Gdzie zjeść w Lizbonie?
Mercado da Ribeira to największy i najsłynniejszy targ spożywczy w Lizbonie, umiejscowiony pod dachem rozległej XIX-wiecznej hali (VIDEO). Dwa lata temu, wiosną 2014 r. targ rozbudowano, dzięki czemu powstała tam również całkiem nowa strefa gastronomiczna.
Inne nowości to m.in. powoli zagospodarowywany drugi poziom hali, gdzie zorganizowano już np. studio kulinarne z ofertą warsztatów.
Targową strefę gastro tworzą niewielkie restauracyjne kioski, a łączy je wspólna przestrzeń biesiadna z drewnianymi ławami i stołami, przy których tłumnie gromadzą się goście. Kiedy byliśmy tu po raz pierwszy w październiku 2014 r., a więc kilka miesięcy po otwarciu, było tu zdecydowanie mniej tłumnie. Teraz, w 2016 r. wyraźnie widać, że jedzenie na targu z każdą chwilą upowszechnia się zarówno wśród lokalsów, jak i turystów, których jest tu po prostu mnóstwo (VIDEO).
Kiedy targ spożywczy po południu – ok. 16:00-17:00 – zamyka swe podwoje, knajpiana część rozkręca się na dobre.
Między 20:00 a 23:00 ustawiają się długie kolejki po jedzenie, a o wolne miejsce przy stole jest najtrudniej. Tak czy owak, nawet w najgorętszych godzinach obsługa idzie naprawdę sprawnie. Warto mieć tylko na uwadze, że ze względu na tłumy zamawiających może się zdarzyć, że to czy inne (zwykle jedno z najlepszych) danie wypada z danego menu, ponieważ kończą się składniki. Poza tym, w niektórych punktach o określonych porach występują ok. półgodzinne przerwy w obsłudze. To chwila wolnego dla załogi, która też w całym tym zamęcie musi znaleźć czas na oddech i lunch.
Rosnącej popularności tego miejsca trudno się dziwić. Nowa część targu to nie tylko przegląd lokalnej portugalskiej kuchni – od klasycznego streetfoodu po ciekawsze, bardziej restauracyjne dania, ale też świetna okazja, by zjeść bardzo smaczny posiłek zaskakująco dobrej jakości za naprawdę niewielkie pieniądze. Średnia cena dania głównego to 9-12 EUR, kieliszek wina kosztuje od 2 do 5 EUR, przystawki – od 5 do 7 EUR. Dla potrzebujących jest też dodatkowy alkohol o różnej mocy, czyli bary z winem, piwem, whisky, wódką, etc.
Godziny otwarcia są długie (od 10:00 do 2:00 w nocy), można więc przyjść tu zarówno rano na śniadanie, jak i późnym wieczorem na kolację. Pod dachem, w całkiem komfortowych warunkach, w ciepłym i ładnie oświetlonym wnętrzu, z dostępem do wygodnych stołów, toalet, a nawet bezpłatnego i niezawodnego Internetu można spróbować prostych lokalnych dań podanych w przyzwoity sposób. Nie ma tu kartonowych tacek i plastikowych sztućców. Dania wydawane są w ceramicznych naczyniach, wina serwowane w szklanych kieliszkach, a serwis sprzątający działa bez zarzutu – kiedy tylko goście odejdą od stołu, naczynia znikają i zwalnia się miejsce dla kolejnych biesiadników.
Pod tym względem wszystko działa tu jak rasowy fastfood, z jedną – acz zasadniczą – różnicą: jedzenie jest autentyczne, przyrządzane z miejscowych składników (często z targu tuż za ścianą) i naprawdę dobre. Widać też, że oferta idzie z duchem czasu i uwzględnia bieżące trendy, ponieważ w menu pojawiają się również propozycje zarówno bezglutenowe, jak i wegańskie. W razie wątpliwości, alergii, szczególnych upodobań, etc. warto przy zamówieniach pytać o szczegóły.
Które punkty są najbardziej godne polecenia?
My, zarówno w 2014, jak i teraz żywiliśmy się tylko w kilku z pięciu kiosków restauracyjnych, firmowanych nazwiskami znanych portugalskich szefów kuchni. Punkty te, opisane jako Cozinha de Chef, ulokowane są w jednym rzędzie, po sąsiedzku. Najlepszą ofertę mają – naszym zdaniem – trzy następujące: Henrique Sá Pessoa, Alexandre Silva i Miguel Castro e Silva.
Jedyna zmiana wśród chefów w tej piątce względem stanu sprzed dwóch lat to zniknięcie butiku Vitora Claro, w miejsce którego pojawił się Miguel Laffan. Można się zastanawiać, czy w zależności od sezonu Miguel zmienia menu, w każdym w razie w kwietniu tego roku królowały u niego kurczaki, które stanowiły motyw przewodni dostępnych dań. Strategia pod gusta turystów? W naszym przypadku nie zadziałała;-) Piąty punkt to Marlene Vieira.
Nasze tegoroczne targowe menu (z kilku wizyt) z wiadomych względów objęło tylko potrawy bez glutenu i wyglądało tak:
1.
Miguel Castro e Silva –> Bacalhau Skrei com Brás de espargos verdes czyli rodzaj jajecznicy z norweskim dorszem zimowym (Skrei), ziemniakami julienne i szparagami (2 x 12,50 EUR), a do tego dwa kieliszki wytrawnego wina Chocopalha Branco (6,40 EUR)
2.
Henrique Sá Pessoa –> Bacalhau com pure de grão e tomate seco czyli solony dorsz z ciecierzycą, suszonym pomidorem i sporą ilością oliwy (11 EUR) plus 2 x wytrawne vinho verde (7 EUR)
3.
Henrique Sá Pessoa –> Bochechas de Porco Preto com pure de batata e couve lombarda czyli policzki wieprzowe z czarnej świni z Alentejo na puree z ziemniaków z kapustą (11,50 EUR)
Henrique Sá Pessoa –> Bacalhau Batoteiro com espinafres e cenoura czyli solony dorsz pieczony z ziemniakami na puree ze szpinaku (10 EUR)
Jeśli ktoś dla odmiany chciałby np. napić się do posiłku wybranego porto, może kupić mini butelki na miejscu, w targowym butiku Garrafeira Nacional (2 x 3,50 EUR):
4.
Miguel Castro e Silva –> Bacalhau à Brás, a classico (ZOBACZ – 9,50 EUR) oraz Brás de Pato com courgette e cogumelos czyli 2 x jajecznica. Jedna klasyczna (jajka, ziemniaki julienne, solony dorsz, oliwki), druga z ziemniakami julienne, kaczką, cukinią i grzybami (9,50 EUR) + wytrawne vinho verde Dalva Branco (2 x 3 EUR)
5.
Henrique Sá Pessoa –> O famoso Leitão confitado a baixa temperatura com puré de batata doce e pak choi czyli kawałek młodej czarnej świnki z Alentejo na puree z batatów z duszoną kapustą pak choi (11,50 EUR)
6.
Henrique Sá Pessoa –> Conserva de sardinha com batatinhas e escabeche de legumes czyli pieczone sardynki z puszki z młodymi ziemniakami i porcją innych warzyw (7,50 EUR)
7.
Henrique Sá Pessoa –> Saladinha de polvo com tomate e coentros czyli sałatka z pieczonych ośmiorniczek z ziemniakami i strąkami młodej soi (8 EUR)
8.
Alexandre Silva –> Lombinho de Porco Assado czyli wieprzowina z batatami (10 EUR) plus dwa kieliszki różowego wytrawnego Barranco (2 x 4 EUR)
Jak widać, jest tanio, całkiem zróżnicowanie, a co najważniejsze – bardzo smacznie. Mercado to obowiązkowy punkt na kulinarnej mapie Lizbony. Warto tu przyjść, zjeść i wracać po więcej :-)
cdn.
Bomba!
Potwierdzam, mercado ma klimat. Jedzenie jest super, atmosfera też szczególna, na pewno trzeba tu być przynajmniej raz odwiedzając Lizbonę.
Świetne miejsce, chętnie spróbowałabym wszystkiego, co zjedliście;) A najfajniej wyglądają te jajecznice <3
A ja dziękuję za namiar na bar serowy Queijaria. Świetne miejsce, pyszne sery, trochę drogo, ale warto :)
Aż ślinka cieknie. Szkoda, że w Polsce brak takich miejsc.
Szkoda tym bardziej, że teoretycznie nic nie stoi temu na przeszkodzie. Takie lokalizacje jak Hala Mirowska po upadłym Marcpolu nadawałyby się do tego idealnie, ale moim zdaniem nawet gdyby ktoś podjął wyzwanie, szybko i tak skończyłoby się na burgerowniach, kanapkach i polskim wyobrażeniu azjatyckiej kuchni.
Pewnie masz rację, zapomniałeś tylko o frytkach belgijskich ;)
Fakt, z jednym zastrzeżeniem: „belgijskich” ;-)
Słyszeliście o otwarciu Hali Koszyki? Ciekawa jestem, czy to coś podobnego do tego. Jakbyście się wybierali to czekam na wpis :)
„Prawie” robi wielką różnicę;-)
Wyborcza jakiś miesiąc temu wydrukowała listę lokali, które otworzą się w Koszykach. Na razie nam się nie spieszy. Może w przyszłym roku, czas pokaże jak to działa. Dziś pewne jest jedno – godziny otwarcia rozkładają to miejsce na łopatki jeszcze zanim dobrze wystartowało. Hala ma zamykać się najpóźniej o 21:00, a w Warszawie oznacza to, że w tygodniu można nie zdążyć tam nawet np. po pracy. Nie każdy kończy o 16:00. Nie pójdziesz tam też np. po kinie czy po prostu wieczorem ze znajomymi, ale cóż… taka właśnie jest Warszawa – wczesnym wieczorem mroczna, ciemna i pusta. Stolica jedyna w swoim rodzaju. Dla porównania, restauracyjna część Mercado w Lizbonie działa do 2:00 w nocy, ale to miasto żyje 24 godziny na dobę:-)
To faktycznie, strasznie słabe te godziny otwarcia. Rozumiem gdyby to było moje miasteczko, gdzie jedyną kawiarnią otwartą po 19 jest mccafe ;) ale Warszawa :O
Marnie tu i raczej nie ma nadziei na zmianę
Super koncept
Bylam dwa dni temu i powiem tak – jedzenie OK, ale jednak drogo w porownaniu z ”prawdziwa Lizbona”. Lokalsow zadnych nie spotkalam, tylko turysci. Serwis sprzatajacy – tragedia. Naprawde nieprzyjemnie siada sie do stolika, gdy wokol Ciebie pelno smieci. W ktoryms momencie to sie ruszylo, ale jednak pierwsze wrazenie bylo takie sobie. Na plus to, ze mozna zjesc nawet kiedy inne knajpy sa zamkniete popoludniu oraz duzy wybor wszystkiego.
Jeszcze edit do godzin otwarcia samego targu – czynny jest od 6 do 14 w niedziele od 9 do 13.