Castiglione Falletto to spokój – tu naprawdę odpoczniesz.
Castiglione Falletto (w piemonckim dialekcie – Castion Falèt) to maleńkie, malownicze, ultra spokojne włoskie miasteczko i gmina o tej samej nazwie położone na wzgórzach Langhe, w prowincji Cuneo (Piemont). Obecnie liczy nieco ponad 700 mieszkańców, co czyni je drugim – po Monforte d’Alba – mikro rajem w krainie Barolo.
Castiglione jest osadą o rzymskim rodowodzie. W średniowieczu stało się własnością markizów Saluzzo, którzy wybudowali tu imponującą, jak na ówczesne czasy, czworokątną fortecę na wzgórzu. Po upadku markiza Gian Gabriele I di Saluzzo, na mocy Traktatu z Lyonu (17 stycznia 1601) kończącego spór między Francją a Sabaudią o Markizat Saluzzo, tereny te – obejmujące obszar północno-zachodnich Włoch, w tym Langhe – przeszły pod władzę Sabaudii (a konkretnie Casa Savoia), a stan ten utrzymał się aż do zjednoczenia Królestwa Włoch w roku 1861. Toponim Falletto dodano do nazwy Castiglione w roku 1589, co niejako ukoronowało kilkusetletnie posiadanie lenna Castiglione przez ród Falletti.
Zamek w Castiglione Falletto to czworokątna dwupoziomowa twierdza z ogrodem, która – z uwagi na typowe dla Piemontu położenie na wzgórzu – góruje nad okolicą i jest widoczna z daleka. Do niedawna zamek należał do zespołu Castelli Aperti (Otwarte Zamki), w ramach którego historyczne obiekty udostępniane są zwiedzającym o określonych, atrakcyjnych turystycznie porach roku. W 2018 roku został kupiony przez jednego z lokalnych wytwórców wina. Przez kogo konkretnie, niestety nie wiadomo. Dziś w każdym razie (wg stanu na październik 2019) zamek jest ogrodzony, niedostępny dla zwiedzających i sprawia wrażenie remontowanego, choć działania renowacyjne przebiegają dość niemrawo. We włoskim stylu ;-) Pozostaje mieć nadzieję, że nie spotka go smutny los Castello di Barolo, którego wnętrza – urządzając w nich prawdopodobnie najbardziej kuriozalne muzeum wina na świecie – po prostu zmasakrowano. Popłaczemy nad tym już niebawem w oddzielnym wpisie poświęconym atrakcjom Barolo.
Castiglione Falletto właściwie się nie zwiedza, nim się delektuje. Jest tu tak cicho, przytulnie i spokojnie, że z początku aż trudno nam uwierzyć, że to autentycznie dzieje się w Piemoncie, miejscu, do którego pielgrzymuje cały świat, w głównej mierze przez i dla Barolo (wina i miasteczka). Na przełomie września i października w Castiglione jest czarująco pusto, a niespieszny spacer wąskimi uliczkami ciągnącymi się pomiędzy dopieszczonymi w każdym calu, kolorowymi kamieniczkami to sama przyjemność.
Co jest do zobaczenia? Z klasycznych zabytków: zamek, chiesa parrocchiale di San Lorenzo (kościół parafialny San Lorenzo), Cappella dei Battuti (Kaplica Pokonanych) oraz oczywiście okoliczne winnice. Uznanych winiarskich osobowości jest tu niemało, a sporą część lokalnych winnic uwzględnia też winny przewodnik Slow Wine 2019 (angielska wersja AD 2020 będzie dostępna w styczniu). W okolicach Castiglione dominują winnice małe i maleńkie, których cru często nie przekraczają półtora hektara. Odwiedzamy właśnie taką, ponieważ – mimo rozpoczętych już zbiorów winogron – szczęśliwie udaje nam się umówić na krótkie spotkanie w Brovia. Tym razem bez szczegółowego zwiedzania, ale za to z zakupami i otwartym kontaktem na następny raz. Wina spod szyldu Brovia to klasa sama w sobie. Próżno ich szukać w sieciach typu Eataly z uwagi na ograniczone areały upraw winorośli (Nebbiolo i Barbera), limitowane edycje oraz fakt, że kolejne roczniki wyprzedają się na pniu, dlatego grzechem byłoby nie zajrzeć tu osobiście.
Zaglądając w kolejne zaułki Castiglione i ciesząc oczy ukwieconymi frontami domów, chcąc nie chcąc trafiamy na placyk – Piazzetta Giuseppe de Stefanis – nieopodal zamku, który okazuje się najlepszą miejscówką w miasteczku. Na każdą okazję. Działa tu enoteca i restauracja Cantina Comunale Di Castiglione Falletto (Via Cavour 24), z przestronnym ogródkiem urządzonym na tarasie widokowym, na którym siedzi się tak dobrze, że z przyjemnością przebimbalibyśmy tu cały dzień. Może kiedyś, na emeryturze, tak się nawet stanie ;-) Kawa w samo południe, kieliszek lub butelka wina, drinki, lunch albo kolacja – cokolwiek planujesz, lepiej trafić nie możesz. Chwilę po przyjeździe zatrzymaliśmy się tu na kawę (doskonała cafe moka z czystej arabiki wysokiej jakości – 4 EUR za filiżankę, kieliszek Monchiero Langhe Nebbiolo 2016 – 5,50 EUR). Planowaliśmy na tym poprzestać, ale właściciel okazał się tak otwartym i uprzejmym człowiekiem, że wieczorem wróciliśmy na kolację. Kiedy zorientował się, że start wieczornego serwisu o 20:00 to dla nas trochę za późno, zadeklarował, że otworzy kuchnię wcześniej, a jego chef kuchni z uśmiechem potwierdził, że nie ma z tym problemu. Bezglut również nie stanowił dla nich najmniejszego kłopotu, restauracja ma w pogotowiu bezglutenowy makaron, a zamiast pieczywa podaje, a jakże, wafle ryżowo-kukurydziane ;-) Co zrobić, kiedy słyszysz, że chef ugotuje w wersji gluten free wszystko, na co tylko będziesz mieć ochotę, a lokal specjalnie otworzy się dwie godziny przed czasem? I to bez gwarancji, że zjawimy się o umówionej porze? Takie rzeczy tylko we Włoszech. Nie mogliśmy odmówić :-)
Jako że trafiliśmy na sam początek sezonu truflowego, zamówiliśmy piemonckie klasyki z dodatkiem białej trufli. Po pierwsze, jako primi piatti, dwa makarony, czyli Tajarin dei 43 tuorli al ragu di salsiccia (13 EUR) oraz Tajarin dei 43 tuorli preparati per il tartufo bianco (12 EUR za makaron + 2,80 EUR za każdy gram trufli). Po drugie, jako secondi, obowiązkowe o tej porze roku jajka z truflą, czyli Le uova all’occhio di bue preparate per il tartufo bianco (7 EUR za jajka + 2,80 EUR za każdy gram trufli). Do tego znów kawa oraz – skoro trufle drogie – dla równowagi tanie wino (butelka Monchiero Langhe Arneis 2017 – 12,80 EUR).
Klasyczny Tajarin to danie przyrządzane na bazie niezwykłego jajecznego makaronu, do zrobienia którego używa się co najmniej 30 żółtek na kilogram mąki. W menu dobrych piemonckich restauracji zwykle pojawia się Tajarin z makaronem z 40 żółtek, a w Cantina Comunale di Castiglione Falletto przyrządzają Tajarin z makaronu robionego na miejscu z 43 żółtek. Niestety, wersja bezglutenowa to podróbka, ponieważ zamiast oryginalnego hiper jajecznego długiego makaronu (najczęściej taglierini, ewentualnie tagliatelle lub linguine) dostajemy zwykłe kukurydziano-jajeczne penne, ale przynajmniej przyrządzone tak, że nie mamy na co narzekać. Jest masło, Parmigiano Reggiano, biała trufla, sos z salsicci, butelka wina i świetna pogoda. Czego chcieć więcej? Poza tym, na szczęście, świetny Tajarin con burro e salvia (z masłem i szałwią) miałem okazję zjeść w tym roku w innym miejscu – w Bra, w Osteria Del Boccondivino, której recenzję z 2017 roku znajdziesz tutaj.
Zamawianie dań z białą truflą wygląda tak. Po przyjęciu zamówienia kelner przynosi trufle do stolika. Wybieramy sobie tę, którą chcemy skroić do zamówionej potrawy, po czym trufle czekają, aż danie zostanie podane na stół. Następnie, kelner waży wybraną truflę przed użyciem, jej wagę zapisuje, skrawa truflę bezpośrednio na talerz do momentu, aż powiemy „stop” (2,80 EUR za gram to nic, ale gram białej trufli to również NIC ;-) ). Na koniec trufla ponownie jest ważona, jej waga trafia do notatnika, a kwota, jaką zobaczymy na rachunku będzie wypadkową różnicy pomiędzy wagą początkową a końcową trufli. I tyle.
Cantina di Castiglione Falletto to świetna restauracja, w której najbardziej urzekła nas dbałość o szczegół. Jeżeli podają do dania Parmigiano Reggiano, to zostawiają ser w kawałku na stoliku, można go zetrzeć tyle, ile się potrzebuje i wiadomo, z czym mamy do czynienia, ile miesięcy liczy sobie Parmezan i skąd pochodzi. Jeżeli zamawiamy czarną kawę, dostajemy świeżo zaparzoną mokę, która nalewana jest do filiżanek z kawiarki bezpośrednio przy stoliku. Jeżeli wino na kieliszki, to zawsze lane przy stoliku. Obsługa jest na najwyższym poziomie – z jednej strony przesympatyczna, otwarta i o niezmierzonych pokładach cierpliwości, z drugiej kompetentna i pełna szacunku dla gości o nietypowych wymaganiach. Jak na lokal na końcu świata to zdecydowanie więcej niż można by oczekiwać. Wrócimy tu przy najbliższej okazji. I dla panoramy z tarasu, dla wina i dla jedzenia.
Drugie miejsce do rozważenia, jeśli chodzi o lunch lub kolację w Castiglione to Le Torri, również z tarasem widokowym. Nie jedliśmy tu, ale na pierwszy rzut oka wygląda sympatycznie.