Côte d’Opale i Boulogne-sur-Mer.
Côte d’Opale i Boulogne-sur-Mer…
…to ciąg dalszy wycieczki po północnym wybrzeżu Francji.
Po Normandii (Mont Saint-Michel, Etretat i Cote d’Albatre, Honfleur oraz Deauville-Trouville) przenosimy się wzdłuż wybrzeża w kierunku granicy z Belgią, wprost na słynne Côte d’Opale (Wybrzeże Opalowe). Dziś to już nowy region: Haute-de-France, który został wyodrębniony administracyjnie w roku 2016, w wyniku połączenia Pikardii i Nord-Pas-de-Calais.
Hardelot-Plage
Jak zwykle, zatrzymaliśmy się w wynajętym domku w sieci Gites en France, tym razem w typowo turystycznym kurorcie Hardelot-Plage.
To miasteczko leżące ok. 15 kilometrów od największego portu w okolicy: Boulogne-sur-Mer. Sam nadmorski kurort nie zrobił na nas najlepszego wrażenia. Okolica, w której przyszło nam mieszkać, sprawiała wrażenie osiedla mugoli jak z bajki o Potterze. Gdzie nie spojrzeć, idealnie wypieszczone trawniki, wystrzyżone krzewy ozdobne i perfekcyjnie wymiecione alejki, na których późnym popołudniem ni stąd ni zowąd pojawiali się nieliczni, wypłoszeni czymś z domu spacerowicze w pastelowych sweterkach, zarzuconych – a jakże – na plecy. Bo w czerwcu we Francji jest zbyt gorąco, by nosić cokolwiek innego niż bardzo letnie szmatki, ale wiadomo, że w pewnych kręgach bez względu na wszystko sweterek musi być. Nawet jeśli odziać się w niego nie sposób.
Hardelot sprawiał wrażenie, jakby francuski stał się przez przypadek albo zagubił gdzieś francuskiego ducha. Był po prostu smutny. I do bólu nudny. Na ogólny odbiór okolicy wpłynął zapewne również fakt, że dom, który wybraliśmy sobie za lokum, należał do ciotki-klotki jak z brytyjskiej telenoweli z elementami horroru, która starała się jak mogła, by swą bezinteresowną natarczywością i litanią zakazów (w pokoju nie można zjeść jabłka ani napić się wody mineralnej, bo od takich fanaberii mamy kuchnię!) zatruć nam ten krótki pobyt. Warto pamiętać, że wysoki standard miejscówki w Gites en France czy Chambres d’hotes to jednak nie wszystko. Więcej danych o tym, gdzie mieszkać podróżując po Francji samochodem znajdziesz w TYM WPISIE.
La plage n’est pas la plus belle
Do szczególnie urokliwych nie należy w Hardelot – wbrew nazwie – nawet plaża. Straszą przy niej smutne, poza sezonem całkiem wyludnione hotele i apartamentowce z koszmarną, tanią architekturą utrzymaną w soviet style. Wielkie pudełkowe ślady działalności człowieka nijak nie współgrają z nadmorską przyrodą. Z tego względu najlepiej planować wycieczki bardziej na północ. W kierunku Boulogne-sur-Mer, gdzie swój początek ma – ciągnący się aż do Calais – najładniejszy odcinek Côte d’Opale.
Boulogne-sur-Mer
Choć portowe Boulogne-sur-Mer założone zostało przez starożytnych Rzymian (to właśnie stąd Klaudiusz wyruszył na udany – w przeciwieństwie do Juliusza Cezara – podbój Brytanii), a następnie dość intensywnie rozwijało się w kolejnych stuleciach, dziś raczej trudno tę przeszłość w mieście dostrzec. Podczas II wojny światowej port oraz cała okoliczna zabudowa zostały zrównane z ziemią przez alianckie naloty bombowe, a podczas odbudowy architektoniczna estetyka najwyraźniej nie zmieściła się na liście lokalnych priorytetów.
La Haute Ville
W plebiscycie na najpiękniejszą francuską osadę Boulogne-sur-Mer nie przeszłoby pewnie nawet eliminacji, chociaż ma momenty. Warto przedrzeć się mimo wszystko przez niezbyt urokliwą zabudowę pomiędzy portem a centrum, by dotrzeć do najstarszej części. To serce miasta, otoczone solidnym średniowiecznym murem obronnym z XIII wieku, tworzącym swoiste miasto w mieście. To tzw. La Haute Ville, którego granice wyznacza warowna konstrukcja z kamienia i do którego wnętrza można dostać się przez jedną z kilku bram.
Miasto za murem to najciekawsza część Boulogne, z najbardziej atrakcyjną, cieszącą oko architekturą. Poza spontanicznym spacerem bez planu klimatycznymi uliczkami, warto przejść się również po szczycie miejskiego muru, skąd rozpościera się fajny widok na tę część Boulogne, która opada w kierunku wybrzeża.
Można tu również napić się kawy, choć w samym mieście jest kilka ciekawszych kawiarni, których główna zaleta polega na tym, że serwują czarny napój wyraźnie lepszej jakości.
Gdzie po ser
A jeżeli masz tak jak my, czyli wariujesz na widok serów z górnej półki, będąc w Boulogne-sur-Mer nie możesz nie zajrzeć do wspaniałego butiku z serami pod szyldem Philippe Olivier przy 43 Rue Adolphe Thiers. Nie jest to miejsce najtańsze, ale za to takie, w którym każde ilości euro wydaje się z przyjemnością. Wybór serów (przede wszystkim francuskich, z większości regionów, ale też np. brytyjskich) jest naprawdę oszałamiający. Więcej we wpisie O SERACH W NORMANDII.
Boulogne-sur-Mer ma również plażę.
Gdzie na spacer
Na dłuższą, wielogodzinną pieszą wycieczkę wzdłuż Côte d’Opale lepiej jednak wybrać się na przykład z Wimereux (kurortu z całkiem ciekawą zabudową) albo z niewielkiego miasteczka Ambleteuse.
Plaży w Ambleteuse strzeże wzniesiony w XVII wieku Fort Mahon.
Po ok. 17-kilometrowym spacerze dotarliśmy do Wissant. Sielankowe widoki po drodze co pewien czas przecinają bunkry (czasem zaadaptowane) i inne zabudowania z okresu II wojny światowej. Dziś, nieświadome burzliwej historii, spokojnie pasą się tam owce i mleczne francuskie krowy. Trasa wiedzie wzdłuż plaż oraz szczytami klifów porośniętymi łąkami. Trochę szkoda, że – ze względów bezpieczeństwa – szlak dość często oddala się od krawędzi klifów i jest od nich odgrodzony płotkami.
Przylądek Cap Gris-Nez, na którego wysokich klifach wybudowano latarnię morską, to fragment Francji położony najbliżej wybrzeża Wielkiej Brytanii.
Przy dobrej pogodzie można stąd zobaczyć nie tylko często kursujące promy i statki, ale też białe klify okolic Dover. Nic w tym dziwnego, dzieli je bowiem jedynie wąski, liczący ledwie 28 kilometrów szerokości odcinek Cieśniny Kaletańskiej. To najwęższa część La Manche. Akurat tego dnia pogoda była bardziej średnia niż zachwycająca, ale mimo zamglonego horyzontu zarys klifów udało nam się dostrzec. Sfotografować już niekoniecznie…
Do Cap Gris-Nez nie trzeba iść. Kto chce, może podjechać samochodem, a nawet wycieczkowym autokarem (niedaleko usytuowano spory parking), dociera tu w związku z tym sporo turystów, ale ci przybywający samochodami nie zapuszczają się dalej. Wychodzą na plażę na chwilę, po czym jadą w siną dal. Dzięki temu szlak wzdłuż wybrzeża nie tylko nie jest (przynajmniej w czerwcu) zatłoczony, ale momentami wydaje się wręcz bezludny. Właśnie to, czyli urzekająca pustka, jest jednym z głównych powodów, dla których warto na własne oczy ujrzeć Côte d’Opale. Choć nie ma co ukrywać, że nieporównanie większe wrażenie robią jednak okolice Etretat.
W ogóle nie znam Francji pozaparyskiej :( z każdym Waszym wpisem mam ochotę poznać ją bardziej