Facet na tropie żywnościowych śmieci wraca po dłuższej przerwie z kolejnym, XIV już, odcinkiem cyklu.

By skutecznie unikać kontaktu z ryzykownymi produktami, nie wystarczy już nie odwiedzać fast foodów i wykluczyć z diety zupy w proszku czy wypakowane cukrem i sodą płatki śniadaniowe. Anty-jedzenie czyha wszędzie, dlatego zanim coś kupisz, czytaj etykiety. Kryteria doboru poszczególnych produktów, które występują w tym cyklu, są nieskomplikowane – trafiają tu artykuły spożywcze, które podczas zakupów wpadną nam w oko, ale których nigdy nie wstawilibyśmy do własnego koszyka, o konsumpcji nie wspominając.

Ten odcinek różni się od poprzednich z jednego zasadniczego powodu – tym razem pod lupę wzięte zostały nie produkty znalezione przez FiKa na sklepowych półkach, ale w lodówce / spiżarce osób z naszej najbliższej rodziny. Pojawia się tu kilkanaście przeciętnych, popularnych produktów, które są powszechnie dostępne w sklepach oraz po które (tak się wydaje) sięga wiele osób.

Zdjęcia do tego wpisu robiliśmy w czerwcu br., a dosłownie kilka dni temu właściciel występujących w tym wpisie produktów oznajmił nam, że „przez nas czyta etykiety!”. I dobrze, właśnie o to chodzi. Warto zatruwać rodzinie i wszystkim innym przysłowiowe cztery litery, skoro są jakieś rezultaty;-)

Jeszcze jedna rzecz. Trudno powiedzieć, jak potoczą się losy tego cyklu, bowiem od przejścia na bezgluten (PRZECZYTAJ) w delikatesach czy marketach bywamy zdecydowanie rzadziej niż kiedyś, a tym samym mniej jest okazji do namierzania produktów wartych uwzględnienia w tej serii wpisów. Oferta bezglutenowa w sieciach delikatesów czy marketów – wbrew oficjalnej propagandzie – jest niestety wciąż dość marna, a jakość produktów rozczarowuje, dlatego nie bardzo mamy powody by się tam pojawiać. No chyba, że komuś niestraszna wysoko przetworzona bezglutenowa pseudo-żywność z przekąskami i napakowanymi chemią mieszankami do wypieków na czele, etc. Nam straszna, więc zakupy robimy obecnie gdzie indziej ;-)

Poprzednie wpisy w ramach cyklu znajdziesz tu: FACET NA TROPIE – WCZEŚNIEJSZE ODCINKI.

TARTARE – Cebulowe pole

zdjęcie 3(1)

zdjęcie 4(1)

Hasło na froncie obiecujące: bogaty i wyrafinowany. W praktyce okazuje się jednak, że jest jak zwykle, czyli słabo: serek twarogowy z szalotką zawiera rzeczonej szalotki całe 1,5 %. Reszta cebulowości twarożku to zasługa „naturalnego aromatu cebulowego„. Bogactwo i wyrafinowanie w czystej postaci, „smacznego”!

TARTARE – Łososiowa zatoka

zdjęcie 1(3)

zdjęcie 2(3)

Ten sam serek w wydaniu z wędzonym łososiem. Tu przewodniego składnika mamy jeszcze mniej niż w wariancie z cebulą (łosoś – 0,8%), ale za to całości dopełniają dwa wzmacniacze smaku z grupy E oraz barwnik. Bogactwo i wyrafinowanie w zakresie korzystania z usług technologów żywienia – na pewno, ale nic poza tym. Zdecydowanie lepiej zjeść ser, w zestawieniu z łososiem albo bez, byle nie sięgać po takie wynalazki.

POWIDŁA ŚLIWKOWE

zdjęcie 1(2)

zdjęcie 2(2)

Kiedyś konfitury i powidła robiło się z samych owoców albo z owoców z dodatkiem cukru. Odkąd światu objawił się syrop glukozowo-fruktozowy, obok – a coraz częściej zamiast cukru – pojawia się nieszczęsny g-syrop. Dlaczego producenci żywności tak chętnie po niego sięgają? Przede wszystkim dlatego, że jest tańszy od cukru, w związku z czym świetnie wpisuje się w ogólnie panujące ciśnienie na obniżanie kosztów działalności gospodarczej, w tym kosztów produkcji. A że przy okazji syrop g-f jest szkodliwy, ponieważ organizm szybciej metabolizuje go w tłuszcz, przyczyniając się tym samym do wzrostu plagi nadwagi, to już bez znaczenia. Grunt, że taniej. W ideale powinno być ZA ZERO. Warto mieć na uwadze, że syrop czai się już właściwie wszędzie, nawet w produktach, co do których można by zakładać, że syropu w nich nie ma (takich jak np. smakowe wafle ryżowe, ketchupy, rybki w puszce, etc.). Bądź czujny i czytaj etykiety!

CRUNCHY SANTE

zdjęcie 3(2)

zdjęcie 4(2)

„Sante” oznacza „zdrowie”, ale niepokojąco często to, co proponuje ten producent, zdrowe niestety nie jest. Sante pojawia się w tym cyklu, niestety, nie po raz pierwszy. I być może nie ostatni. Niby-zdrowe musli zawiera między innymi syrop glukozowo-fruktozowy, soję i tłuszcz palmowy, który jest najtańszym i najbardziej podłym tłuszczem roślinnym, powszechnie stosowanym w przemyśle spożywczym.

GRYCAN – SORBETY

zdjęcie 2

zdjęcie 1(1)

zdjęcie 2(1)

Sorbety owocowe w wydaniu Grycana to, obok owoców, stabilizatory i zagęstniki w rodzaju gumy guar oraz gumy ksantanowej i syrop glukozowy (tak, jakby nie można było ograniczyć się do cukru, który też tu jest). Dlaczego kiedy jadę za granicę, widzę w sklepach sorbety, których lista składników ogranicza się do 2: owoców i cukru? Smaku nie da się porównać z tym, co rynek oferuje u nas. Rozwiązanie? Zrobić sobie sorbet samemu, np. wg tego przepisu – BARDZO PROSTY PRZEPIS NA SORBET TRUSKAWKOWY BEZ CUKRU.

GRYCAN – LODY CZEKOLADOWE

zdjęcie 3

zdjęcie 4

Bogactwo szlachetnej czekolady to – u Grycana – woda (w lodach z założenia kremowych – nie sorbetach – wody być nie powinno), a dalej czekolada w proszku i w płatkach (w łącznej ilości 17%), emulgatory, stabilizatory, zagęstniki, odtłuszczone mleko w proszku i syrop glukozowy. Smutno się robi i aż żal wydać na coś takiego 20 zł/opakowanie. A marka Grycan uchodzi przecież za lody z wyższej półki. Podobno.

CHRZAN TARTY ZE SŁOIKA

zdjęcie 1(4)

zdjęcie 2(4)

Chrzan sarmacki czyli często wykorzystywany motyw odwoływania się do polskiej szlacheckiej tradycji i pozytywnych (przeważnie) skojarzeń z nią związanych. Wystarczy jednak lektura etykiety, by błyskawicznie powrócić do przygnębiającej współczesnej rzeczywistości. Chrzan sarmacki XXI wieku w tym wydaniu zawiera, poza chrzanem, między innymi olej, gumę guar, gumę ksantanową, mleko w proszku (WTF?) i przeciwutleniacz.

Czy da się jeszcze kupić chrzan taki, jak to drzewiej bywało? Da się, ale trzeba a) dobrze się naszukać oraz b) liczyć się z tym, że trzeba będzie kupić najdroższy chrzan z półki. Na tanie nie warto nawet patrzeć. Ja sam chrzanu używam rzadko, dlatego jeśli już po niego sięgam, wybieram świeży. A o przykładowym chrzanie słoikowym wartym uwagi napisałem TUTAJ.

BORÓWKA DO MIĘS I SERÓW ORAZ KONFITURY OD ŁOWICZA

zdjęcie 3(3)

zdjęcie 4(3)

zdjęcie 5

Samo najlepsze od Łowicza w dwóch odsłonach. Można odnieść wrażenie, że przemysł spożywczy bezpowrotnie utracił zdolność wytworzenia na masową skalę czegokolwiek, co byłoby wolne od syropu glukozowo-fruktozowego oraz gumy guar lub gumy ksantanowej. Kiedyś do „użelowienia” dżemu czy konfitur wystarczała pektyna. Dziś używa się jej chyba tylko śladowe ilości i to wyłącznie dla niepoznaki, uzupełniając występujące braki gumowymi zagęstnikami. A syrop to, jak wiadomo, rezultat powszechnej optymalizacji kosztów produkcji. Metoda na to jest jedna – czytać etykiety i mieć nadzieję, że tam, gdzie w składzie są owoce i cukier, naprawdę tak jest…

PESTO BAZYLIOWE

zdjęcie 3(4)

zdjęcie 4(4)

Front słoika anonsuje „sos pesto”. Zaplecze jest już bardziej precyzyjne. Zamiast „sosu” producent wprowadza po cichu pojęcie „preparat”. Hasło PREPARAT NA BAZIE BAZYLII na przedniej etykiecie mógłby przełożyć się na niezgodne z oczekiwaniami wyniki sprzedaży, a tak… zerkasz, kupujesz pesto, a później już nie studiujesz etykiet, bo przecież nie masz na to czasu. Kolejny raz etykieta zbyt drobnym druczkiem uniemożliwia odczytanie składu, w związku z czym przytaczam tu co ciekawsze elementy: olej słonecznikowy, odtworzone płatki ziemniaczane, syrop glukozowy, konserwant i kwas mlekowy. Jest nawet oliwa w ilości 2% – podobno „najwyższej jakości z pierwszego tłoczenia”. Za komentarz niech posłuży link do przepisu na domowe pesto bazyliowe – PRZEPIS NA PESTO Z BAZYLII.

SYROP OWOCOWY HERBAPOL

zdjęcie 1(5)

zdjęcie 2(5)

Syrop owocowy po taniości – na bazie syropu glukozowo-fruktozowego. Wlewać to do herbaty zamiast cukru to jak wpaść z deszczu pod rynnę. Albo nawet gorzej. Gdzieś, w którymś Społem, trafiliśmy kiedyś na syropy owocowe jakiegoś małego krajowego producenta. Wersje z bardziej słodkich owoców nie zawierały nawet cukru (same owoce), warianty z owoców mniej słodkich dosłodzone były cukrem. Butelki – stylizowane na babcine wiktuały (szyjki owinięte płótnem, etykieta pisana starzoną czcionką, etc.). Nazwy wytwórcy niestety nie pamiętam, ale warto dobrze przeanalizować sklepowy asortyment, nim dokona się zakupu. Na Herbapolu świat się nie kończy, jest alternatywa.

PRECLE CZEKOLADOWE

zdjęcie 3(5)

zdjęcie 4(5)

Coś dla łasuchów – czekoladowe precle. Emulgatory, sorbitole i g-syrop, jakżeby inaczej. Kolejny dowód na to, że jakość słodyczy obniża się w zastraszająco szybkim tempie. FiK słodyczy je mało, ale OK, mam świadomość, że nie każdy tak potrafi. Jeśli należysz do grona amatorów słodkiego, wysil się trochę i zrób sobie coś dobrego sam, we własnej kuchni. Propozycje słodkich przepisów od Faceta i Kuchni znajdziesz TUTAJ.

PIWO FOSTER’S

zdjęcie 3(6)

Foster’s to marka australijskiego piwa warzonego od XIX wieku przez Foster’s Group. W Europie prawa do jego wytwarzania i dystrybucji należą do koncernu Heineken. To powinno w zasadzie wystarczyć za ostrzeżenie;-) Piwo nie należy do najtańszych, ale skład ma żałośnie marny. Syrop glukozowy w piwie oznacza, że wspomniana wyżej optymalizacja kosztowa w branży browarniczej sprawiła, iż piwo w którymś momencie piwem być przestało. Kiedy dokładnie? Nie wiem, przegapiłem.

Od przejścia na bezgluten (z dniem 1 maja br.) przestałem pić piwo, ograniczając się przede wszystkim do dwóch pozostałych ulubionych trunków, czyli wina i cydru. W czasach, gdy po nie sięgałem, kupowałem dobre – wydawało mi się – gniewoszki albo noteckie plus czasem jakieś belgijskie butelki typu Satan czy uroczo brzmiące;-) Delirium Tremens. O ile co do browarów belgijskich raczej ufam, że nie kombinują z tradycyjnymi recepturami w imię maksymalizacji zysków za wszelką cenę, o tyle na temat Browaru Czarnków w sieci można znaleźć informacje różne. Nie zgłębiam tematu, żeby się nie dołować, bo bezgluten równa się rezygnacja z piwa, ale ogólny obraz rynku nie napawa optymizmem. Dobrze o tyle, że zdecydowanie nie mam za czym tęsknić ani czego żałować. Piwo to piwo, a wynalazki w rodzaju produktu ze zdjęcia piwem nazywać się nie powinny. To co najwyżej wyrób piwo-podobny.

TORCIK WEDLOWSKI

zdjęcie 1(6)

zdjęcie 2(6)

„Tworzony z pasją od wielu lat według tej samej receptury”. Czy na pewno?

Czy w pierwotnym przepisie na torcik pojawiała się lecytyna sojowa, tani i niskiej jakości tłuszcz czyli olej palmowy (o którym wspominałem wyżej), mleko w proszku, jaja w proszku, maltodekstryna i 3 spulchniacze? Chyba jednak nie. Jakość Wedla leci „na łeb, na szyję”, sięgają po niego już tylko naiwni albo obojętni na jakość, względnie nadmiernie przywiązani do samej marki bez względu na okoliczności. Na rynku jest sporo czekolad naprawdę dobrej jakości, wystarczy dobrze się rozejrzeć. O niektórych z nich przeczytasz tu: CZEKOLADY. Dodam tylko, że na Okęciu w Delii torciki Wedla w nieco bardziej finezyjnych opakowaniach niż te ze zdjęcia leżą sobie na półce w cenie 42 zł/sztuka. Przy prezentach cena nie gra roli;-), ale jakość przecież już tak. Szkoda, że torcik – jak cały Wedel – tak bardzo zszedł na psy.

Tyle na dziś. Ciąg dalszy (być może) nastąpi.