Trufle na święta!***
WYNIKI:
I nagroda: Hanna G., komentarz z 20 grudnia 2013 o 01:17
II nagroda: senzasonno, komentarz z 11 grudnia 2013 o 19:45
III nagroda: domowacukierniaewy.blox.pl, komentarz z 10 grudnia 2013 o 16:29
Nagrody (po świętach) wyśle do laureatów sklep Smaki Południa.
Gratulujemy!!!
***
Z okazji zbliżającego się wielkimi krokami bożonarodzeniowego ucztowania, wspólnie ze sklepem internetowym SMAKI POŁUDNIA zapraszam do smakowitego świątecznego konkursu. Czekają na Was trzy truflowe zestawy, obejmujące truflowy smakołyk oraz dowolny włoski makaron Belli, który laureaci będą mogli wybrać sobie z asortymentu dostępnego w Smakach Południa.
I nagroda: czarne trufle całe + dowolny wybrany makaron Belli
II nagroda: krem z czarnych trufli (zawartość trufli – 99%) + dowolny wybrany makaron Belli
III nagroda: salsa grzybowa z dodatkiem czarnej trufli + dowolny wybrany makaron Belli
Każdy, kto chętnie przyrządziłby w święta, albo tuż po świętach, truflowy makaron, pizzę, bruschettę lub inne truflowe danie, powinien pod tymże postem o konkursie (na blogu) dodać odpowiedź na następujące pytanie:
Która potrawa świąteczna, serwowana w Waszych domach na Wigilię albo podczas Bożego Narodzenia, jest dla Was najważniejsza i dlaczego?
Spośród dodanych odpowiedzi – wspólnie z ekipą sponsora – wybierzemy trzy, których autorzy otrzymają nagrody.
Dodając komentarz pod wpisem na blogu, nie przejmujcie się komunikatem o spamie. Żaden komentarz nie zginie i po zaaprobowaniu przeze mnie zostanie opublikowany na stronie. Jedna osoba może dodać jeden wpis.
Konkurs trwa od 10 do 20 grudnia br. do północy. W niedzielę 22 grudnia br. opublikujemy dane osób, do których e-sklep wyśle nagrody. Wysyłka – realizowana przez Smaki Południa – nastąpi po świętach.
Dobrej zabawy!
Wigilijny majstersztyk
Mnie nie podnieca karp w galarecie,
uszka, co w barszczu toną z rozpaczą,
ani makowce, co pokrojone
łzami czarnymi zęby nam znaczą…
Żadna tam kutia, żadne makiełki,
ni kompot z suszu, ni keks, ni piernik.
Ani kapusta, w której się grzybek
za grzybkiem liczkiem błyszczącym czerni…
Nie. Ja w Wigilię czekam jedynie
na mojej mamy danie – marzenie.
To je najbardziej ze wszystkich lubię,
kocham, hołubię, wielbię i cenię!
Cóż to – spytacie? Rzecz oczywista
jest aż do bólu, ach, Boże drogi!
Ja z wigilijnych potraw najbardziej
chyba na świecie kocham… PIEROGI!
Ich kształt, ich ciasto smaczne, zgniecione
brzeżki widelcem albo palcami,
nadzienie w środku tak doprawione,
że aż mi oczy zachodzą łzami… ;)
Czy to z kapustą, czy też ze serkiem,
czy to po rusku – mamy i takie –
wszelkie pierogi po prostu wielbię.
Bo bez nich Święta są byle jakie! :D
Pozdrawiam!
P.S. Przepisy na pierogi znajdziecie na moim blogu:
http://anulowe.blogspot.com/2012/10/z-wiedzmowej-kuchni-pierozki-z-piosenka.html
Ja, chyba nietypowo, czekam na część deserową Wigilijnej kolacji:) Nie dlatego, że jestem takim łasuchem (chociaż jestem, ale to nie główny powód), a dlatego, że ta część to istny pokaz kulinarnych umiejętności. Dzięki deserowej części odczuwam niesamowitą więź z najstarszym pokoleniem, gdyż to babcia i ja jesteśmy za tę część odpowiedzialne. Pokolenie „środkowe” w ogóle się tym u nas nie zajmuje i chyba nie potrafi:) Babcia co roku przynosi najlepszy, najbardziej soczysty, ciężki i kremowy sernik na świecie, pękający w szwach od orzechów, bakalii i tej jedynej, wyjątkowej babcinej miłości. Ja natomiast szykuje domowe praliny, murzynki-choinki i… ukochane przez babcię maślane ciasteczka w kształcie ogromnych reniferów. Babcia łatwo się wzrusza i co roku łezka w jej oku kręci się na widok tych reniferków, muszę robić jej kilka osobnych do domu na wynos (kilka, bo tak ciężko te wielkoludy transportować, że większość się łamie w drodze, mimo dokładnego opakowania w warstwy miękkich papierowych ręczników i plastikowe pudełeczka:P). Własnie ten moment, tej łezki w oku i słów zachwytu, jest moją ulubioną częścią Wigilijnej wieczerzy:) Nieistotne, czy to wszystko jest tak pyszne, jak być powinno, liczy się radość i aprobata najstarszego, najważniejszego pokolenia. Eh… sama się wzruszyłam:)
Moczka, tylko i wyłącznie ona :) Jest to deser, znany na Śląsku, zwany często zupą piernikową. Tak, to właśnie piernik jest jej głównym składnikiem – razem z mamą pieczemy go 2-3 miesiące przed wigilią i już wtedy cały dom pachnie świętami. Muszę zauważyć, że moja mama robi najlepszą moczkę na świecie – gęstą, z mnóstwem pysznych bakalii. Znajdziemy w niej i migdały i orzechy i rodzynki – tyle pyszności w jednym deserze. Prawda jest taka – ile śląskich gospodyń tyle przepisów na moczkę :)
Dla nas najważniejszy jest karp w galarecie, bo łączy pokolenia i od lat, nic się nie zmienia.
Najważniejsza potrawa to barszcz grzybowy z ziemniaczkami obowiązkowo grzyby smażone w mące , karp i pierogi z grzybami i kapustą a reszta to dodatki
Dla mnie najważniejszym daniem na stole jest Wigilijny Karp… Od najmłodszych lat gdy żył jeszcze mój tata razem wpuszczaliśmy go do wanny, Ja jako mała dziewczynka karmiłam go chlebem (choć karp zapewne nie wiedział co to takiego pływa). „Nasza Rybka” pływała tak w wannie do późnego wieczora, aż to Ja mała dziewczynka poszłam spać. Rankiem karpia już w wannie nie było. Gdy pytałam taty, gdzie jest.. odpowiadał, że zamienił się w pyszną rybkę, którą wieczorem zjemy.
Moja rodzina jest bardzo wybredna, ja nie jem mięsa i ryb, co zawęża moją listę wigilijnych dań, mój tata nie jada ryb, a mama – sałatek. Moja siostra je tylko potrawy z grzybami, ale wszystkich nas łączy miłość do zupy grzybowej przygotowanej z prawdziwków zebranych przez nas jesienią w lesie.
Jej roztaczający się po kuchni aromat to znak, że czas zasiąść do wigilijnego stołu.
Najważniejszą potrawą na wigilijnym stole są oczywiście kluski z makiem-smakują rewelacyjnie i świetnie się potem śpi po wigilijnych 12- różnorodnych, ciężkostrawnych potrawach. Próbowałam je robić w ciągu roku, ale niestety w ogóle mi nie smakowało.
Najważniejsze świąteczne danie
Każdy dom i każda rodzina ma swoje przyzwyczajenia i tradycje. W moim domu jest ich bardzo wiele, ponieważ jesteśmy rodziną wielopokoleniową i każdy coś od siebie wnosi. Tradycje się zmieniają, ulegają unowocześnieniu, zanikają.
Najsilniejsze są jednak te związane ze świętami Bożego Narodzenia, jest t czas szczególnie przez nas kultywowany i staramy się nic w nim nie zmieniać. Największą z tradycji w moim domu jest robienie barszczu czerwonego z uszkami.
Przepis na barszcz pochodzi z czasów mojej prababki i od tamtej pory nie uległ zmianie. Prababci specjalnie na ten jeden barszcz w roku odkładała jesienią warzywa w piwnicy, te najładniejsze, najpiękniejsze, hodowane we własnym ogrodzie. My też tak robimy.
Barszcz gotuje się u nas na trzy dni przed Wigilią, z bardzo dużej ilości warzyw, czosnku, nawet dodaje się jednego prawdziwka ususzonego w całości, po czym barszcz ląduje w spiżarni, by sam skisł.
Kolejnym etapem jest robienie uszek, ja z siostrą , mamą i babcią zawijamy farsz z własnej kiszonej kapusty w cienkie ciasto i zwijamy w malutkie pierożki.
Barszcz jest także zawsze podawany jako pierwsze z dwunastu dań w wigilijny wieczór. I jest gotowany tylko raz w roku.
A tradycja ta jest tak ważna, że nie zmieniła się od kiedy pamiętam, a żyję na tym świecie lat już kilkadziesiąt. Dlatego też nie wyobrażam sobie świat bez tego dania przygotowanego właśnie w ten konkretny sposób, który jest mi tak bliski, że obudzona w nocy, o północy, bym go recytowała z pamięci.
Nie wyobrażam sobie Wigilii bez grzybowego barszczu z uszkami oczywiście z farszem grzybowym. I to nie z byle jakich grzybów, ale zbieranych rodzinnie w sezonie i potem ususzonych. Ten smak, zapach i „chrupiący” w zębach piasek z nie do końca doczyszczonych grzybów dają niesamowite doznania.
pierogi, ponieważ tylko raz do roku przygotowuje je moja siostra, są niesamowicie pyszne i wyjątkowe, cały rok na nie czekam
Dla mnie najważniejszą potrawą wigilijną są pierogi z kapustą i grzybami . A czemu ? To danie kojarzy mi się z dzieciństwem . Gdy byłam mała zawsze pomagałam babci lepić te pyszne cudeńka . Podkradałam surowe ciasto i zajadałam ze smakiem – do dziś pamiętam słowa mamy i babci :
”Nie jedz surowego ciasta bo Cię będzie brzuch bolał!”
Jadłam i jakoś problemów z żołądkiem nie miałam ;)
Dzielnie też pomagałam w zlepianiu . Mimo iż wychodziły pokraczne i niezgrabne (niektóre nawet psuły się podczas gotowania) to i tak wędrowały na wigilijny stół . Byłam z siebie dumna i swoje okazy zawsze zjadałam sama z wielkim apetytem(heh ,bo nikt inny ich nie chciał:)).
Do dziś jest to moja ulubiona potrawa i gdy ją jem przypominają mi się czasy beztroskiego dzieciństwa.
W moim domu najważniejszą potrawą wigilijną jest karp!!! Jesteśmy katolikami i Bóg odgrywa w naszym życiu bardzo ważną rolę,a karp ma znaczenie religijne, symbolizują bowiem Chrystusa,chrzest i odradzanie się życia.Według mnie każdy chrześcijanin powinien karpia uznać za potrawę bez której nie obędzie się wigilijna kolacja.Ja nie wyobrażamy sobie Świąt bez tradycyjnej ryby,szczególnie że jemy go tylko w okresie Świąt.Przygotowywany przez moją mamę karp z pieczarkami smakuję świetnie i jest bardzo zdrowy,ponieważ gotuję się go i dusi bez grama tłuszczu! A podczas wigilijnej wieczerzy podajemy go z ziemniakami piure.To właśnie karp zaraz po świątecznych życzeniach i łamaniu opłatkiem jest pierwszą z potraw od której zaczynamy wieczerzę! Jest dla nas najważniejszy,ponieważ przypomina mi on czasy dzieciństwa,gdzie to spędzaliśmy święta na wsi w domku u mojej babci,gdzie zawsze przygotowywało się 12 potraw,lecz tą którą króluję był właśnie karp,moja mama przeniosła teraz tą tradycję do naszego domu,ja przeniosę ją do swojego i będę uczyła moje dzieci aby także ją kultywowały,bo jest bardzo ważna!!! Wigilia to wyjątkowy czas,zaś jedzona w tym dniu w rodzinnym gronie kolacja to jedno z najważniejszych wydarzeń w całym roku.Kolacja wigilijna wymaga przede wszystkim obecności na stole tradycyjnego karpia! Tego się trzymam!!!:)
Wigilia u mnie w domu nie obejdzie sie nigdy bez barszczu z dużą iloscia grzybów. Cały dom nim pachnie kiedy mama go gotuje i od razu czuc ze Świętaj juz są.
Szczerze mówiąc wszystkie potrawy które znajdują się u mnie w domu na Wigilijnym stole są dla mnie bardzo ważne.Każda z nich symbolizuje coś innego, każda jest przygotowywana przez moją mamę, czy babcię z wielką roztropnością i dbałością nie tylko o smak, ale także walory estetyczne. Ale jeśli miałabym wybrać tylko jedną z tych wszystkich, dwunastu pięknie pachnących i przesmacznych potraw, na pewno byłby to barszcz z uszkami. Dlaczego? U mnie w domu nigdy podczas całego roku nie je się barszczu z uszkami, ba rzadko kiedy można u nas zjeść barszcz taki świąteczny. Dlatego już od początku grudnia czekam na prawdziwy barszczyk, do którego będą powrzucane ręcznie robione przez moją babcię i mamę uszka. Jest to jedne z najwspanialszych dań na naszym Wigilijnym stole, nie tylko dlatego, że jest to danie wyczekiwane przez członków naszej rodziny, ale także dlatego, że jest robione sercem przez dwa najbliższe mi pokolenia – mamę i babcię, bo właśnie w Święta Bożego Narodzenia rodzina i miłość liczy się najbardziej.
Rozgrzany piekarnik oznajmia, że już czas… Jeszcze chwila… Tak, już możemy wyjmować ciasto. Bucha ciepłe powietrze. Babcia delikatnie umieszcza Dzieło Sztuki na stole. Udało się. Wygląda niesamowicie. Jeszcze pozostaje tylko zrobienie polewy.. niech będzie czekoladowa. Tradycji stało się zadość, seromak gotowy! Połączenie sernika z makowcem, tłustego twarogu i masy makowej z bakaliami. Biel i czerń. Najpyszniejsze ciasto świata właśnie oficjalnie rozpoczęło kolejne Święta.. Dziś pozostały tylko wycinki wspomnień. Choć wciąż szukam tego smaku mojego dzieciństwa, ideał pozostaje nieuchwytnym, magicznym, zamglonym doznaniem.. Moim pierwszym obcowaniem z kulinarnym arcydziełem, co uświadomiłam sobie dopiero po latach..
W Święta jedzenie jest dla mnie sprawą drugorzędną, jedynie tłem dla rozmów i miłego spędzania czasu w gronie rodzinnym.
Gdy się zbliża czas świąteczny.
Jestem bardzo niebezpieczny.
Pluskam wodą, podskakuje.
Z rąk się wszystkim wyślizguje.
A to wszystko tak z obawy.
By nie było ze mnie strawy.
Dobry jestem w galarecie.
Po żydowsku, zresztą wiecie.
A w Wigilię pierwsze danie.
Moi drodzy! Mam pytanie?
Może, by tak dla odmiany.
Przejść na szpinak gotowany.
Nie ma ości i jest zdrowy.
To jest pomysł odlotowy.
Wiem, że bardzo mnie lubicie.
Lecz, darujcie proszę życie!
Karp
Gdy się zbliża czas świąteczny.
Jestem bardzo niebezpieczny.
Pluskam wodą, podskakuje.
Z rąk się wszystkim wyślizguje.
A to wszystko tak z obawy.
By nie było ze mnie strawy.
Dobry jestem w galarecie.
Po żydowsku, zresztą wiecie.
A w Wigilię pierwsze danie.
Moi drodzy! Mam pytanie?
Może, by tak dla odmiany.
Przejść na szpinak gotowany.
Nie ma ości i jest zdrowy.
To jest pomysł odlotowy.
Wiem, że bardzo mnie lubicie.
Lecz, darujcie proszę życie!
Dla mnie taką Wigilijną potrawą jest bigos z suszonymi grzybami i wędzoną śliwką który jest przyrządzany przez moją mamę na trzy dni przed podaniem a następnie codziennie przez trzy cztery godziny aż do Wigilii jest gotowany na wolnym ogniu.Zapachy które się unoszą po całym domu niezmiennie kojarzą mi się z kolacją Wigilijną i ciepłem ogniska domowego.
Ja uwielbiam smak opłatka, ale to chyba nie przejdzie jako danie:)
Zwrócę się więc w stronę sera i kapusty ukrytych w pierogach (tradycyjnie z dwuzłotówką) oraz grzybów pływających w białym barszczu.
Te ostatnie kojarzą mi się ze Świętami z dzieciństwa, tymi w domu, z wyczekiwaniem na pierwszą gwiazdkę, zbłąkanego gościa i Mikołaja.
Pierogi natomiast królują podczas moich Świąt z teraźniejszości, tych z dziećmi, kiedy to one jak urzeczone gapia się w okno w poszukiwaniu cudów, a potem z wypiekami na policzkach poszukują w swoich serowych pierożkach pieniążka:)
Najważniejsze? Zdecydowanie kluski z makiem! To słodkie danie przywołuje u mnie i wśród moich Bliskich wspomnienia naszych Wigilii sprzed lat… Kuchnia w wiejskim domu Babci, wspólne siadanie przy kaflowym piecu, zapach świątecznej choinki, którą Dziadek chwilę wcześniej przynosił z lasu… Po domu roznosiły się zapachy wszystkich wigilijnych pyszności, nasze głosy, śmiechy… To były piękne czasy… A tak pysznych klusek z makiem, nie robi dziś już nikt…
Moja rodzina, od kilku lat ze względu na miejsce pracy poszczególnych członków rozrzucona jest po Polsce i zachodniej Europie dlatego święta sa magicznym czasem, kiedy cielesna obecność całej rodziny wywołuje radość, lawinę arcyciekawych wspomnien i rozmów z życia i chwile wzruszeń. Takie momenty, choć bardzo rzadkie, sa dla nas bardzo ważnym wydarzeniem co roku, dlatego potrawy sporządzone w wieczerzę wigilijną muszą być tradycyjne i pochodzic z reginonu naszego pochodzenia czyli Śląska. Jedną z najważniejszych potraw na naszym stole jest Śląska Makówka z bakaliami, miodem kokosem, świeżymi bułkami i mielonym 3 razy makiem przez najmlodszego organizatora wigilii (co roku w innym domu). Ponadto w potrawie znajduje sie migdal który znaleziony podczas kolacji jest znakiem szczęścia w nowym roku, zdrowia i miłości. Potrawa ta wszystkim niezwykle wszystkim smakuje, najbardziej starszym członkom naszej rodziny. To nie jest dziwne. Większość z nich ma ogromny sentyment do swojego rodzinnego domu i miasta. Dobrze ze wigilia juz niedługo. W tym roku wypada ona u nas i nie mogę doczekać sie wszystkich bliskich przy łamaniu sie opłatkiem i składaniem sobie prawdziwych i szczerych życzen
Dla mnie i mojej rodzinki najwazniejsza potrawa wigilijna jest zdecydowanie barszcz czerwony, czysty i do tego pyyyyyyszne uszka i pierozki z kapusta i grzybami podsmazane.
MAKÓWKI- to tradycyjna potrawa wigilijna na Śląsku która gości na stołach każdego domu
Zdecydowanie są jest to karp w galarecie, którą uwielbiają moi rodzice ale i pierogi ruskie, które robi mój tata , a wcześniej farsz przygotowuje moja mama z grzybów zebranych podczas grzybobrania. Nigdy jeszcze a żyje na tym świecie już 31 lat nie mieliśmy na stole wigilijnym kutii.Zawsze to jednak ryby stanowiły większość potraw. Jednak to nie potrawy są najważniejsze a to, że spotykamy się z rodzicami przy tym stole co dla niektórych bywa w tych czasach rzadkością.
Która potrawa świąteczna, serwowana w moim domu na Wigilię albo podczas Bożego Narodzenia, jest dla mnie najważniejsza i dlaczego? Hmmmmm niech się zastanowię …. Każda potrawa w tym dniu jest ważna jednak najważniejsze są makówki :) Bo są przepyszne i cudownie się prezentują z karpiem :)
Mam mnóstwo wspomnień związanych z lepieniem pierogów, podbieraniem z kapusty grzybów i wyjadaniem orzechów z ciasta, ale dla mnie zawsze najbardziej magiczna była kaczka, gęś albo kurczak, bo z nim była związana świąteczna zabawa w OPERACJĘ.
Pielęgniarka Babcia przygotowywała stół operacyjny i wyciągała z lodówki pacjenta, napychała go wątróbkowo-pietruszkową albo jabłkową masą, a potem zaczynała się zabawa: Doktor Mała Kasia, tak jak zresztą kiedyś Doktor Mała Mama Kasi, z pomocą Pielęgniarki Babci zaszywała pacjentowi brzuch, zachowując przy tym całą lekarską powagę (Skalpel! Igła! witamina C!). Pani Doktor bardzo się też cieszyła, kiedy Babcia pozwoliła zrobić pacjentowi zastrzyk prawdziwą strzykawką.
W tym roku najmłodsza Pani Doktor jest jeszcze za mała, żeby zaszywać pacjenta, ale na pewno będzie asystowała przy operacji, a na razie biega i bada wszystkich różowym stetoskopem.
Już pisałam, ale się nie zapisało, więc jeszcze raz:
Mam mnóstwo wspomnień związanych z lepieniem pierogów, podbieraniem z kapusty grzybów i wyjadaniem orzechów z ciasta, ale dla mnie zawsze najbardziej magiczna była kaczka, gęś albo kurczak, bo z nim była związana świąteczna zabawa w OPERACJĘ.
Pielęgniarka Babcia przygotowywała stół operacyjny i wyciągała z lodówki pacjenta, napychała go wątróbkowo-pietruszkową albo jabłkową masą, a potem zaczynała się zabawa: Doktor Mała Kasia, tak jak zresztą kiedyś Doktor Mała Mama Kasi, z pomocą Pielęgniarki Babci zaszywała pacjentowi brzuch, zachowując przy tym całą lekarską powagę (Skalpel! Igła! witamina C!). Pani Doktor bardzo się też cieszyła, kiedy Babcia pozwoliła zrobić pacjentowi zastrzyk prawdziwą strzykawką.
W tym roku najmłodsza Pani Doktor jest jeszcze za mała, żeby zaszywać pacjenta, ale na pewno będzie asystowała przy operacji, a na razie biega i bada wszystkich różowym stetoskopem.
No wklei mi się to czy nie?
Coś chyba jakiś internetowy chochlik nie chce, żebym wygrała trufle – ale ja się nie dam!
Więc…
Mam mnóstwo wspomnień związanych z lepieniem pierogów, podbieraniem z kapusty grzybów i wyjadaniem orzechów z ciasta, ale dla mnie zawsze najbardziej magiczna była kaczka, gęś albo kurczak, bo z nim była związana świąteczna zabawa w OPERACJĘ.
Pielęgniarka Babcia przygotowywała stół operacyjny i wyciągała z lodówki pacjenta, napychała go wątróbkowo-pietruszkową albo jabłkową masą, a potem zaczynała się zabawa: Doktor Mała Kasia, tak jak zresztą kiedyś Doktor Mała Mama Kasi, z pomocą Pielęgniarki Babci zaszywała pacjentowi brzuch, zachowując przy tym całą lekarską powagę (Skalpel! Igła! witamina C!). Pani Doktor bardzo się też cieszyła, kiedy Babcia pozwoliła zrobić pacjentowi zastrzyk prawdziwą strzykawką.
W tym roku najmłodsza Pani Doktor jest jeszcze za mała, żeby zaszywać pacjenta, ale na pewno będzie asystowała przy operacji, a na razie biega i bada wszystkich różowym stetoskopem.
(Zamiesci się czy się nie zamiesci?
No niech sie zamiesci, bo chcę trufle :)))
…Mam mnóstwo wspomnień związanych z lepieniem pierogów, podbieraniem z kapusty grzybów i wyjadaniem orzechów z ciasta, ale dla mnie zawsze najbardziej magiczna była kaczka, gęś albo kurczak, bo z nim była związana świąteczna zabawa w OPERACJĘ.
Pielęgniarka Babcia przygotowywała stół operacyjny i wyciągała z lodówki pacjenta, napychała go wątróbkowo-pietruszkową albo jabłkową masą, a potem zaczynała się zabawa: Doktor Mała Kasia, tak jak zresztą kiedyś Doktor Mała Mama Kasi, z pomocą Pielęgniarki Babci zaszywała pacjentowi brzuch, zachowując przy tym całą lekarską powagę (Skalpel! Igła! witamina C!). Pani Doktor bardzo się też cieszyła, kiedy Babcia pozwoliła zrobić pacjentowi zastrzyk prawdziwą strzykawką.
W tym roku najmłodsza Pani Doktor jest jeszcze za mała, żeby zaszywać pacjenta, ale na pewno będzie asystowała przy operacji, a na razie biega i bada wszystkich różowym stetoskopem.
Barszcz czerwony z grzybami – doskonały smak, cudny kolor, wspaniały aromat, wspomnienie dzieciństwa.
Chciałam powiedzieć, że mój uparty komputer wywala mnie z tej strony nie wiem już który raz. A ja się właśnie zawzięłam na truflę!
Więc…
Mam mnóstwo wspomnień związanych z lepieniem pierogów, podbieraniem z kapusty grzybów i wyjadaniem orzechów z ciasta i mogę ułożyć o tym wierszyk zanim wyjadę z miasta, ale dla mnie zawsze najbardziej magiczna była kaczka, gęś albo kurczak, bo z nim była związana świąteczna zabawa w OPERACJĘ.
Pielęgniarka Babcia przygotowywała stół operacyjny i wyciągała z lodówki pacjenta, napychała go wątróbkowo-pietruszkową albo jabłkową masą, a potem zaczynała się zabawa: Doktor Mała Kasia, tak jak zresztą kiedyś Doktor Mała Mama Kasi, z pomocą Pielęgniarki Babci zaszywała pacjentowi brzuch, zachowując przy tym całą lekarską powagę (Skalpel! Igła! witamina C!). Pani Doktor bardzo się też cieszyła, kiedy Babcia pozwoliła zrobić pacjentowi zastrzyk prawdziwą strzykawką.
W tym roku najmłodsza Pani Doktor jest jeszcze za mała, żeby zaszywać pacjenta, ale na pewno będzie asystowała przy operacji, a na razie biega i bada wszystkich różowym stetoskopem.
A w tym roku mamy z siostrą wariacki pomysł, żeby na Święta ulepić sushi. Może stworzymy nową rodzinną tradycję?
X, Y, Z; Chciałam powiedzieć, że mój uparty komputer wywala mnie z tej strony nie wiem już który raz. A ja się właśnie zawzięłam na truflę!
Więc…
Mam mnóstwo wspomnień związanych z lepieniem pierogów, podbieraniem z kapusty grzybów i wyjadaniem orzechów z ciasta i mogę ułożyć o tym wierszyk zanim wyjadę z miasta, ale dla mnie zawsze najbardziej magiczna była kaczka, gęś albo kurczak, bo z nim była związana świąteczna zabawa w OPERACJĘ.
Pielęgniarka Babcia przygotowywała stół operacyjny i wyciągała z lodówki pacjenta, napychała go wątróbkowo-pietruszkową albo jabłkową masą, a potem zaczynała się zabawa: Doktor Mała Kasia, tak jak zresztą kiedyś Doktor Mała Mama Kasi, z pomocą Pielęgniarki Babci zaszywała pacjentowi brzuch, zachowując przy tym całą lekarską powagę (Skalpel! Igła! witamina C!). Pani Doktor bardzo się też cieszyła, kiedy Babcia pozwoliła zrobić pacjentowi zastrzyk prawdziwą strzykawką.
W tym roku najmłodsza Pani Doktor jest jeszcze za mała, żeby zaszywać pacjenta, ale na pewno będzie asystowała przy operacji, a na razie biega i bada wszystkich różowym stetoskopem.
A w tym roku mamy z siostrą wariacki pomysł, żeby na Święta ulepić sushi. Może stworzymy nową rodzinną tradycję?
Chciałam powiedzieć, że mój uparty komputer wywala mnie z tej strony nie wiem już który raz. A ja się właśnie zawzięłam na truflę!
Więc…
Mam mnóstwo wspomnień związanych z lepieniem pierogów, podbieraniem z kapusty grzybów i wyjadaniem orzechów z ciasta i mogę ułożyć o tym wierszyk zanim wyjadę z miasta, ale dla mnie zawsze najbardziej magiczna była kaczka, gęś albo kurczak, bo z nim była związana świąteczna zabawa w OPERACJĘ.
Pielęgniarka Babcia przygotowywała stół operacyjny i wyciągała z lodówki pacjenta, napychała go wątróbkowo-pietruszkową albo jabłkową masą, a potem zaczynała się zabawa: Doktor Mała Kasia, tak jak zresztą kiedyś Doktor Mała Mama Kasi, z pomocą Pielęgniarki Babci zaszywała pacjentowi brzuch, zachowując przy tym całą lekarską powagę (Skalpel! Igła! witamina C!). Pani Doktor bardzo się też cieszyła, kiedy Babcia pozwoliła zrobić pacjentowi zastrzyk prawdziwą strzykawką.
W tym roku najmłodsza Pani Doktor jest jeszcze za mała, żeby zaszywać pacjenta, ale na pewno będzie asystowała przy operacji, a na razie biega i bada wszystkich różowym stetoskopem.
A w tym roku mamy z siostrą wariacki pomysł, żeby na Święta ulepić sushi. Może stworzymy nową rodzinną tradycję?
Jeżu… proszę pousuwać komentarze moje, których jest tu zdecydowanie za dużo ;)
Sałatka jarzynowa z bigosem i ćwikłą,wszystko można robić i jeść przez cały rok ale tylko w wigilie jest takie pyszne.
Świąteczne potrway były w naszym domu nierozerwalnie związane z osobą Babci, bez której święta są jak choinka bez bombek. Każdego roku Babcia przygotowywała pyszne uszka, skrzętnie wyławiane przez nas z barszczu (a nawet będące przedmiotem zaciekłych walk;)), smakowity makowiec, wybornego karpia i kresowy przysmak – kutię. To ona była niekwestionowaną gwiazdą wieczoru i to na nią czekaliśmy z utęsknieniem cały rok. Ten słodki przysmak jest lubiany głównie przez młodszą część mojej rodziny, właśnie ze względu na swoją „ulepkowatość” i niezrównaną słodycz. Kutia była nie tylko jedną z dwunastu potraw, ale również stanowiła pretekst do tego, by godzinami słuchać babcinych opowieści: o dzieciństwie spędzonym na Ukrainie, żydowskich sąsiadach, zabawach na śniegu, dziecięcych przyjaźniach, w których nie było miejsca na narodowościowe podziały. I tak oto, zajadając kutię można było przenieść się w czasie, bo na tym między innymi polega przecież magia świąt. W tym roku spędzimy pierwsze święta bez ukochanej Babci. Będzie nam brakowało tych wszystkich smaków i zapachów, które tylko Ona potrafiła wyczarować. Ale zrobię wszystko, żeby święta nie były smutne. Nawet jeśli uszka rozpadną się w barszczu i kutia będzie za mało słodka, to będziemy starali się podtrzymać nasze świąteczne zwyczaje. I jak co roku popłyną dźwięki kolędy z czarnej płyty. A żeby wigilijnej tradycji stało się zadość położymy na stole dodatkowe nakrycie dla babci. a ja przygotuję kutię według jej przepisu, przekazywanego w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie.
Pierogi z kapustą i grzybami. Wirtuozeria smaku tworzona od dziesiątek lat wprawną ręką mojej babci. Żadne inne tak nie smakują, żaden inny farsz nie jest tak delikatny, lekko słodkawy, o smaku niepowtarzalnym. Wiem, co mówię , bo pierogów zjadałam w życiu masę, z najróżniejszych źródeł i absolutnie żadne nie umywają się nawet smakiem do tych, które od lat jemu u babci.
Mało tego, próbowałam już sama, według jej wskazówek, a i tak smak jest zupełnie inny. Przypuszczam, że to nawet kwestia naczyń , w jakich od lat babcia je przygotowuje. Innego wytłumaczenia chyba nie ma. Tak więc co roku podczas wigilijnej kolacji „oszczędzam” miejsce w brzuchu, by przy pierogach dać się ponieść świątecznemu obżarstwu! :)
O barszczu z buraczka,
obranego z czerwonego fraczka,
Ty jesteś jak świąteczna ambrozja,
ten tylko Cię pozna,
kto smaku Twego zasmakuje
i w Twej głębokiej czerwonej toni uszek wypatruje.
Barszczyk to danie me ulubione,
najlepiej przez moją mamę doskonale przyrządzone.
Cóż byłyby to za Święta,
gdyby nikt o barszczyku czerwonym nie pamiętał.
Ten aromat co zmysły zniewala i kusi,
energii dodaje, barszczyk na Święta być musi.
Tyś barszczyku bez konkurencji świątecznych przysmaków król,
jedynie trufla która jest do wygrania, mogłaby Twego braku złagodzić ból…
barszczyk`czerwony`z`uszkami`z`niespodzianką.Jest`bardzo`smaczny`i`jest`duzo`zabawy
Stół pięknie udekorowany,choinka niedaleko swym leśnym zapachem pokój orzeźwia.A Bożego Narodzenia nie wyobrażam sobie bez pysznej i aromatycznej kaczki.Już w czasie pieczenia unosi się niesamowity zapach,że aż każdy niespodziewanie robi się głodny.A gdy na stole się pojawia,każdy oczekuje na swój pyszny kawałek.Pięknie zarumieniona kaczuszka,obłożona pomarańczami,a w środku farsz niespodzianka składający się z jabłek i bakali.Cudny zapach i wyjątkowy wygląd rozbudza każdego,wprowadzając nas w cudowny świąteczny nastrój.
Dla mnie najważniejszy jest barszcz czerwony z uszkami. Od zawsze pamiętam jak moja mama lepiła malusie uszka, a moja babcia gotowała przez 3 dni przepyszny barszcz. Dużo pieczonych buraków, własne zapasy suszonych grzybów zebranych poprzedniego lata. Do tego mocno aromatyczny czosnek. Babcia miała swój sekret na barszcz, przez co był wyjątkowy. Niestety nie zdążyła mi go zdradzić gdyż postępująca demencja zatarła w jej głowie nie tylko nasze twarze ale i wszystkie sekrety kulinarne. W te święta babcia będzie jeść mój barszcz. Mam nadzieję, że choć trochę zbliżę się do tego smaku jaki towarzyszył mi od dzieciństwa…
Cały rok mogę objadać się pierogami z kapustą i grzybami, ale nigdy nie smakują one tak pysznie jak w Wigilię. Jest to dla nas najważniejsza potrawa, ponieważ niesie za sobą najwięcej wspomnień. Nie wiem dokąd sięga tradycja lepienia pierogów, ale jak powiem że prapraprababci, bądź jeszcze dalej, to chyba się nie pomylę. Wszystkie wnuczki lepią pierogi to z Mamą, to z Babcią i mają przy tym niezłą frajdę. Mam 24 lata, a dalej cieszę się jak dziecko przy lepieniu tych smakołyków (przy podjadaniu chyba jeszcze bardziej..). Pamiętam jak lepiłam swoje pierwsze pierogi. Mama z Babcią lepiły pierogi, a ja szwendałam się po kuchni, chcąc koniecznie pomóc. W końcu się doczekałam. Mama powiedziała, żebym stanęła na krzesełku i nasypała mąki. Potem Babcia miała wałkować ciasto, Mama nakładać farsz, a ja miałam bawić się w niezręczne lepienie. Niestety, skończyło się na pierwszym etapie, bo niezdarna Natalka straciła równowagę na krzesełku i próbując się ratować, zamiast fartucha Mamy lub Babci, złapała za pojemnik z mąką. Mama na szczęście zdążyła mnie złapać, ale pół mąki zdążyło zlecieć na mnie, a pół zasypało kuchnię.. Aktualnie bardzo lubię babrać się w cieście, a mąka (albo raczej moja niezdarność) ani razu nie spłatała mi figla. Także pierożki, pierożki i tylko pierożki! Po barszczu i do ostatecznego zapełnienia brzucha po skosztowaniu wszystkich innych dań.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Jedną z potraw, która na stałe zagościła na moim świątecznym stole jest Risalamande. To jedna z ulubionych potraw Duńczyków, u których swego czasu miałam przyjemność gościć. Sentyment pozostał.
350 ml niesłodzonego mleka skondensowanego,
250 ml śmietanki 36 %,
40 g ryżu krótkoziarnistego,
3 łyżki cukru,
1 laska wanilii,
50 g obranych migdałów,
2 płaskie łyżeczki żelatyny
do sosu: szklanka mrożonych wiśni, 125 ml wody, łyżka mąki ziemniaczanej i 25 ml porto.
Mleko zagotowujemy i wsypujemy ryż. Gotujemy pod przykryciem na małym ogniu przez około 25 minut. Po zdjęciu z ognia dodajemy namoczoną w 2 łyżkach zimnej wody żelatynę, cukier i rozciętą laskę wanilii. Studzimy. W międzyczasie ubijamy śmietankę, siekamy migdały. Z wanilii wyskrobujemy miąższ i dodajemy do masy z ubitą śmietaną i migdałami. Delikatnie wszystko mieszamy. Przykrywamy i schładzamy przez noc. Podajemy z ciepłym sosem – wiśnie zagotowane z wodą i łyżką mąki ziemniaczanej rozprowadzoną w odrobinie zimnej wody oraz porto.
Ziemniaczane gołąbki, które szykuje moja mama. Ta potrawa przyjechała wraz z jej rodziną „zza Buga”, jak to się wówczas mówiło. Niby zwykły utarty ziemniak, tak jak na placki ziemniaczane, ale zawinięty w kapustę zyskuje innego smaku. Po usmażeniu na patelni jest rewelacyjny.
Potrawa, bez której nie wyobrażam sobie kolacji wigilijnej to barszcz grzybowy z olejem rzepakowym. Barszcz gości na naszych stołach od ponad 70 lat. Wiąże się z nim smutna historia.
W wigilię 1943 roku, w czasie II wojny światowej, panował głód i bieda. Moja prababcia Marianna nie miała z czego zrobić wigilijnej wieczerzy dla swoim dzieci. Pradziadek zmarł na zapalenie płuc. Prababci pozostały tylko dzieci i długi po leczeniu męża.
Ugotowała to co pozostało w pustej chacie: barszcz z suszonych grzybów, zabielony mlekiem. Całość skropiła resztką oleju rzepakowego.
Na ich wigilijnym stole był tylko suchy chleb, którym się połamali składając sobie życzenia oraz barszcz grzybowy z olejem rzepakowym.
Wszyscy członkowie naszej rodziny gotują ten barszcz, na pamiątkę naszej prababci, która w skrajnej biedzie pamietała o tym co najważniejsze: o rodzinie. Prababci jako młodej wdowie z czwórką dzieci było bardzo ciężko, wiele poświęciła, żeby je wychować. Dlatego do wigilijnego barszczu dodawana jest historia, którą opowiada moja babcia – córka Marianny.
SMAŻONY KARP – ZDECYDOWANIE! Wystarczy zapytać o to chociażby moją mamę:D Nie wyobrażam sobie Wigilii i całych Świąt bez smażonego karpia na talerzu – UWIEEEEELBIAM!!!!! U mnie w rodzinie mało kto przepada za karpiem, ja jestem zdecydowanie wyjątkiem:) To że moja mamuśka robi najlepsze pierogi na świecie to już o tym wiesz, ale że jej smażony karp jest przewspaniały i że na myśl o Wigilii od razu widzę talerz usłany karpiowymi dzwonkami, to mówi samo przez się:P Generalnie przeeeeepadam bardzo za rybami, mogłabym je jeść każdego dnia w każdej odmianie a smażony karpik jest dla mnie numerem 1 – podczas Wigilii z nikim się nim nie dzielę bo tylko ja go tak naprawdę jem:D
:D
Gołąbki z kaszą gryczaną według przepisu mojej mamy, która urodziła się na tzw. kresach II Rzeczpospolitej i jak skromnie przyznaje nigdy nie była w stanie dorównać kunsztowi kulinarnemu mojej babci.Z opowieści rodzinnych wiem, że trudno jest współcześnie odtworzyć dawne smaki, bo często okazuje się, że dostępne obecnie produkty zazwyczaj przypominają te dawne tylko z nazwy.
Dlatego mimo, że potrawy na wigilijnym stole
nazywają się podobnie, to jednak smakują nieco inaczej.Do legendy przeszły już opowieści członków mojej rodziny, którzy podczas spotkania przy świątecznym stole opowiadali nam dzieciom jak smakował przedwojenny śledź i że
był przechowywany w drewnianej beczce.
Mam głębokie przekonanie, że uda się w Polsce wrócić do tych dobrych tradycji kulinarnych czego sobie i Państwu życzę z okazji zbliżających się
Świąt Narodzenia Pańskiego.
barszcz czerwony-kanciapka duszy prawdziwego smaku;)
Ulubione danie dla mnie to pierogi – zdecydowanie. Ten smak, zapach.
Choć mógłby być to też barszcz z uszkami. Bo ja 2 dania takie mam. Takie, które być muszą, bo są najlepsze, najsmaczniejsze, naj, naj…
Mniam mniam.
Dla mnie to jest naprawdę trudne pytanie, bo tak sobie myślę, że nie ma takiej potrawy, bez której święta byłyby złe. (; Przecież nie chodzi o to wciąganie pokarmów, tylko wszystko dookoła.
1. Karp- smażony i później podpiekany w piekarniku. No, nie lubię karpia, przyznam się, ale o dziwo w Wigilię mi smakuje! Tylko wtedy o.O Nie wiem jak to jest. I nie zamieniłabym go na nic innego. Od karpia możemy połączyć prostą linię do zupy rybnej z grzankami. To niesamowite, że ten jeden dzień w roku dobrowolnie wciągam, aż uszy się trzęsą.
2. Zestaw śląski makówka-moczka + ogólnopolski pierniczki. Makówki & moczka goszczą na stole tylko ten raz do roku no i… zawsze są. Dziwne takie święta bez wymykania się po nie do komórki… No… Hm.