłakałam się, poczułam się oszukana! Salceson?! Taki gruby plaster! Jednak spróbowałam. Okazało się, że salceson to czekoladowe ciasto z pokruszonymi herbatnikami. Zapamiętałam ten smak, który jest jednym z najsmaczniejszych wspomnień z dzieciństwa.
Przed oczyma mam taką scenę: mam 6, może 7 lat, stoję na skraju stawu, dziadek łowi dla mnie ryby. Tak, dla mnie, to była dla niego największa frajda: kiedy ja czyli mała Martusia – totalny niejadek – z apetytem zjada pstrąga ze stawu hodowlanego, smażonego na maśle z dużą ilością ziół, z którego wcześniej dziadek starannie wydobywał wszystkie ości, ponieważ bał się, że taki maluch ością mógłby się zadławić. Ba, jeden pstrąg zwykle mi nie wystarczał, a na śniadanie z trudem udawało się we mnie wmusić choćby pół kromki z czymkolwiek. Bardzo brakuje mi tamtych chwil, tego wyczekiwania i szczęścia, kiedy wracaliśmy z rybami do domu, a później dziadek z zapałem szykował je dla mnie. Dużo bym dziś dała, by móc mu za to podziękować. Inaczej niż dziękowałam jako maluch kiedyś, tak żeby naprawdę wiedział, że to były absolutnie wyjątkowe chwile. Chciałabym znów mieć 6 lat. Kto by nie chciał? :-)
Kiedy rozmawiam ze znajomymi o wspomnieniach z dzieciństwa i dochodzimy do tematu jedzenia, nikt nie chce wierzyć, że moją ulubioną potrawą była tłusta, zapychająca, aromatyczna i absolutnie niepowtarzalna… kiełbasa z cebulą. Czyli długo duszona na duuuużej ilości tłuszczu drobno siekana cebula, do której na końcu dodawało się trochę posiekanej kiełbasy, a potem maczało świeży wiejski chleb (posmarowany uprzednio musztardą) w gęstym, tłustym, gorącym sosie… Dodam, że było to danie śniadaniowe ;).
Czemu wybór tej potrawy w moim przypadku jest tak nieoczekiwany? Z natury jestem jestem drobna, szczupła, a o zjedzeniu czegoś zdarza mi się zapominać – czasem dopiero burczenie w brzuchu mi o nim przypomina. W dodatku wiele lat temu (no, nie wypominajmy sobie wieku, aż TAK DAWNO to nie było!) zostałam wegetarianką. Pamiętam jak dziś reakcję babci, gdy oznajmiłam moją decyzję rodzinie: Zmierzyła mnie wzrokiem, powiedziała „Pożyjemy, zobaczymy!”, a następnego dnia wstała wcześniej, żeby posiekać kilogram cebuli do wspomnianego przysmaku ;)., specjalnie dla mnie… Jedzenie z dzieciństwa to więcej niż smak (w sumie czasami smak po latach okazuje się rozczarowujący). Wspomnienia, dobre skojarzenia, które mu towarzyszą – to sprawia, że smaków dzieciństwa się nie zapomina!
Jak tak czytam komentarze, to się wzruszam :) zawsze bardzo zazdrościłam koleżankom, które po szkole na obiad chodziły do dziadków, którzy raczyli ich tradycyjnymi racuchami, szarlotką czy tłustym rosołem… sama nie mam dziadków i wykarmienie mojego taty, mnie i moich dwóch sióstr spadło na moją biedną mamę (do tej pory spada, choć pomagam jej jako miłośniczka gotowania). Mama robiła co mogła, mimo że nigdy przed wyjściem za mąż nie gotowała, jej babcia, kucharka marszałka Piłsudskiego, zabraniała wchodzić do kuchni ;))
Eksperymentowała z daniami, brała przepisy od bardziej lotnych w tej dziedzinie znajomych i małymi kroczkami doszła do wprawy. Tym samym nie mogę tu nie wspomnieć o jej gulaszu… najlepszy zimą, kiedy zziajane wracałyśmy z siostrami z sanek i juz na klatce schodowej wiadomo było, że mama robi swój gulasz z indyka. Z grubo krojoną cebulką i kaszą gryczaną, a do tego ogórki kwaszone, równiutko pokrojone i obrane… niebo w gębie, i klasycznie kłótnia kto dostał większą porcję…i wyjadanie prosto z garnka wielką drewnianą łyżką, kiedy mama nie patrzyła ;) im starsze byłyśmy tym większy garnek mama brała do tego gulaszu!
Tego smaku nie zapomnę i do dziś, kiedy chodzimy razem na bazarek przy zburzonym juz universamie, często zaglądamy do niezmiennie tej samej budki z mięsem :)
Ulubione danie z dzieciństwa to dla mnie bez wątpienia zupa owocowa :-) a deser… Hmm, aspirynki czyli małe kruche ciasteczka, muśnięte bezą, przełożone masą orzechowa i obtoczone w kokosie… chyba muszę pogadać z babcią .. :-)
Desery mojego dzieciństwa to trzy pozycje:1. szyszki z ryżu preparowanego . Mama zawsze robiła je wraz z „ciocią”- sąsiadką, za każdym razem była tego ogromna ilość a ja z rodzeństwem siedzieliśmy niecierpliwie i czekaliśmy na pierwsze rozdanie ;-), do dzisiaj jak widzę w sklepie ryż preparowanego uśmiecham się sama do siebie, 2. Ciasto o nazwie Orfeusz – na tamte czasy to było ciasto na mega wypasie( dzisiaj to zwykły murzynek przełożony masą z serków waniliowych- niestety przepis zaginął- nie zapomnę tego do końca życia jak z siostrą przemierzałyśmy całe osiedle w poszukiwaniu serków waniliowych-których zakup graniczył niemalże z cudem,i 3 deser to były lody śmietankowe robione przez sąsiadkę moje babci- podane na kawałku wafla- 30 lat temu to był szczyt moich marzeń,ten smak pamiętam do dziś, niestety sąsiadka babuleńka przepisu nie pamięta…..
Żadna potrawa nie kojarzy mi się z dzieciństwem. Moja mama nie lubiła i nie umiała gotować. Zresztą nieraz nie było czego ugotować.
Ale mam skojarzenia z jednym smakiem, tylko jako dziecko jadłam tę rzecz. Były to kawałki masła maczane w cukrze.
Może to nie danie ani deser, ale czymś co mocno kojarzy mi się z dzieciństwem to chleb który towarzyszy mi odkąd pamiętam. Chleb robiony w 30l wielkim garnku, gdzie rozczynka rośnie sobie całą noc, rano mama mięsi ciasto i jak ono urośnie formuje z nich bochny chleba i małe podpłomyki, dla każdego ulubiony- z cukrem, cebulką, czosnkiem, kminkiem…a potem bach je do pieca w którym pali drewnem, wprost na żar, bez formy. Podpłomyczki są najwcześniej, mi najbardziej smakują posmarowane masłem i posypane solą, do tego herbatka z domowym sokiem malinowym robionym przez mamę i się rozpływam♥ uwielbiam zapach i smak tego chleba w domu rodzinnym. Na zdjęciu poniżej wnuczka mojej mamy a moja córeczka, wskazująca babci który chlebek zje jak się upiecze, ona też go uwielbia:) dziękuję mamo za najpyszniejszy chlebek♥
http://www.tinypic.pl/rjmp0i01kmaa
Najlepsze momenty z mojego dzieciństwa to właśnie te, które związane są w kuchnią, więc i wspomnień mam niemało! To, które utkwiło mi w pamięci, wbrew pozorom nie jest jednak związane z gotowaniem mojej mamy. Jako że moi rodzice dochowali się piątki dzieci, mamie nie zawsze było po drodze gotować obiad. W takich chwilach chwytaliśmy słoiki i ruszaliśmy do pobliskiego jadłodajnio-baru, gdzie zapełnialiśmy je m.in. zupą z serduszek. Tak naprawdę tę zupę jedliśmy tylko we trójkę – rodzice i ja. Obecnie wcale nie dziwię się, że reszta jadła coś innego – zupa miała szaro-bury kolor i wcale nie wyglądała apetycznie. Ale jak smakowała! Tego smaku nie da się powtórzyć… Już dobrych kilka lat nie miałam okazji jeść zupy z serduszek, ale na samo wspomnienie jej, słoików i tych naszych rodzinnych wycieczek robi się ciepło na sercu :)
Z dzieciństwem najbardziej kojarzą mi się pobyty u babci na wsi i buraki wydrążone w środku, do których sypało się cukier, przykrywało wieczkiem z buraka i wkładało na chwilę do piekarnika. A potem wypijało się pyszny, słodki soczek :)
Najlepiej z dzieciństwa wspominam danie zwane „Szarymi jajami”. Babcia przygotowywała jaja w koszulkach, do tego gotowała ziemniaki, a to wszystko polewała specjalnie przygotowanym sosem karmelowym. Niewiele osób zna ten przysmak, wielu jednak na samą myśl kręci nosem. Dla mnie to genialne danie z wieloma wspomnieniami.
Zdecydowanie kasza manna na mleku z sokiem owocowym i ryż gotowany na mleku zapiekany z jabłkami mocno okraszone cynamonem. Moja babcia i mama szykowały takowe genialne przysmaki, a z domu wyniosłam smykałkę do kombinowania w kuchni, robienie coś z niczego było naszą specjalnością. Uważnie podglądałam moje prekursorki gotowania i … jestem Im wdzięczna za wszystko, czego mnie nauczyły. Magiczne wręcz receptury „wykradłam” z mojego dzieciństwa i … tą naszą tradycję kultywuję do dziś w moim domu. Dzięki babci i mamie od najmłodszych lat „pchałam się” do garnków i …. teraz sprawia mi to ogromną frajdę. Moje dzieciaki również poznały smak „mojego dzieciństwa” – chociaż nieco zmodyfikowałam rodzinne receptury. Tak oto powstał :
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1183777638335595&set=pb.100001101092312.-2207520000.1478815928.&type=3&theater
który uwielbiają wszyscy :-) Oto moja wersja „Przysmaku babci Irenki- Ryżowo-otrębowa pokusa z gruszką i truskawką” :
W moim domu królują słodkości, które dostarczają energii i witamin, staram się przemycić owoce i zdrowe dodatki .
„Ryżowo-otrębowa pokusa z gruszką i truskawką ” …. danie niezwykle proste, a jakże pyszne. Przysmak, którego smak pamiętam z dzieciństwa, bo moja mama przyrządzała właśnie taki ryż z różnymi owocowo- bakaliowymi dodatkami .
Składniki : 3 szklanki mleka, 1 puszka mleczka kokosowego, 2 szklanki ryżu białego, cynamon, kardamon, miód z mniszka lekarskiego, garść migdałów i orzechów włoskich, 6 gruszek, garść truskawek, cukier , trzcinowy, szczypta soli dla kontrastu smakowego,
łyżka masła, łyżka słodkiej śmietanki con. 30 % , kokos do posypania, listki mięty, 3 łyżki granulowanych otrębów o smaku truskawki. Mleko i mleczko kokosowe łączę i zagotowuję , wrzucam ryż i kardamon z cynamonem. Delikatnie słodzę miodem z mniszka , dodaję odrobinkę soli . Gotuję do miękkości. Na głębokiej patelni podgrzewam masło z cukrem , mieszam ciągle i gdy już prawie zaczyna tworzyć się karmel dodaję śmietankę, mieszam i układam gruszkę pokrojoną w grubsze plasterki. Obracam, by z
drugiej strony również owoce karmelizowały się. Osobno- migdały i orzechy siekam dość grubo i prażę je na suchej patelni. Naczynie do zapiekania smaruję masłem, posypuję granulowanymi otrębami, nakładam połowę ryżu i 3/4 karmelizowanych gruszek. Na to przesypuję prażone migdały z orzechami. Po czym daję drugą część ryżu. Wierzch dekoruję resztą gruszek, pokrojonymi truskawkami, odrobiną siekanych orzechów i listkami mięty. Posypuję kokosem i cynamonem. Zapiekam do momentu, aż wierzch się
delikatnie zarumieni.
Przed podaniem na talerz przygotowuję mus : garść świeżej mięty, sok z limonki, troszkę miodu ,odrobina otartej skórki z limonki i 4 kiwi wkładam do blendera i.. po chwili mus jest gotowy :-)
W ogromnym kaflowym piecu Babuleńka Stefania wypiekała cudne w smaku chlebki na łopacie, drożdżowe frykasy na słodko i… bombowy w smaku „Piróg”. Kasza gryczana z ziemniakami zawinięta w cieniutkie ciasto drożdżowe”- takie małe bułeczki ala ‚pirógi ! na samą myśl o nich, dostaję ślinotoku. A aromat, który wydobywał się z pieca babcinego – wart grzechu! Nie raz podkradaliśmy z rodzeństwem gorące „Pirógi” smarowaliśmy grubo masełkiem wprost z maselniczki i … aż się uszy trzęsły :-) Ktoś przebije smak mojego dzieciństwa? Nie lada gratka … :-) Pozdrawiam :-)
Nie jedno danie a one – POMIDORY są smakiem mojego dzieciństwa. Co roku z utęsknieniem wyczekuję na te najlepsze świeże, dojrzałe na słońcu i pachnące latem pomidory by po raz kolejny dać się uwieść smakowi niby zwyczajnej ale tak ukochanej kanapki ze świeżego chleba – najlepiej piętka! – z prawdziwym z masłem i pomidorem przywołującemu szczęśliwe dzieciństwo. W takim wydaniu pomidory były i są największym rarytasem. Krwista, słodko-kwaśna i pikantna pomidorówka Mamy też dawała radę, ta z makaronem i ta z ryżem – i ta powstała w wyniku cudownej przemiany rosołu w pomidorówkę niczym wody w wino ;) Nie sposób wspomnieć też o pomidorach w śmietanie z cebulką, jajecznicy na pomidorach, domowych keczupach. I jeszcze te fantazyjnie brzmiące nazwy jak bawole serce, cytrynek groniasty, ola polka, pokusa czy maskotka, o zachwycających kolorach: od czerwonych, po żółte, pomarańczowe, brązowe, zielone a nawet białe lub paskowane.. Amore pomidore!
POMIDORY są smakiem mojego dzieciństwa. Co roku z utęsknieniem wyczekuję na te najlepsze świeże, dojrzałe na słońcu i pachnące latem pomidory by po raz kolejny dać się uwieść smakowi niby zwyczajnej ale tak ukochanej kanapki ze świeżego chleba – najlepiej piętka! – z prawdziwym z masłem i pomidorem przywołującemu szczęśliwe dzieciństwo. W takim wydaniu pomidory były i są największym rarytasem. Krwista, słodko-kwaśna i pikantna pomidorówka Mamy też dawała radę, ta z makaronem i ta z ryżem – i ta powstała w wyniku cudownej przemiany rosołu w pomidorówkę niczym wody w wino ;) Nie sposób wspomnieć też o pomidorach w śmietanie z cebulką, jajecznicy na pomidorach, domowych keczupach. I jeszcze te fantazyjnie brzmiące nazwy jak bawole serce, cytrynek groniasty, ola polka, pokusa czy maskotka, o zachwycających kolorach: od czerwonych, po żółte, pomarańczowe, brązowe, zielone a nawet białe lub paskowane.. Amore pomidore!
Dla mnie smak dzieciństwa to chleb obtoczony w jajku i usmażony na chrupko i rumiano, a na to ser żółty, który idealnie się ciągnął. Ale nade wszystko smakiem z dzieciństwa będzie pajda chleba polana kwaśną, wiejską śmietaną i posypana cukrem. MNIAMI ;)
Jamie inspiruje jak zawsze, ale nic dziwnego – w końcu „mężczyźni też potrafią gotować” ;) Świetny blog! :)
Dzięki!:-)