Brugia – idealne miasto na weekend.
Do Brugii (Brugge) chcieliśmy pojechać co najmniej od dnia, w którym obejrzeliśmy „In Bruges”.
To nieco surrealistyczna czarna komedia z 2008 roku produkcji brytyjsko-belgijskiej, w reżyserii Martina McDonagha, z Colin Farrell’em w roli głównej. W Polsce wyświetlana była pod jakże kreatywnym tytułem „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”;-)
Akcja filmu, jak na typowo rozrywkowe przedsięwzięcie przystało, jest przyjemnie nieskomplikowana, ale to, co przesądza o jego wyjątkowości, to pełne magii, uroku i kolorów kadry przedstawiające Brugię jak miasto z bajki. Tamtego dnia wyszliśmy z kina w przekonaniu, że musimy koniecznie do Brugii pojechać, pospacerować klimatycznymi uliczkami malowniczej starówki i zobaczyć, jak miasto wygląda w realu.
Decyzja podjęta w 2008 doczekała się realizacji dopiero w tym roku, ponieważ zawsze tak się jakoś składało, że choć Belgia nie jeden raz pojawiała się np. na urlopowej trasie Polska – Francja, Brugia nigdy „nie była po drodze”. Belgia, podobnie jak np. Holandia to raczej kraje, które odwiedza się niejako przy okazji. W tranzycie, w związku z przesiadką na lotnisku, etc., ale raczej bez planowania dłuższego pobytu jako celu samego w sobie. W tym roku – znów wracając z północnej Francji samochodem uznaliśmy, że wreszcie zatrzymamy się w Brugii na kilka dni. Plan udało się zrealizować, dzięki czemu przedłużyliśmy wakacje o krótki trzydniowy belgijski odcinek.
Brugia położona jest we Flandrii Zachodniej, w północno-zachodniej części Belgii. Za sprawą licznych kanałów w historycznej części miasta określana jest mianem flamandzkiej Wenecji.
Miasto doskonale nadaje się na krótki, kilkudniowy, czy nawet weekendowy wypad.
Przyjechaliśmy tu na przełomie czerwca i lipca, czyli w szczycie sezonu urlopowego. Brugia była wówczas okrutnie zatłoczona, ale jednocześnie panowały w niej wyjątkowe upały, dzięki czemu nawet na starówce można było trafić do miejsc całkiem (lub prawie całkiem) pustych zarówno w ciągu dnia, jak i po zmroku.
Temperatura dzień w dzień przekraczała 35-37 stopni w cieniu; w takich warunkach najlepszym sposobem na przetrwanie najbardziej upalnej części dnia były spacery po parkach albo szukanie ratunku w licznych, doskonale klimatyzowanych butikach i sklepach wszelkiej innej maści (jest gdzie wydawać), bo niestety dobrą klimą nie mogło pochwalić się sporo przytulnych i sympatycznych (niesieciowych) kawiarni i barów.
Możemy polecić szczególnie dwa miejsca (kawiarnia oraz kawiarnia i bar) w pobliżu Grote Markt: Li O Lait (Dweersstraat 30) oraz Cafe De Gilde (Oude Burg 17).
Nic to jednak, że nie wszędzie była sprawna klimatyzacja; ważne, że bez większego trudu można znaleźć miejscówkę, w której do espresso podadzą kieliszek niezłego porto. Dzięki temu w Cafe De Gilde można było poczuć się prawie jak w Porto:-)
Co warto zobaczyć w Brugii?
Można oczywiście realizować schemat z przewodnika, odwiedzać muzea pełne dzieł słynnych prymitywistów flamandzkich (m.in. Hans Memling, Jan van Eyck) i zbiorów sztuki dawnej (przede wszystkim Groeningenmuseum) i tak dalej, ale jeśli spędza się tu tylko kilka dni, najlepiej po prostu włóczyć się po mieście bez konkretnego celu i odhaczania punktów koniecznych do zobaczenia.
Główną atrakcję Brugii stanowi architektura, która dobrze oddaje klimat Niderlandów.
Na miejski krajobraz składają się przede wszystkim średniowieczna zabudowa, w tym rynek z budynkiem Ratusza i kamienice, ich barwne zadbane fasady oraz kolorowe drewniane okiennice, czyste ukwiecone brukowane uliczki, kute z żelaza latarnie, kanały i gondole, przemykające po starówce dorożki, pełne leniwych turystów.
Brugia jest na tyle nieduża i „skoncentrowana”, że przemieszczając się po niej pieszo kilka dni z rzędu, chcąc nie chcąc dotrze się do większości miejsc, które warto zobaczyć z turystycznego punktu widzenia, w tym m.in.:
Grote Markt (główny rynek, przy którym ulokowany jest m.in. budynek miejskiego Ratusza – ZOBACZ FILM)
Dzwonnica Beffroi de Bruges (Belfort van Brugge) – POSŁUCHAJ
Cathédrale Saint-Sauveur de Bruges (Katedra Św. Salvatora)
Minnewater Park i Minnewater Lake
Zobacz zająca w akcji – VIDEO
Heilige Bloed Basiliek (Bazylika Św. Krwi)
Beguinage (Beginaż)
Kanały, zwodzone mosty i wiatraki – te ostatnie niestety ogrodzone albo zamknięte i w rezultacie niedostępne
Historyczne centrum Brugii, w tym starówka upstrzona pięknymi kamieniczkami o kolorowych elewacjach od 2000 roku wpisane jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a miasto w 2002 roku wybrane zostało Europejską Stolicą Kultury.
Parterowe części kamienic zajmują przede wszystkim restauracje, bary, kawiarnie oraz – to przecież miasto typowo kupieckie z wielowiekową tradycją handlową, które należało m.in. do hanzy londyńskiej – sklepy i butiki, w których kupić można wszystko – od wszechobecnej czekolady po dowolny element garderoby; część historycznych budynków zajmują też całkiem liczne butikowe hotele (zwykle 3- i 4-gwiazdkowe, często w całkiem dobrych cenach).
Przy okazji, jeśli chodzi o czekoladę, Brugia – o dziwo – raczej nas rozczarowała. Belgijska czekolada – wbrew powszechnej propagandzie – wcale nie jest najlepsza na świecie, ale mimo wszystko wydawało się, że można oczekiwać nieco więcej. Tymczasem w samym centrum miasta butików z czekoladą i pralinami jest wprawdzie co najmniej kilkadziesiąt, ale ich jakość niestety nie oszałamia.
Są ładne, eleganckie i starannie zaprojektowane (ZOBACZ), ale większość nie oferuje niczego poza przeciętnymi łakociami o mało imponującym składzie, w części sklepów wiele produktów nie ma nawet etykiet z informacją o tym, co właściwie w słodyczach się znajduje. Liczy się natomiast bogactwo kształtów, kolorów, smaków i opakowań (ZOBACZ), ponieważ tego właśnie szukają turyści.
W rezultacie, w praktycznie każdym sklepie z czekoladą panują zamęt i tłok, do kas ustawiają się długie kolejki, a przeciętne w gruncie rzeczy towary i tak znajdują nabywców i znikają z półek. Owszem, tu i ówdzie można znaleźć coś ciekawego, ale trzeba się nieźle naszukać. My przywieźliśmy z Brugii 5 wyglądających interesująco tabliczek, o dobrym składzie, z których belgijska była tylko jedna;-) Recenzję pierwszej już zjedzonej (100% gorzka z Karaibów) możecie przeczytać TUTAJ.
I na koniec garść przydatnych informacji:
1. Mieszkaliśmy w małym hotelu MARABOE – ZOBACZ, ZOBACZ. Trzygwiazdkowy, zlokalizowany w samym centrum, pokoje ze śniadaniem w dobrych cenach, sympatyczna obsługa. Jest parking podziemny, ale maleńki – ma tylko 5 miejsc, więc zdecydowanie warto zarezerwować stanowisko wcześniej.
2. Bardzo dobrze zaopatrzony organiczny supermarket ORIGINO mieści się przy Katelijnestraat 142 – to sklep z pełnym asortymentem żywności wysokiej jakości (w dużej mierze od lokalnych wytwórców), w tym bezglutenowej i wegańskiej; znajdziecie tu wszystko, od świeżych warzyw i owoców, przez nabiał z dowolnego mleka, ryby i mięso, po piwa, wina, bakalie i słodycze.
Byle do następnego urlopu!
Znakomity spacer, wysokiej próby fotografie, wszystkie, bez wyjątku, choć najdłużej stałam przy czarno-białym wiatraku.
Jest taki wiersz Katarzyny Krenz „Koronki z Brugii”:
/…/ została tylko stara fotografia
O tej porze roku w Brugii pewnie pada śnieg
i pewnie jest śnieżnobiały jak zawilec
a nie kremowy jak stare koronki
ani jak horyzont szary
Wszystko to dzięki migdałowej mgle
która o świcie wychodzi z morza na brzeg
i wędruje wąskimi uliczkami Brugii
*
Dziękujemy:-)
Przepiękne miejsce, przepiękne zdjęcia, faktycznie kolorowo jak w bajce :)
A fryty belgijskie jadłeś?
Oczywiście, że nie;-)
Dlaczego?;-)
Przede wszystkim dlatego, że był totalny upał, a poza tym to tylko przeciętny fast food upaćkany w obleśnych sosach;-) zdecydowanie bardziej pasowały mi kozie i owcze jogurty, kefiry i sery z Origino – zimne i zajebiście dobre:-)