Clisson (w bretońskim dialekcie: Klison) to miasteczko i gmina liczące nieco ponad 6 000 mieszkańców, położone w departamencie Loire-Atlantique w Pays de la Loire w zachodniej Francji, niespełna 30 km od Nantes.
W ciągu ostatnich kilku lat Clisson zyskało na rozpoznawalności dzięki wielkiej trzydniowej metalowo-rockowej imprezie, gromadzącej co roku ok. 100 000 gości – festiwalowi Hellfest, która odbywa się w Clisson od 8 lat i którą FiK odwiedza regularnie od 2009 r. Zainteresowani festiwalem więcej informacji o Hellfest znajdą TUTAJ.
Obsługa festiwalu dba nie tylko o atrakcje muzyczne, ale dopieszcza też podniebienia imprezowiczów. W tym roku serwowano m.in. truskawki w szampanie, którymi można było osłodzić sobie nieszczególnie łaskawą pogodę ;-) Więcej o tym, co na Hellfest można zjeść, przeczytacie w poście Hellfest od kuchni.
Jako jedną z imprezowych pamiątek, można nabyć (hell)dżem z piekła rodem (czarna porzeczka plus rum, całkiem smaczny).
Miasteczko wzięło nazwę od górującej nad okolicą twierdzy Clisson.
Zachowane do dziś ruiny, dostępne dla zwiedzających, to pozostałości po zamku zbudowanym w XIII wieku, który przez lata zamieszkiwany był przez familię de Clisson. Zarówno miasteczko, jak i zamek (Château de Clisson) uległy zniszczeniu w latach 1792-1793 podczas tzw. wojen wandejskich w okresie Rewolucji Francuskiej.
Za jedną z istotniejszych postaci w dziejach Clisson uznawany jest słynny francuski rzeźbiarz i architekt François-Frédéric Lemot (1772 — 1827), który w początkach XIX wieku część fortuny przeznaczył na zakup i odbudowę zamku, miasteczko natomiast zrekonstruowano według planów architektonicznych jego autorstwa.
Clisson jest urokliwe samo w sobie: nieduże, przytulne, spokojne, z idealnym na spacery parkiem, rozciągającym się wzdłuż brzegu rzeki Moine, którą tuż przy zamku przecina stary gotycki most z XII wieku.
Poniżej: jeden z drzewiastych rododendronów, które w Clisson rosną niemal wszędzie. Drzewo jest rozmiarów sporego kasztanowca, z koroną usianą pięknymi białymi kwiatami.
Na kawę, piwo, wino albo inne trunki najlepiej zajrzeć do Cafe des Cordeliers w centrum Clisson, nieopodal zamku.
Poniżej przyzamkowa restauracja, którą poleca nasz francuski gospodarz. Festiwal kolejny raz uniemożliwił nam wizytę (nie te godziny otwarcia), ale może kiedyś, np. za rok, nadarzy się okazja do zebrania materiału do recenzji :-)
Mimo, że w tym roku Clisson odwiedziliśmy po raz piąty, pierwszy raz zupełnym przypadkiem zawędrowaliśmy do lokalnego muzeum, otoczonego sporym parkiem. Trafiliśmy na wystawę, której motywem przewodnim była, najogólniej rzecz ujmując, zwierzęca strona ludzkiej natury.
Na winne zakupy wybraliśmy się tym razem do bio organicznej winnicy Domaine Le Fay d’Homme Vincenta Caille, która znajduje się w Monnieres, kilka kilometrów od Mouzillon. Spróbowaliśmy ośmiu, może dziesięciu butelek. Łatwo stracić rachubę, bowiem przy degustacji winiarze nie szczędzą trunku.
Może mają nadzieję, że pijany turysta wyda więcej na wino ;-)
Na zdjęciu poniżej: właściciel winnicy Vincent Caille
Tak wygląda maszyna do etykietowania win – sprzęt z początku XX wieku wciąż działa i w dalszym ciągu jest w codziennym użyciu.
Wino powinno się kupować tylko w ten sposób – degustując je uprzednio, najlepiej bezpośrednio w miejscu wytwarzania. Szkoda, że żyjąc w Polandzie, na co dzień tak się nie da…
Przy okazji, polecamy miejscówkę w Mouzillon – Maison des Landes – o której więcej możecie przeczytać TUTAJ. Do dyspozycji gości są tam trzy mini mieszkania z dostępem do wspólnej, w pełni wyposażonej kuchni, w której serwowane są śniadania.
Dom, otoczony polami winorośli, z których powstaje lokalne wino Muscadet, położony jest na uboczu, w zacisznej okolicy, gdzie w nocy cisza dosłownie dźwięczy w uszach. To świetne miejsce na pełny, niczym niezakłócony chill. Gospodarz jest bardzo przyjazny, uprzejmy, gotów poświęcić gościom swój czas. Każdego roku nie tylko poleca nam jedną z okolicznych winnic (za każdym razem inną), w której możemy uzupełnić domowe zapasy wina, ale towarzyszy nam także w wyprawie na zakupy, dzięki czemu komunikacja z przeważnie nieznającymi angielskiego winiarzami przebiega znacznie efektywniej ;-)
Dla tych, którzy nie wiedzą: muscadet to jedna z francuskich winnych apelacji. W sprawdzonej, najlepiej poleconej przez zaprzyjaźnionego Francuza winnicy, już za 3-5 EUR za butelkę można kupić naprawdę świetne wina, doskonałe na lato, idealne do degustacji samo albo jako dodatek do posiłków. Lekki, mineralny, wytrawny, delikatnie kwaskowy, odpowiednio wyrazisty muscadet bardzo dobrze sprawdzi się zarówno jako aperitif, jak i towarzysz deski serów, dań z ryb, sałat czy owoców morza.
Poniżej nasze lokum
Śniadanie w Maison des Landes, jak to we Francji, czyli petit dejeuner – zawsze na słodko. Na szczęście, gospodarze biorą pod uwagę zróżnicowanie narodowościowe festiwalowiczów, którzy podczas Hellfest zajmują miejsca we wszystkich okolicznych hotelach i chambres d’hotes, i dodatkowo dla (takich jak my) amatorów mniej słodkich posiłków dokładają sery, jogurty bez cukru i „międzynarodowe” muesli. Tak czy owak, jak widać, słodka buła z czekoladą, obok bagietek, croissantów i konfitur, zajmuje centralne miejsce na stole. W tego typu śniadaniach zawsze najbardziej brakuje nam warzyw… Nadrabiamy to po urlopie, w domu ;-)
Mouzillon to także manufaktura ciastek i innych wyrobów piekarniczych, wytwarzanych od 1848 roku pod marką Le Petit Mouzillon.
Ciastka wyglądają tak:
Jedna z popularniejszych metod ich konsumpcji to ciastko maczane w kieliszku lekkiego, mineralnego Muscadet
Oprócz Muscadet, na miejscu warto zaopatrzyć się również w cydry – najlepsze to wytrawne, zwykle ok. 5% „brut’y”.
Kto zamiast wina czy cydru preferuje mocniejsze trunki, podróżując przez Francję, może zaopatrzyć się też w calvados (wódka z jabłek). W Polsce nie zawsze łatwo go dostać, a dodatkowo w kraju pochodzenia trunek ten oferowany jest w znacznie korzystniejszych cenach. Na blogu znajdziecie kilka przepisów, w których calvados jest jednym z sugerowanych składników (PRZEPISY). Polecam w szczególności przepisy na krem czekoladowy, szybką tartę z morelami, gravlax i morele zapiekane z roquefortem.
Do następnych wakacji! :-)
[Wszystkie zdjęcia wykonane zostały aparatem Canon Powershot N, którego recenzję znajdziecie TUTAJ]
Zapraszam też do lektury TOUR DE BRETAGNE.
Świetny przewodnik po Clisson. Pozdrawiam:) http://napiecyku.wordpress.com/
Tylko pozazdrościć wycieczki, pozdrawiam :)
Francja to moje miejsce na ziemi, chciałabym kiedyś zamieszkać w Bretanii.
You share interesting things here.
:)
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej ;)
:-)
Ładnie tam
Bardzo:-)
Urocze miasteczko. Planuję Francję na przyszłoroczne wakacje i właśnie zastanawiam się na regionem. Normandia, Kraj nad Loarą i Bretania wyglądają w Waszych wpisach bardzo kusząco :)
O, my też znów mamy w planie Francję. Ponownie północ i może także Prowansja. Jest magiczna, więc też możesz wziąć ją pod rozwagę:-)