„Nie żałujcie sobie jadła, przyjaciele. Nadchodzi zima!” czyli Facet i Kuchnia przygląda się bliżej „Uczcie Lodu i Ognia” – książce kulinarnej z przepisami opartymi na „Grze o Tron” oraz dalszych częściach sagi George’a R. R. Martina „Pieśń Lodu i Ognia”.

„Ubierasz się na czarno? Dołącz do Nocnej Straży!” – zachęca wydawca, czyli Wydawnictwo Literackie na okładce „Uczty Lodu i Ognia”. Cholera, jak najbardziej ubieram się na czarno, ale nie lubię ani zimna ani wysokości. Nie, Mur raczej nie jest dla mnie…

Uczta lodu i ognia_01

„Uczta Lodu i Ognia” miała wszelkie atuty, by stać się autentycznym hitem. Gdy ponad 10 lat temu całkowicie wkręciłem się w polskie przekłady dwóch pierwszych części cyklu George’a R. R. Martina, tj. „Gra o tron” oraz „Starcie królów”, interesowały one jedynie głęboko zaangażowanych czytelników literatury fantastycznej. Wraz z publikacją kolejnych części, popularność sagi systematycznie rosła, by eksplodować wraz z nakręconym przez HBO (notabene świetnym) serialem. Tak zresztą było właściwie na całym świecie – „Gra o Tron” stała się prawdziwym bestsellerem w Stanach dopiero w roku 2011, 15 lat po premierze książki.

Uczta lodu i ognia_07

Lepiej późno niż wcale, bo rzeczywiście pod względem spójności i szczegółowości w budowaniu fantastycznego świata, talentowi do konstruowania pełnokrwistych postaci oraz łatwości we wciąganiu czytelnika w wir wydarzeń, Martin osiągnął niewątpliwe mistrzostwo. Dobrze nakręcony serial sprawił, że perypetiami bohaterów cyklu zainteresowały się całe rzesze fanów, zapalając jednocześnie zielone światło dla rozmaitych przedsięwzięć, opartych na opowieści Martina. Jednym z nich jest właśnie „Uczta Lodu i Ognia”, książka zawierająca przepisy kulinarne opracowane na podstawie „Gry o Tron” i kolejnych części cyklu. Z pozoru może się to wydawać nieco dziwne, nie da się jednak ukryć, że Martin poświęca w swych powieściach naprawdę sporo miejsca opisom dań, konsumowanych przez bohaterów – począwszy od prostych posiłków (na przykład na Murze), na opisach wielodaniowych uczt w Królewskiej Przystani skończywszy.

Chelsea Monroe-Cassel i Sariann Lehrer wpadły więc na świetny i w gruncie rzeczy dość oczywisty (choć takie pomysły wydają się oczywiste dopiero po fakcie) pomysł, by założyć bloga poświęconego przepisom z sagi „Pieśń Lodu i Ognia”. Wystarczyło, że upłynęło tylko kilka miesięcy, i pojawiła się okazja do stworzenia książki kulinarnej – przy pełnej aprobacie Martina, który opatrzył ją nawet swoim wstępem – w całości opartej na cyklu.

Uczta lodu i ognia_08

O ile nie jestem wielkim miłośnikiem podobnych, zdawałoby się, skrojonych czysto merkantylnie przedsięwzięć, tak muszę przyznać, że autorki podeszły do tego zadania w pełni profesjonalnie. Dzięki temu „Uczta Lodu i Ognia” z pewnością nie okaże się pozycją, która tuż po zakupie wyląduje na półce, by szybko popaść w zapomnienie.

Uczta lodu i ognia_04

Warto wspomnieć, że Martin, opisując potrawy w swoich książkach, zazwyczaj – co w gruncie rzeczy jest zrozumiałe – wymienia je tylko z nazwy. Pozostawiło to autorkom spore pole do popisu. Monroe-Cassel i Lehrer wpadły w związku z tym na pomysł, by większość dań (ich obecność w książce uzasadniona jest każdorazowo odpowiednim cytatem z powieści Martina), prezentować w dwóch wariantach – współczesnym i dawnym, najczęściej średniowiecznym, ale też nieco młodszym lub nieco starszym. Co więcej, prezentując przepisy na dania sprzed wieków, autorki przytaczają fragmenty oryginalnych receptur z podaniem autorów i źródła ich pochodzenia (brawa dla tłumacza Łukasza Małeckiego, który postarał się zachować specyficzny, używany przed wiekami język). Tym sposobem, można skorzystać na przykład z przepisów na siedemnastowieczne pieczone jabłka z cynamonem (PRZEPIS), średniowieczną zapiekankę z rzepy (PRZEPIS) albo współczesną wersję zupy z buraków (PRZEPIS).

Uczta lodu i ognia_03

W pogoni za autentyzmem serii, Monroe-Cassel i Lehrer zaproponowały nawet przepisy na pieczonego węża (konkretnie – grzechotnika), żubra czy szarańczę w miodzie (kto pamięta „Taniec ze smokami”, ten wie, jak zdradziecka okazała się ta potrawa). To jednak wyjątki, bowiem większość dań opiera się na ogólnodostępnych produktach, a co więcej bardzo często są to potrawy proste i rustykalne, wykorzystujące tylko kilka składników; dokładnie takie, jak większość z nas wyobraża sobie średniowieczną kuchnię, a przynajmniej jej nie-dworskie wydanie. Dzięki temu w „Uczcie lodu i ognia” znalazł się pełen przekrój propozycji, od grochu czy buraków w maśle po pieczonego dzika, przepiórek czy pstrąga w migdałach. Jak na kuchnię opartą na tej sprzed wieków, jest tu bardzo mało ryb, ale działając według z góry założonego konceptu, autorki miały nieco związane ręce. Można znaleźć tu jednak właściwie wszystko – pieczywo, desery, sałatki i przystawki, dania główne, napoje, zupy, etc.

Uczta lodu i ognia_09

Uczta lodu i ognia_06

Uczta lodu i ognia_05

Podoba mi się systematyka przepisów, uporządkowanych według miejsca ich pochodzenia (Mur, Północ, czyli Winterfell, Królewska Przystań, Dorne, itd.). Owszem, to bardzo fanowski podział, niekoniecznie czytelny dla tych, którzy nie znają świata „Pieśni Lodu i Ognia”, ale w praktyce zdający egzamin. Co więcej, w rozdziale ‚Podstawy’, autorki umieściły dodatkowo przepisy w rodzaju średniowiecznej mieszanki przypraw Poudre Douce, średniowiecznego sosu z czarnego pieprzu, czy średniowiecznego sosu do ryb. Jestem człowiekiem na wskroś współczesnym (no dobra, uwielbiam vintage’owe granie, ale o tym nie tu i nie teraz), ale kręci mnie takie podejście do tematu.

Jedyne słabsze elementy „Uczty Lodu i Ognia” to momentami zbyt enigmatyczne opisy czynności (z czym, mając pewne kulinarne doświadczenie, można sobie bez trudu poradzić) oraz towarzyszące przepisom fotografie, które wszystkim przyzwyczajonym do albumowych, wycyzelowanych zdjęć, umieszczanych często w książkach kucharskich, mogą wydać się za małe i niedoświetlone. Przy okazji, podkreślają one jednak  – i to uważam za zaletę – w gruncie rzeczy amatorskie korzenie tej publikacji, ponieważ większość zdjęć jest autorstwa samych Monroe-Cassel i Lehrer.

Kiedy usłyszałem, że polski przekład „Uczty Lodu i Ognia” trafi do księgarń, byłem jednocześnie ciekawy, ale też sceptyczny. Książka okazała się jednak znacznie lepsza, niż można by przypuszczać. Myślę, że zainteresuje ona zarówno początkujących kucharzy, jak i tych bardziej doświadczonych, nawet jeśli niektóre z zaprezentowanych tu przepisów wydadzą im się mało odkrywcze. Polecam!

Chelsea Monroe-Cassel, Sariann Lehrer – „Uczta lodu i ognia”
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013
234
strony, okładka twarda

Uczta lodu i ognia_02