Zwiedzając okolice Sieny (o której więcej – niebawem), nie można przegapić San Galgano, tj. ruin Opactwa Cystersów, które sprawiają naprawdę niesamowite wrażenie. Naszym zdaniem, to jedno z najbardziej magicznych miejsc Toskanii.
San Galgano położone jest w obrębie prowincji Sieny (mniej więcej 25 kilometrów od miasta) w regionie Val di Merse. Samochodem bez trudu można podjechać niemal pod sam klasztor.
Parking (duży i bezpłatny) usytuowany jest tuż obok budynku, w którym mieści się restauracja, bar oraz sklepik z lokalnymi produktami.
W barze, prócz kawy (we Włoszech, jak wiadomo, na każdym kroku widać, że Włosi piją więcej kawy niż wody, a byle kawiarnia dysponuje wielkim jak autobus ekspresem, który z łatwością mógłby zawstydzić dowolny podobny lokal w Polsce) można zamówić również ciastka w niemałym wyborze albo na przykład przygotowaną na miejscu kanapkę, tj. kawałek przekrojonej na pół foccacii, „przełożonej” wybraną wędliną lub serem „zza szyby”.
W sklepiku naszą uwagą przyciągnęły przede wszystkim wytwarzane na miejscu miody. Limonkowy okazał się bardzo smaczny.
Stąd już tylko kilka kroków dzieli przybyłych od klasztoru. Wejście do środka kosztuje mniej niż mało – jedyne 2 euro. Informacja turystyczna oraz kasa biletowa znajdują się w jednym z poklasztornych pomieszczeń, przyległych do głównego budynku.
Opactwo San Galgano wybudowane zostało przez Cystersów między 1218 a 1288 rokiem i jest najstarszym gotyckim kościołem w Toskanii.
Mnisi zdecydowali się na wybór tego miejsca zgodnie z ówczesną praktyką, w myśl której budowali swe siedziby w pobliżu rzek, których okolice mogli wykorzystywać do uprawy roli, oraz w sąsiedztwie istotnych arterii komunikacyjnych. Tym razem jednak miejsce okazało się pechowe, bowiem okolicę najpierw dotknęła klęska głodu, zaś kilkanaście lat później, w roku 1348, ogromna plaga dżumy, która z Włoch rozprzestrzeniła się na całą Europę i pochłonęła – w zależności od szacunków – od 30 do 60% populacji całego kontynentu. Wreszcie, okolica klasztoru została złupiona przez przetaczające się przez te obszary bandy zaciężnych żołnierzy. Tego wszystkiego było już dla mnichów za wiele, dlatego z końcem XV wieku postanowili opuścić opactwo i przenieść swą siedzibę do Sieny. Upadku klasztoru w 1786 roku dopełniła burza, podczas której w wyniku uderzenia pioruna zawaliła się dzwonnica, całkowicie niszcząc dach opactwa. Trzy lata później kościół został dekonsekrowany.
Pusta skorupa kościoła, pozbawionego dachu, ale z monumentalnymi, bardzo wysokimi ścianami, przepuszczającymi światło (i hulający po wnętrzu wiatr) przez otwory po nieistniejących dziś oknach robi wielkie wrażenie. Wewnątrz budowli całkiem nieźle zachował się również nieduży kamienny ołtarz.
Poniżej: Facecik on the altar ;-)
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, zwiedzanie oraz podziwianie majestatycznego i klimatycznego wnętrza ułatwił nam dodatkowo fakt, że choć spędziliśmy w nim niemal pół godziny, przez cały ten czas byliśmy w murach San Galgano całkiem sami i mieliśmy ten niezwykły budynek wyłącznie dla siebie. To wymarzona, a przy okazji niemal nierealna podczas włoskich wakacji sytuacja, zważywszy na to, jak zatłoczone są zwykle najpopularniejsze z turystycznego punktu widzenia miejsca Toskanii. Być może jednak opactwo, położone nieco na uboczu, a do tego z niezbyt dobrze oznakowaną drogą dojazdową, której nie lokalizowała również nasza nawigacja, nie przyciąga aż tylu turystów.
Z opactwa warto wybrać się na krótki spacer malowniczą ścieżynką, po której śmigają nieustraszone, ignorujące przechodniów jaszczurki, prowadzi na wzgórze Monte Siepi, wprost do okrągłej kaplicy, wybudowanej między 1181 a 1185 rokiem, w miejscu, w którym jako pustelnik żył zmarły w 1181 roku święty Galgano.
W XIV wieku do kapliczki dobudowano prostokątne pomieszczenie, w którym znajdują się freski autorstwa Ambrogio Lorenzetti. Do rotundy prowadzi również droga, którą można podjechać bezpośrednio samochodem (gdyby np. ktoś wolał rozpocząć spacer od Monte Siepi, a następnie zejść do opactwa).
Pośrodku kościółka, pod wtopioną w podłogę szybą, kryje się kolejna turystyczna atrakcja, czyli wbity w skałę miecz.
Broń ta miała należeć do lokalnego rzezimieszka Galgano, który – wedle jednej z legend – pewnego dnia doznał objawienia i postanowił rozpocząć nowe życie w wierze. By zerwać z bandyckim rzemiosłem, uderzył mieczem o skałę, jednak albo broń okazała się za twarda, albo skała za miękka, w każdym razie oręż pozostał zatopiony w skale na wieki. Opowieść o mieczu wbitym w skałę brzmi oczywiście znajomo, a co więcej, zdaniem niektórych badaczy, to właśnie miecz z Monte Siepi zainspirował twórców najbardziej znanych legend o królu Arturze i jego mieczu zatopionym w kamieniu. Tyle legendy, a rzeczywistość jest, szczerze mówiąc, nieszczególnie imponująca. Z tej turystycznej „potyczki” miecz z Monte Siepi versus opactwo San Galgano, zwycięsko zdecydowanie wychodzą klimatyczne i niezwykle malownicze ruiny.
Obok rotundy mieści się jeszcze sklepik z pamiątkami i produktami spożywczymi, w tym m.in. winami czy miodami (w większości oznaczonymi zupełnie innymi etykietami niż te w sklepie bliżej opactwa, o którym wspomniałem wyżej). Za ladą siedziała przyczajona przysypiająca starowinka, wyglądająca, jakby pamiętała co najmniej czasy świetności San Galgano. Babcia mówiła rzecz jasna wyłącznie po włosku (co nie stanowiło większego problemu, jednak – co najważniejsze – głośno i bez skrępowania komentowała zachowanie każdego wkraczającego do sklepu potencjalnego klienta (a tych nie było zbyt wielu). Kiedy wzięliśmy z półki jedną z butelek wina, by obejrzeć etykietę, skwitowała to głośnym, nieco upiornym śmiechem i komentarzami w rodzimym języku. Może było za tanie ;-) Taki folklor ;-)
Goszcząc w Toskanii, koniecznie zarezerwujcie chwilę czasu na wypad do San Galgano. Faktem jest, że w praktyce może okazać się to niełatwe, tym bardziej, że raczej trudno wyrwać się z pięknej Sieny, a i inne okolice kuszą szeregiem konkurencyjnych atrakcji, ale zaręczam, że nie będziecie rozczarowani. To wyjątkowe miejsce.
Piękne zdjęcia, magiczny klimat, uwielbiam Włochy.
My tez :-), pozdrawiam
Byłam w Toskanii dwa razy, a tu nie dotarłam. Szkoda, mam nadzieję, że jeszcze nadrobię.
Aspołeczni na wakacjach
Przepiękne miejsce
Bardzo lubię takie puste miejsca i sama też ich szukam na wakacjach. Mają szczególny urok.
Uwielbiam takie obiekty z dala od obleganych turystycznych szlaków