Spartak – gorzka czekolada z Białorusi.
Ta notka przeleżała się w zakamarkach pamięci mojego komputera od sierpnia 2014 r., ale… lepiej późno niż wcale.
Pisałem już kilkukrotnie, że bardzo smakują mi czekolady zza wschodniej granicy. Są nie tylko nieporównanie lepsze i smaczniejsze od większości krajowych czeko-wytworów (bez mrugnięcia okiem jestem w stanie wskazać tylko jeden naprawdę wart uwagi wyjątek – znaną Wam mam nadzieję czekoladową markę Raw Cocoa), ale też ładniejsze i bardziej dopracowane w szczegółach. Projekty etykiet i grafik (skromne, ale z przekazem) oraz formaty opakowań stylizowane na tabliczki z dawnych lat i często stosowany prosty brązowy papier sprawiają, że po taki produkt sięga się po prostu chętniej niż po błyszczące i nazbyt kolorowe tabliczki o 1000 i jednym smaków, które w dodatku mają przeważnie takie składy, że włos jeży się na głowie.
Spartak, podobnie jak wspomniana jakiś czas temu estońska czekolada Tallin i białoruska Kommunarka, dał się zapamiętać bardzo dobrze.
Nie jest tak, że nie ma się do czego przyczepić. Jest tu lecytyna sojowa, a przecież mogłoby jej nie być, ale poza tym lista składników jest w porządku. Opakowanie – przyjemne dla oka, projekt samej tabliczki też. Każda kostka (dość duża i konkretna) ozdobiona jest czekoladowym grawerunkiem w postaci ziarna kakaowca.
Tabliczka jest matowa i twarda. Smak? Dla amatorów gorzkiej to strzał w dziesiątkę. Prawdziwie wytrawna, o wysokiej zawartości kakao, którego mamy tu 90%, jest przyjemnie umiarkowanie goryczkowa, i oczywiście mało słodka. Bardzo dobra.
Tak jak pisałem poprzednio, nie mam pojęcia, czy białoruskie czekolady można dostać w PL. Ja ten egzemplarz dostałem w prezencie. Tak czy owak, jeśli będziecie mieć okazję, kupujcie w ciemno. Wedel i Wawel mogą brać przykład, zamiast na potęgę oszczędzać na jakości i wciskać Wam czekoladopodobny chłam.
Ocena: 92/100
Opakowanie: papierowa obwoluta i sreberko
Waga: 100 g
Skład: masa kakaowa, masło kakaowe, sproszkowane kakao, cukier, lecytyna sojowa, wanilia.
Cena: ok. 7 zł
FiKu wybieram się do Rzymu niebawem, czy we Włoszech jest może do dostania jakaś czekolada, którą byś polecał?
Dane z Rzymu mam mocno przedawnione;-) ale ostatnio byłem we Florencji i myślę, że w sklepach z czekoladami i czekoladziarniach można dostać z grubsza to samo. Polecam najlepsze włoskie czekolady, na które w Polsce nie ma szans – Domori. Poza tym, łatwiej dostępne Amedei i Venchi. Venchi ma też bardzo dobre lodziarnie, gdzie jedliśmy najlepsze lody z gorzkiej czekolady – są autentycznie wytrawne, tak ciemne, że prawie czarne i smakują wybornie. Smacznego:-)
PS. Chętnie skorzystałbym z okazji i zamówił u Ciebie kilka sztuk Domori:-)
PS2. Ostrzegam przed czekoladami Baratti e Milano – są paskudne, smakują dziwnie chemicznie, nie warto nawet próbować.
Dołączę się do „PS” z odpowiedzi wyżej. ;)
Planuję w przyszłości odwiedzić Białoruś bo to kraj moich przodków i na pewno poszukam takiej czekolady. Próbowałem już białoruskiej chałwy słonecznikowej, choć tu muszę przyznać że bardziej smakuje mi ukraińska, którą zresztą kupuję w Polsce – ma nawet oznaczenie GMO free!. Ogólnie byłem nie raz zaskoczony, że produkty zza wschodniej granicy są takie dobre i co ważne, nie zawierają dziwnych dodatków. Co do polskich producentów to godne polecenia są czekolady z Manufaktury Czekolady, ostatnio pojawiły się nowe, mocniejsze tabliczki.
Mmm… 90 procent kakao brzmi super
Czy ja dobrze widzę: kakao, kakao, lecytyna, wanilia i ani grama cukru? Ale to by oznaczało, że lecytyna i wanilia stanowią aż 10% czekolady… Niemniej skład wygląda równie interesująco jak kostka…
Źle:-) Jest cukier.