Bra – stolica sera. 10 powodów, by wybrać się na Cheese!
Czytaj też:
- Cheese 2017
- Osteria del Boccondivino
- Battaglino
- Świat win Gravnera
- Co przywieźć z Piemontu?
- Jak spakować wina do samolotu?
Bra – stolica sera
Dziś tylko kilka słów tytułem wstępu, a więcej już niebawem.
Od 20 lat, co 2 lata w uroczym, małym piemonckim miasteczku nieopodal Turynu – Bra – pod wpływem i szyldem włoskiego nurtu Slow Food odbywa się wspaniała impreza o mówiącej wszystko nazwie: Cheese! To największy na świecie festiwal sera, którego ostatnie dwie edycje odwiedziło (lekko licząc) ok. 300 000 osób, a 30% tej liczby to goście z zagranicy. Festiwal skupia kilkuset wystawców z 23 krajów, którzy przybywają do włoskiej (światowej) stolicy sera z tym, co ich niezwykłe serowarnie mają najlepszego do zaoferowania.
Latte crudo
Motyw przewodni dwudziestej edycji piemonckiego Cheese, która miała miejsce od 15 do 18 września 2017 roku, stanowiły tradycyjne metody wytwarzania serów z surowego, czyli niepasteryzowanego mleka. Owczego, koziego, krowiego oraz ich mieszanek. Na żadnej z 10 wcześniejszych odsłon Cheese nie pojawiło się tyle znakomitych włoskich i zagranicznych serów wytwarzanych wyłącznie z surowego mleka. To doświadczenie tym cenniejsze, że nawet w krajach ich pochodzenia coraz trudniej nabyć takie produkty inaczej niż bezpośrednio od serowego rzemieślnika. Nie mówiąc o krajach w rodzaju Polski, oddalonych od źródła o tysiące kilometrów.
Przemysł versus natura
Surowe mleko i jego dostępność to jedno. Drugim istotnym tematem – poruszanym również w ramach Cheese – jest naturalna produkcja. W wydaniu przemysłowym dziś to już właściwie tylko oksymoron. Dlaczego? Ano dlatego, że w przemyśle serowarskim do produkcji serów używa się enzymów przemysłowych. To trend z tej samej półki z pomysłami, która od lat owocuje pakowaniem azotanów, azotynów i innych konserwantów do wędlin czy stosowaniem sztucznej fermentacji przy produkcji piwa. Czym jest naturalny ser? To ser, który powstał bez użycia sztucznych enzymów, bez sztucznego dążenia do wyjałowienia produkcji (vide: zakaz stosowania drewna w przetwórniach mleczarskich i serowarniach, bo ktoś gdzieś na górze uznał, że ser lepiej dojrzeje na plastiku niż na drewnie!!!, korzystanie ze stalowych maszyn, w których choćby cień naturalnej bakterii nie ma szansy przetrwać).
Sterylne, wyjałowione procesy produkcji prowadzą do absurdów w rodzaju dodawania do mleka na późniejszym etapie sztucznych enzymów. Powstaje z tego stabilny, powtarzalny produkt. Zawsze taki sam. Zawsze „udany”. I zawsze nijaki. Bez charakteru, bez specyficznego smaku. Bez życia. Serowe truchło. Nikogo nie urażając, to właśnie dlatego takie wynalazki jak „serek pleśniowy” pewnej polskiej marki, która lubi podkreślać w reklamach, jaki to z niego „naturek” smakuje wyraziście jak karton po zeszłorocznej dostawie lodówki.
Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że wcale nie musi tak być. Wcale nie trzeba stosować kultur startowych z paczki. Kultury bakterii mlekowych – jeżeli już trzeba – można przygotować samemu, podobnie jak przygotowuje się choćby chlebowy zakwas. Wystarczy tylko tyle, by utrzymać bardziej naturalną florę bakteryjną oraz charakterystyczny, wyrazisty, niepowtarzalny aromat i smak sera. Aromat i smak – to dwa elementy, które składają się na serową duszę.
O banku wina w Pollenzo możesz poczytać w tym wpisie. W kolejnych napiszemy m.in. o warsztatach, w których braliśmy udział w Bra i które zdecydowanie są warte swojej ceny, o samym festiwalu, o tym gdzie warto w Bra zjeść i pójść na wino oraz o tym, czym – z perspektywy benefitów – różni się zwykły uczestnik imprezy od akredytowanego. A na razie:
10 powodów, dla których warto wybrać się na Cheese do Bra
I. Dla nieskończonej ilości serów z całego świata
Takie drewniane szafeczki, jak widoczna poniżej, są do kupienia m.in. w Bra podczas festiwalu. Bo większość serów wcale nie chce spędzać życia w lodówce :/
II. Dla samego urokliwego miasteczka
Bra jest kapitalnym miejscem na urlop z dala od miasta albo chociaż przystanek w ramach objazdu po piemonckiej prowincji.
III. Dla wspaniałych piemonckich win, z Barolo i Langhe na czele
IV. Dla znakomitych gelato, bo tylko Włosi wiedzą, o co naprawdę w tym chodzi
Podczas festu jedna z certyfikowanych lodziarni w Bra serwuje gelato IGP z ricotty, mozzarelli i mascarpone. Pycha!
V. Dla wspaniałej piemonckiej slowfoodowej kuchni
Polecam recenzję Osteria del Boccondivino, a więcej o tym, gdzie jeść i pić w Bra – za jakiś czas w oddzielnym wpisie.
VI. By wziąć udział w czymś, co ponad granicami łączy wszystkich miłośników sera
VII. By zobaczyć i usłyszeć małoletnich Włochów…
…nie wgapionych w iphony, a wykrzykujących na widok pokazu wyrobu mozzarelli: Mamma, mamma, che buonissima mozzarella!
VIII. Dla Pollenzo, jego La banca del Vino i Uniwersytetu Slow Food
Więcej o banku i uniwersytecie we wpisie: Bank wina w Pollenzo
IX. By wziąć udział w slowfoodowych warsztatach
I pouczyć się o serze i winie. O dwóch zarezerwowanych przez nas warsztatach (Świat Gravnera i Niepasteryzowane sery z Lombardii – każde niezwykle interesujące) więcej w oddzielnych postach.
X. Po zakupy. I te wszystkie dylematy, ile, czego i kiedy powiedzieć stop? ;-)
Przeczytaj też: Co warto przywieźć z Piemontu?
XI. Oraz, oczywiście, by zobaczyć na żywo Carlo Petrini :-)
To sprawca całego slowfoodowego zamieszania, które ma szansę okazać się zbawieniem dla naszej planety… Bo nadzieja umiera ostatnia. Więcej o ruchu slow food w tym wpisie.
Wow, marzenie, nie mialam pojecia ze cos takiego we Wloszech sie odbywa :O
Wspaniała impreza :D
Wspaniale to wygląda, czekam na kolejne relacje. Kiedy odbędzie się następna edycja?
W 2019.