Casa dos Ecos by Pedro Lemos – do trzech razy sztuka.

Casa dos Ecos to nowy, uruchomiony w połowie lipca 2020, sezonowy projekt gastronomiczny, który w pięknym stylu połączył dwa znane nazwiska: Lemos i Symington. Restauracja działa jako pop-up* od początku czerwca do końca października, ponieważ właśnie w tych miesiącach aura doliny Douro pozwala w pełni wykorzystać potencjał jej położenia i przyjętego przez właścicieli, stricte letniego stylu obsługi gości.

*W pierwszym tygodniu listopada 2021 roku Casa dos Ecos ogłosiła, że w sezonie 2021/2022 będzie działać nieprzerwanie, czyli także zimą i wiosną. Kto wybiera się do Douro o tej porze roku, ma okazję spróbować zimowego menu.

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

CASA DOS ECOS by Pedro Lemos

CASA DOS ECOS by Pedro Lemos

CASA DOS ECOS by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Pedro Lemos jest portugalskim szefem kuchni, szerzej rozpoznawanym dzięki należącej do niego restauracji Restaurante Pedro Lemos (1* Michelin), umiejscowionej w kameralnej kamienicy w Foz do Douro (Porto). Kilkanaście lat temu Lemos współpracował w Douro z Quinta do Noval; w zeszłym roku wrócił do doliny w ramach współpracy z Symington Estates, w związku ze startem pop-up’u Casa dos Ecos. Symington to z kolei znana wszystkim familia, której nazwisko scala cały szereg winnych szyldów, obejmujących (w większości) renomowanych producentów porto i klasycznych win.

Casa dos Ecos działa w Piñhao, w sielankowo zaaranżowanej, starej, bielonej stodole, położonej na wzgórzu w symingtonowej Quinta do Bomfim (powstaje tu znany wszystkim Dow’s Port), pośród winnic z magicznym widokiem na Douro. Gdzie nie spojrzeć, winnice wypełniają przestrzeń po horyzont. Casa nie leży tak wysoko, jak na przykład Quinta Nova de Nossa Senhora do Carmo, a i tak gwarantuje wspaniałe widoki. Jej doskonałe położenie (od centrum Pinhão dzieli ją ledwie kilometr) i renoma Lemosa sprawiają, że pop up nie narzeka na brak gości. W zeszłym roku, w szczycie sezonu rezerwacje trzeba było robić z co najmniej dwutygodniowym wyprzedzeniem. Tego lata było już mniej nerwowo, magia nowości nieco osłabła, a wolny stolik dało się zabukować nawet z 2-3 dniowym wyprzedzeniem, z tym że bez dostępności tarasu (tylko wnętrze).

Korzystając z okazji, po pierwszej rocznicowej kolacji w sierpniu, odwiedziliśmy Casa dos Ecos kolejne dwa razy. To wyjątkowy scenariusz, zwykle nie działamy w ten sposób, ale miejsce urzekło nas na tyle, że postanowiliśmy spróbować wszystkiego, co w karcie Ecos przykuło naszą uwagę. A że było tego całkiem sporo, wyszło jak wyszło ;-)

Idea jest prosta: w kuchni Casa dos Ecos Pedro Lemos koncentruje się na lokalnych składnikach, prezentując własną wizję kuchni regionu w domowym, nieformalnym wydaniu. Pomysły na potrawy wprost nawiązują do kulinarnej klasyki (np. Bawole Serca, oliwa, sól, pieprz), a porcje są przeogromne; jeżeli wpadasz tu na lunch, spokojnie pomijasz kolację; jeżeli na kolację – następnego dnia nie musisz jeść śniadania.

Lemos dowodzi pop-up’em i szkoli ekipę młodych kucharzy, często żółtodziobów, a jego żona nadzoruje pracę sali i równie młodych kelnerów, którzy – co ciekawe – na co dzień nie specjalizują się w kelnerskim fachu, a mimo to w Ecos obsługa kelnerska chodzi jak w zegarku. Gdybyśmy jedli tu raz, można by założyć, że to przypadek albo fart, ale przy trzech podejściach było tak samo dobrze. Sprawna, kompetentna, a przy tym przemiła, pogodna i swobodna obsługa bez cienia zadęcia, która doskonale wie co robi, reaguje na potrzeby gościa i sprawia, że masz ochotę zjeść tu jeszcze raz, to autentyczny skarb. W okolicy Piñhao jest sporo lokali z kategorii fine dining lub aspirujących, ale tylko tu, w Casa dos Ecos czuliśmy się w pełni zaopiekowani. W wielu innych miejscach (Quinta Nova, Quinta de la Rosa) zdarzały się mniejsze lub większe zgrzyty, a w Ecos – nic z tych rzeczy. Pedro Lemos nie przeniósł do Ecos nic z atmosfery swego macierzystego, gwiazdkowego i (niestety) nieco drętwego lokalu w Foz do Douro (gwiazdka to jeszcze nie powód, by obsługa usztywniała się tak bardzo). Przeniósł za to ultra wysoki poziom dań, które jednak prezentują całkiem inny styl.

Restaurante Pedro Lemos jest typową “gwiazdką”, gdzie na gościa spada lawina dopieszczonych w każdym calu porcyjek podanych w eleganckiej porcelanie, jest opcja z wegańskim menu (którego – co warto docenić – nie musi zamawiać cały stolik), do tego rozbudowana karta win, wykraczająca daleko poza ramy winnic Symingtona i kolacja, która – czy tego chcesz, czy nie – finalnie i tak zajmie około 5 godzin. Casa dos Ecos to zupełnie inny świat. Tu również spokojnie możesz spędzić 3, 4 lub nawet więcej godzin, ale to właściwie jedyny wspólny mianownik. Przestrzeń lokalu zaprojektowano dla rodzinnych biesiad. Stoły są spore i wygodne. Dania główne bazują na rybach, owocach morza i, przede wszystkim, mięsie. Jesteśmy w sercu Douro, z dala od Porto i Vila Nova, weganie nie mają tu czego szukać. Menu zmienia się sezonowo, co kilka tygodni, od lata do jesieni. Potrawy przyrządzane są w hołdzie prostocie, z wykorzystaniem tradycyjnych technik (grillowanie na ogniu, gotowanie w piecu opalanym drewnem), a Lemos koncentruje się na jednym szczególe: na typowym dla regionu SKŁADNIKU. Składnik ma być – i jest – ultra świeży i doskonały. Ma grać – i gra – pierwsze skrzypce w koncepcji dania. Ma być – i jest – głównym bohaterem talerza. Przykład? Choćby pierwsze z brzegu danie główne: grillowana ośmiornica. W restauracjach w różnych miejscach na świecie zjedliśmy ich niezliczoną ilość, ale to właśnie rozpływający się w ustach, kremowy octopus w Casa dos Ecos smakował tak doskonale, że przyćmił wszystko, co kiedykolwiek i gdziekolwiek dotąd nam podano. To samo dotyczy pieczeni z jagnięcia, bacalhau i palety przystawek. Wszystko jest tu takie, jakie być powinno: doskonałe.

Casa dos Ecos, jak żadne inne miejsce w okolicy, z powodzeniem łączy to, co najpiękniejsze w Douro: krajobrazy, wino i jedzenie. Gdyby nie fakt, że na koniec trzeba zapłacić rachunek, można by poczuć się tu jak na wspaniałym, domowym, babcinym obiedzie. Wiejska posiadłość, ogrom pysznego jedzenia, dania podawane w wielkich naczyniach prosto z pieca z założeniem, że wszystkim, co trafia na stół będziemy swobodnie się dzielić. Porcje przewidziane dla 2 osób wyglądają, jakby przyrządzono je co najmniej dla 6. Luz-blues-rewelacja. Gdyby jeszcze karta win nie ograniczała się tylko do portfolio Symingtona, byłoby całkiem jak w bajce, ale i tak jest super. Z dostępnych win też jest co wybierać, choć sekcja z porto mogłaby być nieco bardziej urozmaicona (Symington ma w pakiecie nieporównanie więcej, więc po co się ograniczać?). Tak czy owak, każdą wizytę w Casa dos Ecos kodujemy jako czystą przyjemność, koniecznie do powtórzenia przy kolejnej okazji. 

Co jeszcze? Symingtonowie są w trakcie budowy kolejnego obiektu w Pinhão, który – ponoć – ma być sielskim wine barem, serwującym proste tapas. Spod boskiej ręki Lemosa rzecz jasna ;-)

Co jedliśmy w Casa dos Ecos? Poniżej zestawienie w trzech turach. Niektóre przystawki i jeden deser powtarzają się, ponieważ były zbyt dobre, by nie zjeść ich ponownie :-)

Dzień pierwszy: 

Porto tonico tinto – na Ruby (o niebo ciekawszy (!) niż serwowany wszędzie – tu też – biały klasyk), queijo gratinado, salada de orelha, legumes assados, feijoada de sames, polvo à lagareiro, torta de laranja, americano; bezglutenowy chleb z oliwą z Quinta do Ataide (Symington), którą zresztą kupiliśmy później do domu – dobry.

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Dzień drugi:

Porto tonico branco, prato de tomate coração de boi, carapau de escabeche, cabrito assado com arroz de forno, tábua de queijos, queijo Stilton, compota de pera e Graham’s port, americano.

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

CASA DOS ECOS by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

CASA DOS ECOS by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

CASA DOS ECOS by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

CASA DOS ECOS by Pedro Lemos

Dzień trzeci:

Sardinhas marinadas, salada de verduras, prato de tomate coração de boi, bacalhau com migas soltas, torta de laranja (bacalhau w standardzie podawany jest z dodatkiem pięknie przyrządzonego bobu z okruchami chleba, u nas zamiast tego pojawiło się puree ziemniaczane… Tak jakby zamiast chleba nie mogli użyć quinoa czy czegoś w ten deseń ;-)

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

CASA DOS ECOS by Pedro Lemos

CASA DOS ECOS by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos (chef 1* Michelin)
Gdzie: polna droga bez nazwy, ok. 1 km od dworca kolejowego w Piñhao :-)

RACHUNEK 1, RACHUNEK 2, RACHUNEK 3

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos

Casa dos Ecos by Pedro Lemos