Takie rzeczy tylko w USA…
Co tu mamy? Czekoladowy list miłosny, opatrzony imbirowym znaczkiem, imitacją woskowej pieczęci, a jakby tego było mało, w środku – poza belgijską czekoladą – znajduje się dodatkowo wydrukowany na wewnętrznej stronie opakowania fragment „Endymiona” Johna Keatsa (1795–1821)*. Dobre rozwiązanie dla nieśmiałych albo tych, którym natura poskąpiła poetyckich talentów, a chcieliby błysnąć literacką wrażliwością przed damami swych serc.
;-)
Imbirowa Chocolove to tabliczka jednolita (bez nadzienia), podzielona na 18 naznaczonych małymi sercami kostek, pełna kandyzowanych imbirowych drobinek.
Sama czekolada jest twarda i krucha. Czy imbir dominuje? Nic z tych rzeczy. Akcenty zostały rozłożone tu bardzo po amerykańsku (ulegam teraz stereotypom?). Mocną podstawę smakowej kompozycji stanowi cukier przez duże C, natomiast delikatny posmak imbiru jest ledwie wyczuwalny w tle.
Imbirowych okruszków jest w czekoladowej tafli sporo, są bardzo słodkie i chrupkie, skrzypią pod zębami w każdym kawałku. Przez słodycz nie ma się także za bardzo wrażenia, że to czekolada o stosunkowo wysokiej zawartości kakao (65%). Goryczka z powodzeniem rozmywa się w cukrze. Szkoda; wydaje się, że drobna zmiana, tj. dodanie do czekolady imbiru nie poddanego karmelizacji, mogłoby tu wiele zmienić. A tak, mamy kolejną solidnie przesłodzoną tabliczkę, której my – po max. 2 kostkach per capita – mieliśmy dosyć. I nie ma komu dojeść reszty.
Tak czy owak, może o to właśnie chodzi – lukrowana, walentynkowa słodycz też jest trudna do zniesienia, a jednak nie wszyscy na nią narzekają. Wniosek? Ginger Chocolove jednych może odpychać, a innych zachwyci. Na pewno sam pomysł i design opakowania zwraca uwagę i przy takich okazjach, jak np. 14 lutego, dla niektórych może okazać się pomocny. Taki słodki telegram.
Men’s being mortal, immortal; to shake
Ambition from their memories, and brim
Their measure of content; what merest whim,
Seems all this poor endeavour after fame,
To one, who keeps within his stedfast aim
A love immortal, an immortal too.
Look not so wilder’d; for these things are true,
And never can be born of atomies
That buzz about our slumbers, like brain-flies,
Leaving us fancy-sick. No, no, I’m sure,
My restless spirit never could endure
To brood so long upon one luxury,
Unless it did, though fearfully, espy
A hope beyond the shadow of a dream.
My sayings will the less obscured seem,
When I have told thee how my waking sight
Has made me scruple whether that same night.
Ocena: 55/100
Waga: 90 g
Opakowanie – złotko i papierowa obwoluta
Skład: miazga kakaowa, cukier, cukier, cukier, cukier, cukier, cukier…, masło kakaowe, sól, wanilia, kandyzowany imbir
Zawartość kakao: 65%
Producent: Boulder, CO, USA
Gdzie kupić: gdzieś w NY
Cena: ok. 3,5-4 USD
LUBISZ CZEKOLADĘ? Sprawdź Asertywną Czekoladową Listę Przebojów Faceta i Kuchni
Ale to musi być dobre, uwielbiam imbir
Imbir! Mniam…
Mi niezbyt smakowała, zdecydowanie za słodka, a imbiru prawie nie czułam. Zgadzam się, że lepiej by było, gdyby go nie karmelizowali.