Czytaj też:
- Madera bez biura podróży – informacje praktyczne
- Gdzie jeść na Maderze – te restauracje sprawdziliśmy osobiście
- Vereda da Ponta de São Lourenço
- Najpiękniejszy szlak na Maderze – z Pico do Areeiro na Pico Ruivo, do Achada do Teixeria (i z powrotem)
- Dolina martwych drzew
- Vinhos Barbeito – wine tasting platinum
- Co przywieźć z Madery?
- Punkty widokowe na Maderze
Cabo Girão
Cabo Girão to drugi najwyższy klif w Europie, obudowany atrakcjami dla turystów, a przez to przedstawiany jako must see i obowiązkowa do zaliczenia atrakcja. Warto? Warto! Szczególnie w złotej godzinie i przy zmiennej pogodzie. Wbrew pozorom, monotonnie czyste niebo wcale nie jest tu najlepszym scenariuszem, ale o tym za chwilę.
Atrakcje Cabo Girão – klif i kolejka
Po pierwsze, mamy tu strzelisty klif wbity w granat Atlantyku z punktem widokowym i przeszklonym tarasem, otwartym w 2012 i zawieszonym wprost nad klifem na wysokości 589 metrów. Tabliczka na tarasie zaniża wysokość, może celowo, ale niepotrzebnie, ponieważ taras naprawdę nie jest powodem do stresu. Raz, że konstrukcja wygląda solidnie (choć tego popołudnia akurat nie było tłumów). Dwa, że szkło jest grube i dość mocno zanieczyszczone, więc w rezultacie niewiele przez nie widać. Strach niektórych wynika chyba bardziej ze świadomości, że pod stopami mają urwisko i Atlantyk, niż z tego, co faktycznie widzą przez szklany taras. Gdyby szkło było czyste, gładkie i niesegmentowane, wrażenie “zawieszenia” nad urwiskiem byłoby pewnie całkiem inne, ale nie jest. Także tak, wchodzisz na taras bez wahania i cieszysz oczy panoramą, bo widok z klifu faktycznie jest fenomenalny i na długo zapisuje się w pamięci.
Kiedy staniesz na tarasie i spojrzysz na wschód, w dole zobaczysz Câmara de Lobos, a dalej Santo Antonio, czyli zachodnią część Funchal (tu mieszkaliśmy) i resztę miasta, rozproszoną po okolicznych wzgórzach.
Po drugie, klasyczna iberyjska rozrywka, czyli teleférico! Hiszpania i Portugalia kolejek linowych mają sporo, a sama Madera – w relacji do powierzchni – zatrzęsienie ;) Teleféricos do Funchal, Teleférico do Garajau w Caniço, Teleférico das Achadas da Cruz w Porto Moniz, Teleférico Fajã dos Padres i Teleférico do Rancho w Câmara de Lobos…
Teleférico do Rancho uruchomiono w 2003 roku jako dwa wagoniki kursujące góra-dół, które mieszczą max. 6 osób i w takiej wersji działa do dziś. Kolejka łączy Sítio do Rancho i Fajãs do Cabo Girão, a jej główną atrakcją jest widok z wagonika na tarasy (fajãs) i południowe wybrzeże. Początkowo, kolejki używano jako środka transportu, by lokalnym rolnikom ułatwić dostęp do mikro pól uprawnych (na Maderze wykorzystuje się każdy skrawek ziemi, widać to szczególnie wyraźnie na przykładzie niezwykle rozproszonych upraw winorośli).
W zeszłym roku przyjechaliśmy do Cabo Girão na zachód słońca, czyli za późno na kolejkę, nadrobimy następnym razem i wtedy dodamy zdjęcia z trasy.
Zachód słońca i zmienna pogoda na klifie
Cabo Girão, jak wiele podobnych mu klifów, jest doskonałą miejscówką do łowienia spektakularnych zachodów słońca. Jeżeli cierpisz na nieuleczalną chorobę pt. sunset chasing koniecznie zajrzyj tu pod koniec dnia. Złota godzina na szczycie klifu, na wysokości blisko 600 m, z oglądanym na żywo słońcem w szalonym tańcu z nieokiełznanymi chmurami to coś naprawdę wyjątkowego. Wiatr z zapałem przewiewa chmury, w jednej chwili widać wszystko, w drugiej nic lub prawie nic, ale właśnie na tym polega urok miradouros (punktów widokowych) ulokowanych na wysokościach. W „naszym” dniu zachód słońca był niesamowicie widowiskowy, a jeszcze godzinę wcześniej nic nie zapowiadało takiego spektaklu.
Przyjechaliśmy na miejsce późnym popołudniem, mniej więcej półtorej godziny przed zachodem słońca. Zaparkowaliśmy samochód na małym parkingu (mieści 3-4 auta) trochę poniżej poziomu Miradouro do Cabo Girão i przez pół godziny obserwowaliśmy szaro-burą mgłę, gęstą jak mleko, wściekle nawiewaną przez silny wiatr. Było zimno, na oko co najmniej 10 stopni mniej niż w Câmara, z którego wyjechaliśmy chwilę wcześniej. Szczerze, oczekiwaliśmy co najmniej przelotnego deszczu, a tu nic. Mgła pofruwała, drzewa poszumiały i tyle. Zaczęło się przejaśniać, więc odziani w kurtki i czapki zostawiliśmy samochód i poszliśmy na spacer po okolicy, czyli szosą w górę. Po kilku chwilach wyszło słońce i znów zrobiło się cieplej.
Przed wejściem na Cabo Girão starszy pan piekł kasztany (jesień ma swoje plusy), więc wchłonęliśmy po porcji, obejrzeliśmy turystyczne bambetle w sklepiku tuż przy miradouro (jest tu też kawiarnia, ale obsługa już sprzątała wnętrze, więc nie mieliśmy okazji sprawdzić, co ma do zaoferowania) i w ten sposób doczekaliśmy godziny zero. Zachód słońca był niezwykły i nieporównanie ciekawszy niż tylko słońce na czystym niebie, niespiesznie rozpływające się w oceanie.
Wniosek? Warto zaczekać, nie warto natomiast przejmować się zmienną aurą. Pogoda tak już ma, że bywa kapryśna, a z drugiej strony chmury często rozmywają się niepostrzeżenie właśnie na zachód słońca, jakby chciały powiedzieć: “Masz, człowieku, kontempluj, gap się, skoro musisz, niebawem i tak nadpłyniemy ponownie”. Dodatkowy plus jest taki, że ludzi, wbrew pozorom, wcale nie przyjeżdża o tej porze tak wielu (chyba, że jesienią 2021 był to jeszcze “efekt pandemii”).
Podobna pogodowa niepewność, tj. ciemne chmury znikające nagle tuż przed zachodem słońca, zdarza się często również na Azorach, np. w Mosteiros, którego klify i ogólna sceneria też sprzyjają miłośnikom teatru zachodzącego słońca. Na widok chmur nie trzeba wpadać w panikę. Lepiej zaczekać, tym bardziej, że słońce w chmurach maluje jeszcze bardziej niezwykłe obrazy.
Wstęp na punkt widokowy jest bezpłatny, choć na terenie obiektu są zainstalowane (nieużywane) bramki. Pytanie, czy mają służyć pobieraniu opłat, czy tylko ograniczaniu tłoku na tarasie.