• 100 g amaretti (plus kilka ciasteczek do dekoracji)
  • 700 ml świeżego mleka w pokojowej temperaturze
  • 10 żółtek
  • 150 g cukru (u mnie muscovado), ale może być również biały
  • 50 g najlepszego kakao, jakim dysponujecie
  • pół szklanki rumu

Tym razem w Cooking rocks! gościmy Lu Grosso, która wprawdzie nie zajmuje się muzyką, ale wchodząc w skład artystycznego kolektywu Malleus Rock Art Lab, ze światem muzyki jest bardzo mocno związana.

Cooking rocks! to przegląd przepisów kulinarnych od niestroniących od kuchni muzyków z mniej lub bardziej rockowych kapel. Przepisów albo ich autorstwa, albo po prostu ich ulubionych. Koncept jest następujący: na podstawie przesłanego przepisu przyrządzam danie, w związku z czym dołączone do danego wpisu zdjęcia przedstawiają właśnie moją wersję konkretnej potrawy. Będę się starał odtwarzać dania jak najwierniej, dopuszczając ewentualnie drobne odstępstwa, wynikające w szczególności z niedostępności określonego składnika.

O tym, czym jest Malleus i kto się za nim kryje, przeczytacie więcej na końcu tekstu. Zaczniemy natomiast od tego, co tutaj najistotniejsze, czyli od propozycji Lu, która, przełamując makaronową passę, zaproponowała tradycyjny włoski deser. Do tego znakomity! Bonet to klasyczne ciasto o kilkusetletniej historii, które wywodzi się z Piemontu, jej rodzinnego regionu.

W piemonckim dialekcie „bonèt” znaczy „czapka”. W obiegu krążą dwie wersje legendy, mającej wyjaśniać genezę takiej a nie innej nazwy deseru. Jedna opowieść wskazuje na dosłowny związek nazwy z określeniem nakrycia głowy (prawdopodobnie przez kształt ciasta). Druga, na którą powołała się autorka przepisu, stwierdza, że deser zwie się „bonèt”, bowiem zgodnie z tradycją zwykło się go serwować na koniec posiłku, jako „nakrycie” wszystkiego, co wcześniej zostało podane na stół i skonsumowane. Krótko mówiąc, bonet ma stanowić zwieńczenie posiłku, tak jak czapka lub kapelusz jest ostatnim elementem garderoby, przywdziewanym przed wyjściem z domu.

Jeśli o mnie chodzi, przychylam się do wersji drugiej, bowiem bonet faktycznie doskonale nadaje się na sam koniec uczty. Deser jest niezwykle delikatny, kremowy i jedwabisty, ale – jak wszystko co dobre – dość wysokokaloryczny, więc warto o tym pamiętać przy kalkulowaniu rozmiaru porcji ;-)

Tradycja rzecz święta, dlatego przygotowałem bonet bez żadnych odstępstw, dokładnie według wskazówek Lu. Podane ilości składników to 6 porcji deseru.

BONET – PRZEPIS:

1. Rozgrzej piekarnik do temperatury 180 stopni.

2. Żółtka oddziel od białek. Żółtka utrzyj ze 100 g cukru na krem.

3. W malakserze zmiel amaretti, aż uzyskasz drobno zmielony proszek o konsystencji przypominającej mąkę. Dodaj kakao i jeszcze przez chwilę miel, dokładnie łącząc składniki.

4. Z 50 gramów cukru i niewielkiej ilości wody przygotuj karmel (pozwól, by cukier naturalnie rozpuścił się na patelni, bez mieszania).

5. W tym czasie dodaj do kremu rum, zmiksowane amaretti z kakao oraz mleko. Dokładnie wymieszaj i nie przejmuj się, że konsystencja ciasta będzie całkiem płynna (praktycznie tak płynna, jak mleko).

6. Przelej karmel do podłużnej formy do pieczenia (np. keksowej) i rozprowadź go tak, by przykrył całe dno. Karmel niemal natychmiast zastygnie – wtedy wlej do formy miksturę. Użyłem tu formy silikonowej, która jednak w tym przypadku okazała się mieć jeden zasadniczy minus – ścianki, pod wpływem takiej ilości płynnej masy, nieco odkształciły się po bokach. Można łatwo sobie z tym poradzić, „podpierając” je dodatkowymi, małymi żaroodpornymi naczynkami. Takie rozwiązanie zadziałało jak należy.

7. Wstaw formę do większego naczynia, wypełnionego wrzątkiem do wysokości 2/3 formy z ciastem.

8. W tak przygotowanej kąpieli wodnej wstaw bonet do piekarnika i piecz przez ok. 45-50 minut. Ciasto będzie gotowe, gdy zacznie odchodzić od ścianek formy.

9. Wyciągnij bonet z piekarnika, a następnie z naczynia z wodą i zostaw do całkowitego ostygnięcia.

10. Jeśli chcesz podawać deser od razu (po wystudzeniu), odwróć formę nad odpowiednim talerzem (półmiskiem), a deser idealnie wysunie się z formy (spód bonet stanie się jego wierzchnią warstwą – tak ma być). Udekoruj wierzch dodatkowymi amaretti i podawaj. Niezjedzony w całości deser przez kilka dni można przechowywać w lodówce.

Jeśli serwujesz bonet zaraz po wystudzeniu i wyjęciu z formy, wierzch ciasta będzie wilgotny od karmelu, który ładnie się rozpuści, zaś jego reszta spłynie na dno talerza. Ja przygotowałem bonet dzień wcześniej i po wyjęciu z formy wstawiłem ciasto do lodówki, dlatego (co widać na zdjęciach) jego wierzch jest suchszy. Łatwo sobie z tym poradzić, polewając wierzch ciasta karmelem, który zebrał się na talerzu. Jeśli chcesz, by amaretti użyte do dekoracji ciasta były kruche, ułóż je na wierzchu deseru tuż przed podaniem. Jeśli pozostawisz je na dłużej na wierzchu bonet, nasiąkną karmelowo-rumową wilgocią i staną się (moim zdaniem) jeszcze smaczniejsze.

Malleus Rock Art Lab to stacjonujący w Tortonie kolektyw sztuki plakatu, za którym stoi trójka Włochów – Lu, Urlo oraz Poia. Działalność artystyczna Malleus obejmuje przede wszystkim projekty i ręczne wykonanie plakatów metodą sitodruku. Włosi tworzą afisze na potrzeby najróżniejszych imprez, festiwali, pojedynczych koncertów (m.in. dla Tool, Melvins, Queens of the Stone Age, Monster Magnet, Nine Inch Nails, Isis, The Cure, Korn, Blues Explosion, Iggy Pop & The Stooges, Deftones…), kampanii społecznych, wykonują ilustracje i okładki do płyt, książek i komiksów, a w 2011 r. współtworzyli spot telewizyjny, reklamujący jeden z nowych modeli Volvo. Poza tym, Urlo i Poia prowadzą wytwórnię Supernatural Cat oraz tworzą 2/3 składu zespołu Ufomammut (przepis na ‚Ufomammut pasta al pomodoro fresco’ znajdziecie TUTAJ).

Unikalne plakaty sygnowane przez Malleus, tworzone w krótkich seriach i często wyprzedawane na pniu, to niebezpieczna rzecz, bo można się uzależnić. Jeśli kiedyś nadarzy się okazja, może zorganizujemy wystawę ;-)

Poniżej próbka…

…a kto ciekaw bardziej szczegółowych informacji, niech zajrzy tu: STRONA, BLOG oraz SKLEP.

Nasz wywiad z Malleusem sprzed kilku lat możecie przeczytać TUTAJ.