Na polski rynek trafiła właśnie gorzka nowość Lindt (w serii ‘Excellence’) – czekolada z wasabi.

Dla tych, którzy nie wiedzą: wasabi (łac. eutrema japonica) to chrzan japoński – przyprawa stosowana głównie jako dodatek do sushi, raczej niewskazana dla nieodpornych na ostre smaki.

Generalnie, jestem zdania, że Lindt jest przereklamowany, stąd nie podpisuję się pod hasłem, odszyfrowanym jakiś czas temu na polskim profilu FB tej marki, jako:
(L)uksus,
(I)nnowacyjność,
(N)iepowtarzalność,
(D)oskonałość,
(T)radycja.

W Polsce, z uwagi na ubogość czekoladowego rynku, tabliczki Lindt lansowane są jako czekolady z wyższej półki, choć w praktyce raczej brak ku temu przesłanek. To produkt masowy, choć na pewno „obudowany” niezłą strategią marketingową. Lepsze tabliczki mieszają się ze słabszymi, a mimo to w powszechnym odbiorze Lindt – zapewne z uwagi na dość zróżnicowany w zestawieniu z konkurecją katalog produktów – oferuje więcej niż inni. Wasabi pewnie dodatkowo utrwali ten pogląd –  choć niczego wyjątkowego w tej czekoladzie nie ma. 

Smakowe czekolady Lindt z gorzkiej serii znam prawie wszystkie, ale raczej do nich nie wracam. Jedne wyszły lepiej (z pomarańczą, z płatkami migdałowymi, z kokosem, z solą morską), inne gorzej (zwłaszcza gorzka z chilli i gorzka z jagodami, która atakuje podniebienie nieprzyjemnie sztucznym posmakiem). Poszerzenie portfolio Lindt o czekoladę z wasabi (a wcześniej z imbirem) nie dziwi. Firma podąża za trendami, ale jej propozycja nie oszałamia. Gorzka z wasabi to raczej nowość z przymrużeniem oka, niby-obietnica ekstremalnych doznań smakowych, ale podana w formie, która okaże się przyswajalna dla (prawie) każdego. Prawie odnosi się do tych, których skutecznie odstraszy sam widok hasła ‚wasabi’ na opakowaniu.

Jak wrażenia po konsumpcji? Tabliczka, jak wszystkie w serii ‚Excellence’, zawiera stosunkowo mało kakao (mniej niż 50%), przez co klasyfikowanie jej jako gorzkiej jest pewnym nadużyciem. Przez dominujący, słodki aromat, wskazujący na znaczącą zawartość cukru jako głównego składnika, przebijają się lekkie, ale nie dające się nie zauważyć, ostrzejsze nuty. W smaku na pierwszym planie mamy typową dla Lindt kakaową słodycz. Po chwili, przyjemnie zakłóca ją ostry, jakby chrzanowo-musztardowy posmak, który jednak (niestety) do końca pozostaje ukryty w tle. Świadomość „możliwości” wasabi sprawia, że czeka się na więcej. Kubki smakowe daremnie szykują się na moment, w którym ostrość pikantnego dodatku rozwinie się na podniebieniu z pełną intensywnością. A tu nic… Szkoda, że obecność wasabi zaznaczona została tak lekko i nieśmiało. Jest lepiej, niż przy chilli, gdzie przyprawy nie wyczuwa się wcale, ale „lepiej” nie znaczy jeszcze, że jest „dobrze”. Problem z wyraźniejszym podkreśleniem w smaku dodatku wasabi wynika zapewne stąd, że w czekoladzie użyto nie wasabi, a jego aromatu, a substancje aromatyczne – czegokolwiek by nie imitowały – zawsze pozostaną tylko substytutem autentycznego dodatku.

Nie jestem fanem wyrobów Lindt. Wybieram inne czekolady – bardziej wyraziste, bardziej pikantne, gdzie kakao nie jest tak silnie „przysłonięte” cukrem. Z drugiej jednak strony, trzeba przyznać, że w segmencie czekolad masowych Lindt przyczynia się do poszerzenia horyzontów smakowych zwłaszcza tych czekoladożerców, którzy po czekoladę wędrują do supermarketu, zamiast poszukiwać wyrobów małych manufaktur. Dla mnie Lindt z wasabi to tylko ciekawostka do jednorazowego skosztowania, ale zwolennicy tej marki powinni być zadowoleni. Kto szuka nowych doznań smakowych, a jednocześnie nie czuje potrzeby (albo nie ma okazji) polować na bardziej niszowe tabliczki, powinien docenić nowinkę z wasabi.

Czekolada pojawiła się przelotem w Makro, więc niebawem (może już?) powinna być osiągalna także u detalistów.

Ocena: 50/100

Waga: 100 g, tabliczka podzielona na 10 charakterystycznych dla Lindt kostek, oznaczonych logo
Opakowanie: folia i kartonik
Skład: cukier, masa kakaowa 47%, masło kakaowe, mleko w proszku, aromat wasabi, aromat waniliowy, lecytyna sojowa.
Gdzie kupić: Makro
Cena: ok. 8-9 zł