Wydanie książki kucharskiej to jeden z kolejnych etapów kariery wielu postaci o rozpoznawalnych nazwiskach.

Nic zatem dziwnego, że własną publikacją na tematy kulinarne może poszczycić się już także Camilla Läckberg, znana – nie tylko w Szwecji – autorka kryminałów. „Smaki z Fjällbacki” w ojczyźnie autorki trafiły na rynek w roku 2008; polski przekład ujrzał światło dzienne kilka tygodni temu za sprawą wydawnictwa Czarna Owca.

Camilla, prócz popularności, ma dodatkowe atuty. Po pierwsze, jak sama deklaruje, gotowanie było i jest jej hobby, po drugie zaś, od dziecka przyjaźni się z Christianem Hellbergiem, tj. znanym w Kraju Trzech Koron szefem kuchni, którego nazwisko (pisane mniejszą czcionką – prawa rynku są nieubłagane), również znalazło się na okładce książki. Oczywiście, kulinarną pasję można sobie zawsze, w razie potrzeby, przypisać, a współautora-fachowca wynająć, jednak ogromne (i zapewne równie szczere) oczy Camilli każą mi wierzyć, że „Smaki z Fjällbacki” powstały z autentycznej potrzeby serca, nie zaś z dążenia do poprawy stanu konta. Zresztą, nawet gdyby było inaczej, nie ma to w gruncie rzeczy większego znaczenia. Najważniejsze, by efekt końcowy trzymał odpowiednio wysoki poziom.

Scenariusza, który przyniósł sukces, nie ma sensu zmieniać bez potrzeby, nie zaskakuje więc, że już samym tytułem książka nawiązuje zarówno do miejsca, w którym toczy się akcja kryminalnych opowieści Camilli, jak i rodzinnej miejscowości obojga autorów „Smaków z Fjällbacki”. Sentymentalna podróż do krainy dzieciństwa, do tego kulinarnym szlakiem, to pomysł, który faktycznie wydaje się trafiony. Läckberg podkreśla we wstępie, że żadna ze znanych z dzieciństwa potraw, przygotowywana później przez nią samą, nie smakuje tak, jak we Fjällbace, Christian zaś twierdzi, że dorastanie w tym miasteczku pozostawiło trwały ślad w jego życiu, zarówno zawodowym, jak i osobistym.

Tłumaczy to, dlaczego w książce znalazło się sporo zdjęć, przedstawiających urzekająco piękne krajobrazy z okolic Fjällbacki (zawsze powiązane tematycznie z wodą), które stanowią dodatkową ozdobę „Smaków”. Autorzy i wydawcy położyli nacisk na jakość i wygląd tej pozycji, i rzeczywiście, dzięki świetnym, klimatycznym zdjęciom, solidnej, twardej i lakierowanej oprawie oraz przejrzystej kompozycji przepisów, pod względem edytorskim książka prezentuje się nad wyraz atrakcyjnie, wręcz albumowo. Z doświadczenia wiem jednak, że albumowe książki kulinarne dość często nadają się głównie do sycenia oczu, rzadziej stanowiąc realną pomoc w prawdziwym gotowaniu.

Jak na tym polu wypadają „Smaki z Fjällbacki”?

Książkę podzielono na nietypowe rozdziały, podkreślające sielankowość życia w tym urokliwym porcie (np. Piknik nad Badholmen, Lunch na przystani, Grill party na Valo czy Świętowanie we Fjällbace), które nie ułatwiają szybkiego, intuicyjnego odnalezienia danego przepisu. Nie jest to jednak zarzut, bowiem taka konwencja dobrze współgra z ogólnymi założeniami publikacji. Tym bardziej, że dodatkowy klimat wprowadzają tu krótkie opowieści Camilli, poprzedzające każdą część wydawnictwa, które zresztą w humorystyczny sposób ujawniają kulisy pracy nad książką i jej oprawą fotograficzną (np. Grill party na Valo).

Już pobieżny przegląd zawartości dowodzi, że tematem przewodnim „Smaków z Fjällbacki” są owoce morza. Bardzo mi to odpowiada, choć nie da się ukryć, że z dostępnością niektórych składników nie jest w naszym kraju szczególnie łatwo. Wyraźnie widać również, że za całą kulinarną część książki odpowiadał  Hellberg – zawodowy szef kuchni. Mocno przekłada się to na ”restauracyjny” charakter wielu prezentowanych dań, sposób ich przygotowania, łączenia składników czy serwowania, który nastawiony jest przede wszystkim na właściwy efekt wizualny. Sporo tu miksowanych, spienionych sosów, dekoracyjnych pianek i musów, pieczołowitego układania maleńkich kawałków składników tej czy innej potrawy (pierwszy z brzegu przykład – glazurowany schab wieprzowy z arbuzem i kremem z koziego sera albo dorsz z rusztu z brandade z wędzonego węgorza z masłem rakowym). Jeśli lody, to własnoręcznie przygotowane, jeśli dip, to truflowy, pianka curry, albo krem – z pasternaku.

Z powyższych względów, książkę polecałbym przede wszystkim miłośnikom właśnie takiego, perfekcyjnie uporządkowanego gotowania, oraz serwowania przygotowanych dań w restauracyjny sposób, które – przyznaję – jest dość dalekie od mojego, raczej chaotycznego, kulinarnego temperamentu. Owszem, czasem na pewno warto pokusić się o coś finezyjnego, wyrafinowanego, niemal geometrycznego; wtedy „Smaki z Fjällbacki” sprawdzą się bardzo dobrze. Przykładem niech będzie, przygotowana przeze mnie, na podstawie zawartego w książce przepisu, śledziowa terryna ze szczypiorkiem (TERRYNA – PRZEPIS).

Można znaleźć tu także nieco ”swobodniejsze” przepisy, np. na prostą sałatkę z pomidorów i grillowanych warzyw, albo na grillowanego łososia. Na tle pozostałych receptur są one zaskakująco mało wyrafinowane, ale przecież nie w tym rzecz, skoro są naprawdę smaczne – jak na przykład rzeczywiście łatwe, a przy tym pyszne, waniliowe placuszki, które również przygotowałem w oparciu o zamieszczony tu przepis (PLACKI – PRZEPIS).

Niestety, polski wydawca nie ustrzegł się jednego, acz istotnego błędu, mającego dość znaczący wpływ na praktyczną przydatność zawartych w książce przepisów. Chodzi o jednostkę miary, którą posługują się autorzy – tj. dl, czyli niestosowane w Polsce decylitry. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że decylitr nie jest aż takim problemem, skoro to po prostu 1/10 litra, czyli 100 ml. Owszem, ale tylko w przypadku, gdy w ten sposób oznacza się substancje płynne. Autorzy tymczasem posługują się decylitrami również do określenia objętości majonezu, mąki, cukru, czy orzechów, to jest produktów, których ilość my podajemy zazwyczaj w gramach. Tu przeliczanie proporcji nie jest już tak proste i automatyczne. Pozostawienie w polskim przekładzie decylitrowych jednostek miar bez odpowiedniego systemu przeliczania uważam za dość spore niedopatrzenie.

Generalnie jednak „Smaki z Fjällbacki” to pozycja, którą warto mieć na półce; nie tylko dlatego, że bardzo ładnie się prezentuje. Książka daje dobre wyobrażenie o szwedzkiej kuchni (zapomnijcie o daniach serwowanych w IKEA), która przedstawiona została od jej restauracyjnej, bardziej ambitnej i wyrafinowanej strony. Trudno uwierzyć, by przeciętny Szwed, zamiast przyrządzić tradycyjne mięsne klopsiki, poświęcał czas na przygotowanie np. grillowanych szparagów z sosem holenderskim (zrobionym, rzecz jasna, samodzielnie, choć to wcale niełatwe) i kawiorem z pstrąga. Przeciętny Polak, nawet taki, który ma pewne pojęcie o gotowaniu, raczej też się na to nie porwie; chyba, że będzie chciał zaimponować swej damie albo znajomym. Wtedy jednak rezultat wcale nie jest pewny, ponieważ moim zdaniem „Smaki z Fjällbacki” (a przynajmniej, zdecydowana większość zawartych w niej przepisów) przeznaczone są dla bardziej zaawansowanych miłośników gotowania, którzy (trudne) początki mają już za sobą. To właśnie im lektura ”Smaków” sprawi najwięcej frajdy. Sentymentalna podróż do czasów dzieciństwa – tak, ale z solidnym kulinarnym warsztatem.

Camilla Läckberg, Christian Hellberg – „Smaki z Fjällbacki”
Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2012
176 stron, okładka twarda
tłumaczenie: Inga Sawicka 

***

KONKURS!

WYNIKI:

Książka wędruje do Kingi Płochockiej, która przestrzega przed fermentowanymi śledziami Surstromming. Gratulujemy :-)
Książkę wysyła Wydawnictwo Czarna Owca.

***

Wszystkich, którzy chcieliby uzupełnić kulinarną bibliotekę o zrecenzowaną powyżej książkę, dodatkowo opatrzoną autografem Camilli Läckberg, zapraszam do konkursu!

Warunkiem udziału w konkursie jest udzielenie odpowiedzi na pytanie: z czym (poza łososiem ;-) ) kojarzy Wam się szwedzka kuchnia?

Odpowiedzi przesyłajcie emailem na kontakt@facetikuchnia.com.pl. W tytule wiadomości wpiszcie „CZARNA OWCA„, a w treści – poza odpowiedzią – podajcie imię i nazwisko. Konkurs trwa w dniach 30 listopada – 7 grudnia br. Nazwisko laureata opublikujemy na blogu w poniedziałek, 10 grudnia br.

Fundatorem nagrody jest Wydawnictwo Czarna Owca, dzięki któremu ukazał się polski przekład „Smaków z Fjällbacki„.