Po rocznej przerwie wracamy na Hellfest, bowiem tęsknota za tą jedyną w swoim rodzaju imprezą okazała się nie do pokonania. Trudno wyobrazić sobie bardziej udany powrót.

hellfest 2015_02

Ponoć każdy Anglik ma swój ulubiony bar, jak również taki, w którym jego noga nigdy nie postanie. Moim zdaniem dokładnie ten sam mechanizm dotyczy festiwali muzycznych, dlatego po rocznej przerwie, już po raz szósty wróciliśmy do Clisson, na Hellfest – zobacz VIDEO.

IMG_2270

IMG_2288

Hellfest robi zresztą wszystko – przy okazji tegorocznej, 10 edycji było to szczególnie widoczne – by skutecznie związać ze sobą stałe grono fanów, czy może raczej wyznawców. Nie dziwi więc, że pierwsza partia najtańszych festiwalowych biletów na kolejną edycję w 2016 roku, dostępna w sprzedaży od poprzedzającego imprezę czwartku, w dniu otwarcia festiwalowego miasteczka wyprzedała się w kilka chwil, i to w sytuacji, gdy nie ogłoszono jeszcze nawet ani jednego zespołu, który wystąpi w ramach przyszłorocznej odsłony.

IMG_2186

IMG_2280

IMG_2149

Hellfest, jako jedna z nielicznych masowych imprez muzycznych, zamiast spocząć na laurach swego sukcesu (festiwal wyprzedał się w całości także w ubiegłym roku), nieustannie analizuje i wyciąga wnioski, udoskonala swoje rozwiązania, z każdym rokiem rozwija się, dbając przy tym o jak największe zadowolenie uczestników. Organizatorzy nie szczędzą finansów, by wydarzenie to cieszyło nie tylko uszy, ale i oczy. Widać to na każdym kroku, zresztą ze świecą szukać festiwalu, który w pełni świadomie i konsekwentnie ogranicza ilość dostępnych wejściówek tylko po to, by ci szczęśliwcy, którzy je nabędą, mogli bawić się na feście w większym komforcie.

IMG_2290

(…)

IMG_3565

Po szybkich zakupach na jak zwykle zatłoczonym stoisku z hellfestowym merchem już o 11:40 meldujemy się w Temple na Bolzer. Duet zaprezentował się znakomicie i znacznie pewniej niż w ubiegłym roku, kiedy miałem okazję widzieć go na Roadburn. Szwajcarzy stanowią już w pełni zgraną, metalową maszynę, która, choćby dzięki takim kawałkom jak „Entranced by the Wolfshook” czy zwłaszcza „Coronal Mass Ejaculation” robi na scenie prawdziwe spustoszenie. Być może w szerszym składzie całość brzmiałaby lepiej czy pełniej, ale Bolzer niesie ze sobą coś, czego próżno szukać u wypindrzonych chłopaczków z wielu innych nowych bandów, którym wydaje się, że grają ekstremalną muzykę – prawdziwą metalową aurę. Nawet więc jeśli atmosfera kultowości otaczająca ten duet jest lekko nadmuchana i mimo wszystko nieco przedwczesna (wciąż czekam na debiutancki album), nie można odmówić mu, a zwłaszcza frontmanowi, pierwotnego, esencjonalnego i złowieszczego metalowego charakteru. Jest moc!

IMG_3627

IMG_3628

Następny w kolejności miał być Primate, ale niestety wypadł z festiwalowego menu (to samo spotkało Trap Them, choć dzięki ostatniej płycie bardzo ostrzyłem sobie na nich zęby), lądujemy więc w Valley na Samsara Blues Experiment. Nie oczekiwałem niespodzianek i rzeczywiście ich nie było, może poza dość zaskakującym, bardzo gorącym przyjęciem ze strony francuskiej publiczności. Taką reakcją wydawali się zresztą zaskoczeni również sami Niemcy, którzy pokazali to, co potrafią najlepiej – psychodeliczny trip po kwaśnych odmętach oldschoolowego rocka. W tej dziedzinie Samsara to klasa sama w sobie i udało im się potwierdzić to po raz kolejny.

IMG_3606

IMG_3613

IMG_3623

IMG_3621

IMG_3620

IMG_2166

Pełny tekst naszej relacji znajdziesz NA TEJ STRONIE.

Tekst i zdjęcia: FiK